Honda Z to najdziwniejszy kei-car. Spróbuj znaleźć w nim silnik
Japoński rynek to kopalnia ciekawych kei-carów. Jednym z nich jest Honda Z - auto niemal nieznane poza Japonią, ale nadal dostępne na wewnętrznym rynku pojazdów używanych.
Japonia to ciekawy, ale i specyficzny kraj. Z racji różnych czynników (głównie ogromnych opłat za miejsca parkingowe i zwyczajnie braku miejsca), ogromnie popularne są tam kei-cary, czyli niewielkie samochody, które ze względu na liczne bonusy (np. podatkowe) nie są tak drogie w eksploatacji.
Wybierać można w nich do woli.
Większość to oczywiście względnie normalnie wyglądające 3- lub 5-drzwiowe hatchbacki - tyle że o odpowiednio mniejszych wymiarach (długość kei-cara nie może przekraczać 3,4 m). Ale są i alternatywy - przykładowo jeśli ktoś chciałby jeździć autem posiadającym jakiekolwiek sportowe aspiracje choćby w stylistyce, to mógłby kupić np. Hondę S660, a kilka-kilkanaście lat temu - przykładowo model Beat tej samej marki lub Suzuki Cappuccino.
Dostawczak? Proszę bardzo: wszelkie wariacje nt. Suzuki Carry, Subaru Sambar, Daihatsu Hijet... No dobrze, a coś w stylu SUV-a? Klient nasz pan! Do tej kategorii wpada chociażby auto, które widzicie na zdjęciach: Honda Z.
Honda Z 1. generacji została zaprezentowana już w 1970 r., ale był to względnie normalny (choć niewielki) hatchback. Silnik o pojemności 354, 356 lub 598 cm3 (31-36 KM) znajdował się z przodu i napędzał przednie koła za pośrednictwem skrzyni manualnej lub 2-biegowego automatu Hondamatic.
Nas interesuje dziś 2. generacja Hondy Z.
Nie była ona bezpośrednim następcą auta opisanego wyżej, choćby z tego względu, że na rynek zawitała dopiero w 1998 r. Jeśli zastanawialiście się kiedykolwiek, jak wyglądałby SUV, który skurczył się w praniu - nie szukajcie dalej. Macie go przed sobą.
Ale to bynajmniej nie stylistyka (choć udana) jest najbardziej interesującym elementem tego auta - choć na uwagę zasługują reflektory przednie pod osłonami z perspeksu i koła montowane na 5 śrub. Podobnie jak wiele innych kei-carów, także i Hondę Z wyposażano w napęd na obie osie, realizowany przy pomocy sprzęgła wiskotycznego. Tyle tylko, że jeśli otworzylibyście maskę, to nie znaleźlibyście tam silnika. Lokalizację 3-cylindrowej, niespełna 660-centymetrowej jednostki zdradzają wloty powietrza umieszczone po bokach nadwozia.
Silnik umieszczono centralnie.
Nie chodzi tu jednak o umieszczenie go pod jednym z przednich foteli (jak choćby w Suzuki Carry), ale nieco dalej - pod tylną kanapą. Honda Z występowała w dwóch wersjach: wolnossącej (52 KM przy 7 tys. obr./min.) lub turbodoładowanej, która przy 6 tys. obr./min. osiągała 64 KM - dopuszczalne maksimum w segmencie kei-carów. Choć dziś większość pojazdów tej klasy kojarzy się z przekładniami bezstopniowymi (CVT), to w Hondzie Z jedynym wyborem był klasyczny, hydrokinetyczny automat o 4 przełożeniach.
Wnętrze nie było już tak oryginalne.
To kei-carowa klasyka - wąska kabina, sporo szarości... i obrotomierz wyskalowany do 9 tys. obr./min., z czerwonym polem startującym przy 7 tys. obrotów. Ze względnie ciekawych elementów widać jeszcze 2-ramienną kierownicę (oczywiście po prawej stronie) i odtwarzacz nośników Minidisc, ale to w zasadzie tyle.
Oczywiście nikt nie będzie tutaj sprowadzać z Japonii takiego kei-cara...
No niby nie, ale wiecie, nigdy nie wiadomo. Szlak został przetarty. Same auta potrafią być bardzo tanie - kei cara Hondy można sobie kupić już za jakieś 1200-1400 dol. (5000-5800 zł), choć można wydać i kilka razy więcej. Tyle tylko, że potem trzeba doliczyć jeszcze wszystkie koszty związane ze sprowadzeniem autka do Polski, a to już stawiałoby cały pomysł pod dużym znakiem zapytania.
Szkoda, bo nie miałbym nic przeciwko jeżdżeniu od czasu do czasu takim pudełkiem. Zwłaszcza że reklamowali je muzycy z ZZ Top.