Nawet Chińczycy nie wierzą w chińską ekspansję motoryzacyjną. Zapowiada się terapia szokowa
Większość starych graczy rynku motoryzacyjnego siedzi jak na szpilkach, bo boją się uderzenia ze strony chińskiej konkurencji. Tymczasem ta bez wsparcia rządu ma się słabo, a rynek jest dla niej morderczy. Czy nadchodzi terapia szokowa w motoryzacji?
Podświadomie czujemy, że coś się zmieniło w ostatnich latach w motoryzacji. Nieustanne dokręcanie śruby producentom przez władze Unii Europejskiej, połączone z niepohamowaną żądzą zysku akcjonariuszy sprawiły, że tradycyjne samochody są drogie, a klienci nie mają ochoty kupować wysokomarżowych produktów. Punktem zwrotnym było przegłosowanie zakazu sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 r., który przyczynił się do zwiększonej aktywności ze strony chińskich producentów.
Po porażce, jaką na początku lat 2000. ponieśli w trakcie próby podboju europejskiego rynku, chińscy producenci wycofali się do swojego państwa i tam zaczęli pracować nad nową strategią. Pomógł im w tym rząd, który postanowił uruchomić program dotowania samochodów NEV czyli New Energy Vehicle - zasilanych nowymi źródłami. Okazało się, że produkcja samochodów elektrycznych przy hojnej kroplówce rządu nie jest tak trudna i pozwala na gwałtowne wzrosty sprzedaży. Dzięki systemowi dopłat i zachęt chińscy klienci rzucili się na nowe samochody. Partia pozwoliła się zachwycić nowymi technologiami, zachęcała do nich, wierząc, że to będzie klucz do światowego sukcesu. W międzyczasie Chińczycy udali się na zachód w celu zakupu upadłych marek lub takich, które przeżywały trudną sytuację finansową.
Dzięki mądrej polityce europejscy producenci chcący sprzedawać w Chinach musieli zgodzić się na transfery technologiczne do spółek joint-venture z lokalnymi producentami. Chińczycy znani do tej pory z nieudolnego kopiowania europejskiej motoryzacji poszli na swoje. Boom był tak duży, że jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać kolejne start-upy, które oferowały nowe samochody elektryczne. I właśnie teraz dowiedzieliśmy się, co myślą o nich inni producenci chińscy i jaki los jest im pisany.
Nadchodzą krwawe czasy dla chińskich producentów
O ciekawym przypadku donosi Business Insider. Zgodnie z nim chińscy producenci pomimo tego, że sprzedają swoje produkty jak nigdy dotąd, to ciągle są na minusie, bo za dużo dokładają do interesu. Nio, które i tak co roku odnotowuje stratę tylko w trzecim kwartale 2024 r. zaliczył stratę netto w wysokości 700 mln dolarów - o ponad 11 proc. większą niż rok temu. Nie pomogło dostarczenie ponad 60 tys. pojazdów w jednym kwartale - akcjonariusze się niecierpliwią, a wartość akcji spadła o 7 proc. Konkurencja na rynku chińskim jest tak mordercza, że producenci muszą ciąć ceny, a to przekłada się na zyski, a raczej na ich brak.
W podobnej sytuacji jest Zeekr, który jest na minusie o 250 mln dolarów, a Xpeng ma stratę w wysokości zaledwie 150 mln dolarów. Obie firmy chwaliły się rekordową sprzedażą, tylko co z tego, skoro dokładają do interesu? Xiaomi, które pochwaliło się rekordem sprzedaży swojego modelu SU7 również dokłada do samochodów elektrycznych.
Szef Xpeng poskarżył się ostatnio singapurskiej gazecie, że przez wojnę cenową w ciągu 10 lat zniknie większość chińskich producentów samochodów. Według jego słów z prawie 300 start-upów motoryzacyjnych na rynku została mniej niż setka, a samochody sprzedaje zaledwie połowa. Według jego słów w ciągu najbliższych 10 lat na rynku zostanie może 7 dużych firm. Oczywiście marek będzie więcej, bo Chińczycy uwielbiają tworzyć submarki, ale nie zmienia to prognoz, które zapowiadają się pesymistycznie dla Chińczyków.
Jest jednak jeden producent, który niczego się nie boi
BYD nie ma żadnej litości dla konkurencji i rok za rokiem zalicza kolejne rekordy sprzedaży i zysków.
Zysk w tym kwartale wyniósł 1,6 mld dolarów, co jest wręcz szalone na tle chińskiej konkurencji. A gdzie leży tajemnica sukcesu BYD? Większość produkcji mają na miejscu, nie kupują gotowych komponentów, tylko korzystają z własnych zasobów. Tym samym mogą panować nad cenami i marżą.
Czy chińskie firmy rzeczywiście znikną z rynku? To wcale nie jest takie proste, bo to zależy od decyzji chińskich władz. Jeżeli widza w kimś potencjał, to dotują go pomimo wszystko, tak jak np. Nio, które w normalnych warunkach rynkowych już dawno zniknęłoby z rynku. Tymczasem rządowa kroplówka pozwala przetrwać dużo, a przynajmniej do momentu, gdy nie pojawi się pielęgniarka i nie wyciągnie wenflon.
Więcej o chińskiej motoryzacji przeczytacie w: