MG ES5 wpadnie do Europy i się nie pozbieramy. Studiowanie cennika wymaga stołka
Lepiej usiąść, żeby nie zemdleć. Poznaliśmy cenę MG ES5, ale w Chinach. Co może w ogóle nie powinno nas obchodzić, ale może warto zmierzyć się z poziomem odklejenia różnych spraw.
MG ES5 to elektryczny model marki MG. Nie ma go jeszcze w Europie, ale w końcu i do nas przybędzie, bo jest modelem globalnym. Właśnie poznaliśmy jego chińską cenę, która delikatnie mówiąc, jest dobra. Oczywiście, dla kogo dobra, dla tego dobra i raczej nie dla europejskich producentów. Chyba że dla tych, którzy mają wspólną z koncernem SAIC pulę liczenia wyemitowanego dwutlenku węgla, to wtedy też dobra. Nie ma też co przesadnie przywiązywać się do tego cennika, bo nie będzie miał wiele wspólnego z ceną na naszym kontynencie. Za wiele sensu nie ma też przeliczanie, prognozowanie wysokości dodatkowych opłat, bo to auto będzie kosztowało tyle, ile będzie miało kosztować. Będzie potrzeba, to i pojawi się dobra cena. Interesujący jest poziom rozwarstwienia mentalnego między Europą a Chinami i nie chodzi mi o to, że zdjęciom MG ES5 towarzyszą kotki i pieski.
MG ES5 - co to za samochód?
MG ES5 to elektryczny, kompaktowy SUV, taki odpowiednik ZS, ale z innym napędem. Ma 4476 mm długości, czyli jest dłuższy (i to sporo) od innego elektrycznego modelu tej marki, czyli MG4. Szerokość to 1849 mm, a wysokość 1621 mm, rozstaw osi wynosi 2730 mm.
Napędzi to silnik elektryczny umieszczony z tyłu i zapewniający moc 170 KM. Auto rozpędzi się do 100 km/h w około 8 sekund. Może to nie jest szalenie imponująca wartość, jak na elektryczny samochód, ale o ile dobrze pamiętam, to bożyszcze polskich dróg, Audi A4 B6 z silnikiem 1.8T, miało podobny czas rozpędzania się i nikt nie narzekał. Prędkość maksymalna to 170 km/h.
Będzie można wybrać między akumulatorami różnych pojemności - 49,1 oraz 62,2 kWh. Chińskich danych dotyczących zasięgów nie będę przytaczał, bo mają później mało wspólnego z europejskimi. SAIC twierdzi, że ich pakiet akumulatorów, opracowany wspólnie z CATL, jest najcieńszy na świecie. Podobno to tylko 110 mm. Cena wiele grubsza od tego pakietu nie jest.
Czytaj o samochodach MG w Polsce:
Jest ładnie, jest tanio?
Przy wnętrzu trzeba się zatrzymać na chwilę. Nie dlatego, bym pragnął opisywać płaskie ekrany. Jakby ktoś był bardzo ciekawy, to mierzą 15,6 oraz 10,25 cala. Ważne jest co innego. Ten samochód nie sprawa wrażenia taniego i jeśli utrzyma jakość znanego nam MG HS, to będzie naprawdę dobrze. To teraz cena.
MG ES5 wyceniono w Chinach na równowartość 16 300 tys. dolarów za najtańszą wersję 425 Pro. Najdroższa (525 Max) kosztuje trochę ponad 20 tys. dolarów. Zamówienia mają ruszyć w listopadzie. Do tej ceny, jak już ustaliliśmy, nie ma co się przywiązywać, ale. Ale. Znane nam MG4 kosztuje tam ponad 18 tys. dolarów, jest więc wyraźnie droższe. U nas MG4 to dobrze wyceniony samochód, którego cennik otwiera obecnie kwota 130 900 zł. A za 175 600 zł można mieć absurdalnie szybką wersję XPower, przyspieszającą do setki w 3,8 s. Ta demokratyzacja przyspieszenia kiedyś się tym wszystkim markom odbije czkawką, bo możliwości wyróżniania się stają się coraz bardziej ograniczone. To nie koniec dowcipów.
Cenę MG ES5 można obniżyć korzystają z dwóch rabatów, po 1400 dolarów każdy. Jeden za ładne oczy - u nas też ta marka podawała ceny od razu wskazując rabat - a drugi za oddanie starego pojazdu w rozliczeniu. W Chinach będzie można kupić to auto za równowartość 14 tys. dolarów, czyli około 55 tys. zł. Ktoś pragnie zgadywać, jaka będzie Polska cena? Ja nie, ale widać tu przemożną chęć walki z konkurencją.
A co z cłami?
Jest taka przykra sprawa, że Unia Europejska poszła na wojnę celną z Chinami. Nie jest tak radykalna jak USA, czy Kanada, ale zsumowane cła nakładane na chińskie samochody elektryczne dochodzą do 45 proc. Na razie ceny się trzymają poziom sprzed walki na cła. MG4 jest zaledwie o kilka tysięcy złotych droższe niż w momencie debiutu na rynku. Cła przekładają się na zyski, ale te chyba jeszcze nie są priorytetem, gdy jest z nim przejęcie dużej części rynku.
MG ES5 będzie kosztowało tyle, ile trzeba. Spekulowano, że mogą być to okolice 130 tys. zł. Nie zdziwiłbym się, gdyby na potrzeby wywołania efektu szokowego zeszli poniżej 100 tys. zł, mimo tych ceł. Taki poziom też wydaje mi się niedorzeczny, mimo że sam go właśnie wymyśliłem. Za tanio też być nie może, by uniknąć porównać do Dacii Spring, to nie ten poziom wykonania i wielkości auta. Opcja bardziej konserwatywna pewnie wygra i zobaczymy cenę przekraczającą 130 tys. zł. Nadmienię tylko, że w Wielkiej Brytanii spodziewano się cen na poziomie 30 tys. funtów, czyli około 150 tys. zł. To zaledwie trzy razy drożej niż w Chinach. Gdyby nie droga przez morze, w trakcie której statek oblepiają wodorosty, nazywane cłem, już dawno jeździlibyśmy chińskimi samochodami. Jeszcze raz to napiszę, normalnie wyglądające auto, a nie jak zlepek części walających się po magazynie można mieć tam za 55 tys. zł. Tak wszelki wypadek to powtarzam, żebyście zrozumieli, skąd te europejskie cła.