REKLAMA

Mitsubishi Colt z LPG wkracza do gry i od razu test. Jest to samochód cenny

Już jest z nami, Mitsubishi Colt z instalacją LPG. W 2024 r. taki wariant i trzeba uznać za bardzo cenny, co potwierdza kwota z cennika i ten test.

Mitsubishi Colt z LPG wkracza do gry i od razu test. Jest to samochód cenny
REKLAMA

Prawie już nie ma nowych samochodów z instalacją LPG. Po niedobitki oferty należy stawić się w koncernie Renault, który coś jeszcze ma. Chyba nieco przypadkiem na możliwość sprzedawania samochodów z gazem załapało się Mitsubishi. Wyjątkowo dobrze wybrało modele, które pożycza od Francuzów. Będzie więc miało w ofercie Mitsubishi Colt z instalacją LPG. Gdy pisałem ten test, nie znałem jeszcze cen wersji z gazem i nazywałem to auto, samochodem bezcennym. Tak dobrze nie jest, istnienie jest cenne, ale Colt będzie musiał się trochę napocić, żeby zlikwidować przewagę jaką ma Renault Clio.

REKLAMA

Jeździłem wersją Mitsubishi Colt w wersji Invite, czyli wcale nie najbogatszą, jak to najczęściej w przypadku aut do testów prasowych bywa. Czy mi się podobało? Nie tak bardzo, jak w przypadku testu hybrydowego Clio, ale tylko przez jeden element, o który w tym segmencie trudno mieć pretensje (ale ja lubię wyzwania).

Mitsubishi Colt w wersji Invite

Mitsubishi Colt to jest Renault Clio i to bardzo. Model ASX po liftingu dostał swój własny przód, ale Colt ma tylko wymienione znaczki. Można się z tego śmiać, to jest dozwolone, ale tak naprawdę to nie jest wada. Niezwykle łatwo jest je pomylić - znaczek na klapie bagażnika, oznajmiający, że na ten pojazd otrzymamy 5 lat gwarancji, to główny element wyróżniający Mitsubishi Colt. Podmienienie znaczka na samochodzie jest dobrą neutralną rzeczą, jeśli dobrze wybierze się auto. Hybrydowe Clio zapamiętałem niezwykle pozytywnie, tutaj musiałem obsługiwać ręczną skrzynię biegów (6 biegów, na szczęście).

Mitsubishi zyskało pojazd segmentu B, który jest dość uniwersalny. Zaskoczeniem może być to, że da się nim jechać szybko, choć może właściwszym sformułowaniem byłoby, że dużą prędkością, ale spokojnie, rozpędza się też w miarę żwawo. Wersja bez gazu miała 91 KM mocy, ale wypadła z cennika, wersja z gazem ma 100 KM mocy. Mitsubishi Colt jest stabilny, co zważywszy na niewielki rozstaw osi, nie jest oczywiste. Jest też wystarczająco cicho, to już nie ten segment B, co kiedyś. Choć nie powiedziałbym, że to nowa cecha wszystkich aut tych rozmiarów.

Teoretycznie jest to auto miejskiego przeznaczenia, ale powiedzcie to menadżerom flot. Ta możliwość dość przyzwoitego podróżowania po drogach szybkiego ruchu jest ważną zaletą. Da się bez większego bólu poruszać Coltem z prędkością autostradową.

Poproszę o automatyczną skrzynię biegów.

W mieście byłoby z Coltem fajnie, w naturalnym środowisku znalazłby się przecież, ale trzeba tu ręką zmieniać biegi. A typową cechą Renault jest, że bardziej miesza się w biegach, niż je zmienia. Temu samochodowi bardzo przydałby się automat. Tak ja wiem, nie ten segment. Był dostępny w wersji hybrydowej, ale ta również na koniec roku 2024 r. wypadła z gry. Do wyboru jest teraz tylko wersja Inform z silnikiem o mocy 66 KM i z pięcioma biegami oraz wersja Invite z gazem. Dość prosta konstrukcja cennika.

Miejsce z tyłu

Nie jest to wymarzony pojazd do wożenia dzieci, choćby z tego powodu, że nie jest SUV-em, ani crossoverem, a przecież wszystkie mamy wiedzą, że dzieci można tylko SUV-em wozić, inaczej naraża się je na skrajne niebezpieczeństwo, głównie obniżenia prestiżu i pozycji społecznej. W zasadzie to chciałem powiedzieć o miejscu na tylnej kanapie. Tak na marginesie, tapicerka jest nawet ładna, a zagłówki też takie fensi fensi. Kolega jadąc z tyłu dwa wpisy na Autoblog.pl napisał, to może da się tam jednak żyć?

Widziałem też to auto "na przewozie osób", ale to o niczym nie świadczy, bo tam różne wynalazki jeżdżą. Ciekawe, czy muszą wtedy rysować strzałki wskazujące klientom, gdzie jest klamka? W Toyotach C-HR tak rysują. Jak dodamy do tego, że bagażnik ma podwójną podłogę, robi się całkiem sympatycznie. Samochód jest bardziej pojemny, niż może się wydawać.

Silnik trzycylindrowy

Trzy cylindry nie są już tak super sympatyczne w odbiorze, ale trudno, co zrobić. Przynajmniej auto mało pali, ale nie LPG. Zużycie gazu sięgało nawet 8,5 l, a z apetytem na benzynę, przy podobnym stylu i okolicznościach jazdy, auto zeszło do 5,5 litra. Faktem jest, że trochę go cisnąłem na tym gazie, ale chciałem odwzorować rzeczywiste warunki pracy, ale też bez przesady, nie jeździłem z gazem w podłodze. Dość duża różnica w zużyciu tych dwóch rodzajów paliwa. Miły gest to wskazanie zasięgu i zużycia gazu, gdy samochód pracuje na tym paliwie.

Mitsubishi Colt Invite z LPG

Samochód testowy był wersji Invite, co oznacza, że należało wydać na niego 86 790 zł (bez LPG), a po rabacie 73 790 zł - (właśnie to zobaczyłem, ten rabat, co tu się wydarzyło, ależ ktoś przestrzelił przy konstruowaniu cennika). Teraz, już z gazem, kosztuje 89 450 zł. Spodziewam się presji rabatowej, bo Clio z instalacją LPG można kupić za 78 600 zł. Tak, jest wtedy w słabszej wersji wyposażenia, a Colt z LPG nie da się kupić "w podstawie". Obawiam się, że klientów flotowych nie do końca przekona wyższy standard, gdy różnica w cenie wynosi prawie 11 tys. zł, ale zerknijmy do dobrodziejstw wersji Invite.

Doceniam, że w tym aucie nie ma wyłącznie plastiku wyglądającego jak plastik. Na desce rozdzielczej zastosowano jakieś tworzywo udające tkaninę. To miło, może nie rzuca na kolana, ale miły gest ojca projektującego. Na pewno należą się też choć mini oklaski za reflektory LED.

Automatyczną klimatyzację chyba można sobie darować, sam nie wierzę, że to piszę. Trochę szybko robi się z niej manualna, bo automatyczna trzyma nawiew na wysokich obrotach i robi się za ciepło (przy takiej samej temperaturze, jaką ustawiam zawsze). Chętnie wtedy zmniejsza się prędkość nawiewu ręcznie i tyle zostaje z automatu. Pokrętła od klimy nie są zależne od wersji wyposażenia, ale pochwalmy sam fakt istnienia. Ludzie pracy jednak mają luksusy. Gdybyśmy wsadzili ich do samochodu wyższego segmentu, najprawdopodobniej musieliby żyć z obsługą z poziomu ekranu.

Bardzo lubię bezkluczykowy dostęp w Renault, a teraz w Mitsubishi. Nie trzeba łapać za klamkę, działa, gdy się zbliżasz i oddalasz, czasami tylko zagubi się, gdy obchodzisz auto, żeby wypuścić dziecko z tyłu. Lusterka boczne składały się po zamknięciu, więc idealnie na fobię typu "czy ja na pewno zamknąłem".

Dużo systemów bezpieczeństwa i wspomagających kierowcę ma to Mitsubishi Colt, zupełnie jak dorosły samochód. Ale aktywnego tempomatu mi brakowało. Był, ale się zmył, wraz z wycięciem wersji Intense.

Dwa razy trzeba wcisnąć przycisk po lewej stronie kierownicy, żeby włączyć indywidualne ustawienia systemów bezpieczeństwa. Tak się wyłącza męczący system ISA, obecny w każdym nowym samochodzie. Nie da się za to dać minusa — choć domaganie się uwagi kierowcy mogłoby być mniej inwazyjne — co najwyżej plusa za szybkie wyłączanie, gdy już sobie spersonalizujemy ustawienia. To auto w wersji Invite ma czujniki parkowania z przodu i tyłu, których istnienie uznaję w roku 2024 za konieczność.

Za ten mały ekranik, to tak nie bardzo chcę chwalić. Jednak małe ekrany powinny być zakazane, ale pamiętajmy z jakiego segmentu jest to auto. Jeszcze nie cierpiałem z powodu zbyt dużej przekątnej, a z powodu niewielkiej, już tak. Obsługa Apple CarPlay i Android Auto na tej maciupczynie niewiele wnosi do komfortu kierowcy. Już lepiej robić to prosto z telefonu, albo zapłacić za większy ekran. Sześć głośników też było na pokładzie, a było bardziej słychać, jakby były dwa.

Za kamerę cofania też specjalnych pochwał bym nie wysyłał. Plus za istnienie, minus za formę istnienia, czyli rozdzielczość w stylu kaszy gryczanej, co szczególnie ujawniało się po zmroku. Droższe samochody potrafią mieć ją równie słabą, więc trochę wybaczam.

Dość o wersji Invite

REKLAMA

Wśród zalet Mitsubishi Colt wymieniłbym niektóre francuskie rozwiązania, a wśród wad też niektóre francuskie rozwiązania. Tak naprawdę jedyną sprawą, która mnie dręczyła, była konieczność ręcznej zmiany biegów, ale w tym segmencie to raczej pewnik, a automat to rarytas (i tak już zniknął w nowym cenniku). W dodatku nie lubię tej francuskiej charakterystyki, ale lubię na przykład automatyczną skrzynię EDC. Najbardziej oczywiście podobała mi się wersja hybrydowa, ale w obliczu tego, że 100-konny silnik 1.0, bez żadnego elektrycznego wsparcia, jest w stanie zużywać niewiele ponad 5 litrów paliwa, to nie ona miała największy ekonomiczny sens. Jeśli jeszcze ktoś jest w stanie zużywać mniej gazu niż ja, to już w ogóle nie mam pytań, o najbardziej udaną wersję tego zaskakująco uniwersalnego samochodu.

Cenny to samochód i całkiem odważnie wyceniony, ale to już są ostatnie podrygi samochodów z fabryczną instalacją LPG, choć nikt nigdy nie powiedział na nie złego słowa. Nie można wybrzydzać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA