Właśnie wysiadłem z Mitsubishi Colt. Udane auto, trzeba pochwalić Renault. Przy okazji poznałem prawdę o małych ekranach.
Większość internetowych komentatorów, twierdzi, że ekrany w samochodach są za duże. Pomińmy to, że większość z tej większości w życiu nie siedziała w nowym samochodzie i żadnego ekranu na oczy nie widziała. Dla nich wysuwany pseudoekranik w Audi A6 to ciągle nowość. Nie przeszkadza im to twierdzić, że znają oblicze zła i wiedzą, ile ma cali. Mylą się, ekran ma być duży. Mitsubishi Colt utwierdził mnie w przekonaniu, że odpowiedź na pytanie, ile cali powinien mieć samochodowy ekran, powinna brzmieć: TAK.
Mitsubishi Colt — ekran
Uczciwe auto, zatwierdzam, szczególnie że jeździłem wersją z gazem, bogactwo. Przy okazji odkryłem, że Mitsubishi Colt prawie nie występuje w przyrodzie w innej wersji wyposażenia niż Invite, najlepiej z pakietami Style i Cold, z silnikiem 1.0. Spróbujcie znaleźć w ogłoszeniach najtańszą, 66-konną wersję tego modelu, powodzenia. Inivite'y zaś rosną na każdym krzaku.
Nie, żebym coś miał przeciwko wersji Invite, szczególnie z pakietami Style i Cold, śmiało, można określić ją jako wystarczającą. Czujniki parkowania z przodu i z tyłu ma, a także automatyczną klimatyzację, wystarczy. Jedną z cech tej wersji wyposażenia jest obecność 7-calowego ekranu środkowego. W tym segmencie pojazdów większego ekranu trudno wymagać — większy zresztą jest dostępny w innej wersji wyposażenia — ale pozwoliło mi to odkryć, że 7-cali to za mało.
7-calowy ekran w samochodzie
7-calowy ekran nie wytrzymuje zestawienia z pierwszym lepszym smartfonem. Na zdjęciach widać porównanie z iPhone SE 2020, który różnymi rzeczami może się pochwalić, ale nie dużym wyświetlaczem.
W przypadku iPhone'a nie mamy oddzielnej aplikacji do obsługi CarPlay, jest więc argument za małym samochodowym ekranem. W telefonach z system Android dało się uruchomić aplikację Android Auto, która ułatwiało korzystanie z urządzenia w samochodzie. Może dalej się da, ale nie zaglądam w Androidy, staram się prowadzić higieniczny tryb życia. Niewiele przewag zostaje samochodowemu systemowi, jeśli telefon za kilkaset złotych robi to samo i jeszcze ma większy ekran.
W pakiecie ze zbyt małym ekranem dostajemy też zazwyczaj słabowitą rozdzielczość, powolne działanie i prawie całkowity brak funkcji, innych niż radio. Nie mówię, że tu tak było. Tu na przykład były takie aplikacje jak zdjęcia i video. Przebuk, nie wiem, co one robią, ale podejrzewam, że klub użytkowników podglądu video w Mitsubishi Colt nie utrzymałby się ze składek członkowskich.
Nikt nie narzeka na swój duży ekran.
Nie mogę sobie przypomnieć, żebym narzekał na zbyt duży ekran w samochodzie. Może być niezbyt fortunnie umieszczony, na przykład górować nad deską rozdzielczą niedużego auta. Czasami zdarza się tak, że niewiele miejsca zostaje między górną krawędzią ekranu a wewnętrznym lusterkiem wstecznym.
Ale nie kojarzę, bym powiedział złe słowo na rozmiar ekranu w Mercedesie klasy C.
Słowa nie rzekłem w Porsche Taycan, choć kilka ekranów tu było.
Nie zająknąłem się też na temat rozmiaru w przypadku Forda Mustanga Mach-E.
A o Tesli to nawet nie ma co wspominać. Ten ekran stanowi połowę auta, nawet nie rozmiarem, a jego znaczeniem dla całego samochodu.
Doceniałem dyskretne podejście Mazdy, ale jednocześnie szeptałem, dajcie chociaż pół cala w górę.
A redaktor Paweł Grabowski też raczej nie wnosił pretensji do obrotowego ekranu w BYD Seal.
Bywa, że ekrany się wieszają, albo system wygląda jak zaprojektowany przez AI nienawidzącą ludzi, ale rozmiar nie jest problemem. Jeśli komuś za bardzo świeci, najczęściej ekran można wyłączyć w trakcie dłuższej, nocnej jazdy. Większym problemem potrafią być odbijające się w bocznej szybie podświetlane przyciski umieszczone na drzwiach. Nie ma za dużych ekranów, ludzie to za duże grzyby.