REKLAMA

Pijany kurier z aktywnym zakazem prowadzenia zabił 14-latka. Czas na rządową konferencję i groźne miny

Trzy razy podchodziłem do tego wpisu i za każdym razem muszę kasować niecenzuralne słowa, bo tylko takie cisną się na usta. Tragedia, do której doszło w Warszawie, pokazała wszystkie patologie polskiego prawa.

Pijany kurier z aktywnym zakazem prowadzenia zabił 14-latka. Czas na rządową konferencję i groźne miny
REKLAMA

W dniu 4 stycznia w Warszawie na ulicy Jana Kazimierza na oznaczonym przejściu dla pieszych został potrącony 14-latek. Obrażenia były na tyle poważne, że chłopiec zmarł w szpitalu. Sprawca wypadku zbiegł z miejsca zdarzenia, cała stołeczna policja została zaangażowana w jego poszukiwania. Wiadomo było, że to biały bus, prawdopodobnie należący do jednej z firm kurierskich. W sieci dostępne jest nagranie z tego zdarzenia, ale jeżeli nie macie mocnych nerwów, to nie polecam go oglądać, bo jest naprawdę przerażające. Bus nawet nie zwolnił, przejechał po 14-latku i ciągnął go przez dobre kilkanaście metrów, po czym pojechał dalej. Zatrzymał się na chwilę, włączył światła awaryjne i następnie odjechał. Zapewne w tej chwili w głowie kierowcy zachodziły procesy myślowe, których efektem była ucieczka z miejsca zdarzenia.

REKLAMA

Policja właśnie poinformowała, że poszukiwania zakończyły się sukcesem. Zaangażowano dużą liczbę policjantów, przeanalizowano wiele nagrań z monitoringu, wytypowano podejrzane pojazdy i ostatecznie znaleziono sprawcę.

W chwili zatrzymania miał 2 promile alkoholu we krwi, dopiero dowiemy się, czy pił po zdarzeniu, czy w trakcie zdarzenia już miał coś we krwi, bo wbrew niektórym mitom jest to jak najbardziej do ustalenia. W całej sprawie bulwersuje słabość polskiego państwa.

Kurier, który zabił 14-latka miał aktywny zakaz prowadzenia

I był w przeszłości wielokrotnie karany, w tym za przestępstwa narkotykowe, a w 2023 zatrzymano mu prawo jazdy i miał je odzyskać dopiero w 2027 r. Nie przeszkodziło mu to w pracy na rzecz firmy kurierskiej.

Po raz kolejny okazało się, że aktywne zakazy prowadzenia to pic na wodę i środek, który nie ma żadnego realnego wpływu na bezpieczeństwo na drodze. Człowiek pracujący jako kurier pokonuje w ciągu dnia kilkaset kilometrów, a pomimo tego nie wpadł na patrol policji, który zweryfikowałby jego uprawnienia. Ktoś może powiedzieć, że przecież firma kurierska powinna go zweryfikować, ale podejrzewam, że współpracował z nią na zasadzie działania na własny rachunek. Wtedy nie ma sprawdzania w bazach danych, są wyłącznie oświadczenia. Polski zakaz prowadzenia pojazdów nie ma żadnej mocy prawnej, nie da się go wyegzekwować. Jeżeli objęty nim kierowca chce nadal jeździć, to będzie to nadal robił i ma praktycznie zerowe ryzyko wpadki.

Polskie sądy zdają się nie dostrzegać, że zgodnie z art. 244 kodeksu karnego, kto łamie zakaz prowadzenia pojazdów, ten podlega karze pozbawienia wolności na okres od 3 miesięcy do 5 lat. Wychodzą najwidoczniej z założenia, że więzienia są przepełnione i nie ma sensu wysyłać do nich kolejnych ludzi. Myślałem, że coś się zmieni po bulwersującym wypadku z Warszawy z udziałem Łukasza Ż., ale na rządzących krew nie działa. Nadal nie ma pomysłu jak walczyć z bandytami drogowymi. Tymczasem w XXI wieku monitoring byłby banalnie prosty, wystarczyłaby bransoletka GPS na nogę, ale w naszym kraju na kierowców patrzy się wyjątkowo pobłażliwie.

Dopiero gdy dochodzi do tragedii takich jak ta w Warszawie, to okazuje się, że system nie działa. Czy teraz coś się zmieni? Nic. Zapewne we wtorek swoją konferencję zorganizuje policja lub minister infrastruktury, opowiedzą, że będą walczyć z bandytami, że więcej do takich sytuacji nie dojdzie, a później znów przyjdzie weekend i znów ulice spłyną krwią.

REKLAMA

Więcej o bezpieczeństwie ruchu drogowego przeczytacie w:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA