Jeździłem przez tydzień Hondą e. To rodzaj elektrycznej etiudy
Honda ma rozbudowany plan elektryfikacji gamy i zaczyna od małego modelu e. E, jak etiuda.
Nie ma to jak odebrać samochód elektryczny i zaliczyć atak zimy tego samego dnia. Najpierw śnieżyca, potem spadek temperatury do -16'C, a to wszystko w aucie, które jeździ wyłącznie „na baterie”. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Honda wie, że mały model e nie będzie przebojem sprzedaży
To rodzaj „halo cara”, czyli samochodu, który ma wzbudzić zainteresowanie klientów pojazdami elektrycznymi. Wiadomo, że mało kto zdecyduje się na małe autko za ponad 160 tys. zł, ale nie taki jest cel Hondy – celem jest pokazanie, że elektryfikacja gamy nie musi oznaczać nudnych, mydłowatych pojazdów. W istocie, dawno żaden samochód, którym miałem okazję jeździć, nie wywoływał takiej sensacji na mieście. Ludzie robili mu zdjęcia, ktoś chciał nawet do niego wsiadać. Założenie więc zostało przynajmniej częściowo spełnione: Honda e rzeczywiście jest jakaś, a to, że jest jedynie etiudą, wprawką przed zagraniem wielkiej elektrycznej symfonii, nie jest żadnym zarzutem.
Honda e – rybki
Miejmy to za sobą: na postoju, na ekranach Hondy e, można wyświetlać rybki pływające w akwarium. Da się nawet regulować liczbę rybek na ekranie i ich rodzaj. Kiedy się ruszy, rybki znikają. Ot, taki gadżet. Mało istotny, nigdy się tym nie bawiłem, nie czułem potrzeby. Chwilę popływały i ruszyłem w drogę.
Testowałem Hondę e w mocniejszej wersji. Nazywa się „e Advance” i rozwija 154 KM oraz 313 Nm. W takim samochodzie są to wartości przesuwające Hondę e do kategorii hot-hatchy, lub też raczej do hot-e-hatchy. Wariant Advance kosztuje 165 900 zł. Słabszy wariant ma 136 KM, a cena zaczyna się od 152 900 zł. W obu przypadkach można jedynie powiedzieć „ile???”, ale tak jak wcześniej wspomniałem, nie jest to typowy samochód miejski konkurujący z Fiestą i Fabią, tylko rodzaj supersamochodu, auta które wyróżnia właściciela, taki NSX A.D. 2021. Tak teraz wyglądają superauta, są małe, słodkie i elektryczne.
Honda e - wnętrze
Już w momencie zajęcia miejsca za kierownicą możemy się zdziwić. Pedały są naprawdę głęboko, a to oznacza że ten samochód jest idealny dla wysokich ludzi. Potem możemy zdziwić się ponownie, dotykając elementów drewnianych i zdając sobie sprawę, że one faktycznie są drewniane. Potem możemy zdziwić się po raz trzeci, zauważając że każda pozycja jazdy/postoju ma swój osobny guzik i każdy z tych guzików ma inny kształt, przez co na pewno nie pomylimy ich pod palcem – na przykład D się wciska, ale R trzeba pociągnąć do siebie.
Niestety, z tyłu miejsca jest niewiele, a bagażnik to istny żart. Nie aż tak śmieszny jak fakt braku możliwości dzielenia tylnej kanapy w samochodzie za 160 tysięcy złotych. Owszem, drzwi bez ramek są śliczne, tablica przyrządów zachwyca designem i wykończeniem, ale praktyczność tego wszystkiego jest raczej dyskusyjna. Jechałem tym samochodem w cztery osoby i... no da się, tyle mogę powiedzieć. Tak naprawdę jest to auto do patrzenia. Okrągłe lampy z przodu i z tyłu, drewniana półeczka w środku – estetyka tych elementów to esencja japońskiego stylu, skromnej elegancji i perfekcji w wykonaniu. Jednak po fali zachwytu nachodzi refleksja, że coś zwyklejszego pewnie byłoby po prostu przyjemniejsze w codziennym użytku.
Honda e - wyposażenie
Jest tu o czym opowiadać. Gadżetów napchano po beret, nie wszystkie dałem radę spamiętać, choć zwykle zapisuję sobie co ciekawsze na kartce.
Po pierwsze: kamery zewnętrzne. Dwie pokazują obraz z lusterek bocznych, których nie ma. To znaczy są, w postaci kamer. Coś jak w Audi e-tron, tylko lepsze. Sądziłem, że będę przyzwyczajał się tygodniami, po 2 godzinach czułem już, że to rozwiązanie jest naturalne. Kamery-lusterka nie brudzą się podczas jazdy, to istna magia. Pokazują też odwrócony obraz, jak w prawdziwym lusterku, chociaż przecież by nie musiały.
Lusterko centralne ma dwie opcje: standardowego lustra lub obrazu z kamery. Akurat kamerka w tylnej szybie brudzi się błyskawicznie, więc użyłem tego raz czy dwa i zarzuciłem. Idealnie, że tylna wycieraczka nie wyciera miejsca, w którym jest kamerka, ponieważ do niego nie sięga. Iks de. Są też kamery pokazujące widok 360' i kamera cofania z nadzwyczaj szerokokątnym obrazem. Można się poczuć jak w wozie monitoringu miejskiego, ciekawe czy ten obraz się gdzieś nagrywa lub wysyła. Podejrzewam, że tak [foliowa czapeczka intensifies].
Świetnym gadżetem jest to, że jak się manewruje podczas parkowania, to na ekranie głównym widać kąt skrętu kół. Jak w Toyocie Land Cruiser. Bardzo spodobało mi się też samoczynne uruchamianie się samochodu po zajęciu miejsca za kierownicą. Wsiadam, auto samo się odpala bez wciskania guzika, naciskam D i mogę jechać. No o ile mam prąd. Zdaje się, że tak samo jest w Tesli model 3. Wysuwane klamki przednie też są zaskakująco wygodne i solidne, czego o tylnych powiedzieć się już nie da. Podobnie jak nie da się powiedzieć, żeby pokrętło do sterowania głośnością sterczące w pionie pośrodku deski rozdzielczej było w idealnym miejscu. Oraz gdzie jest wyświetlacz przezierny? To podobno halo-car, a bez HUD-a to nuda!
Honda e – jazda
No wciskasz gaz i jedzie. Jak to elektryczny. Na tym mógłbym zakończyć, ale przywołam coś co zawsze mówię: dopiero mając skalę porównawczą i jeżdżąc wieloma samochodami elektrycznymi można zauważyć różnice między nimi. Dlatego „testy samochodów” w wykonaniu ludzi, którzy nie mają skali porównawczej, nie mają żadnego sensu. Ja przesiadłem się do Hondy e z Mazdy MX-30, a wcześniej jeździłem Renault Zoe, Teslą Model 3, Kią e-Niro, Mitsubishi i-MiEV, elektrycznym Hyundaiem IONIQ i jeszcze paroma autami na prąd. Czy wspominałem już o VW ID.3?
Jak na ich tle wypada Honda e? Jest naprawdę szybka i rzeczywiście doskonale reaguje na gaz. Ma tryb Sport i Normal (nie ma Eco), przy czym włączenie „Sport” nie za wiele zmienia. Gdy chcemy wyprzedzić, auto katapultuje się do przodu bez chwili zastanowienia. Trzeba jednak pamiętać, że ma napęd na tył. Na śniegu zerwać przyczepność jest bardzo łatwo. Kontrola trakcji i ESP walczą dzielnie, ale nie zastąpią zdrowego rozsądku. Bączków na śniegu nie pokręcimy nawet wyłączając systemy bezpieczeństwa, ale ważny jest moment rozpoczęcia omijania lub wyprzedzania. Nie wduszajmy gazu do podłogi, bo nastąpi zbyteczny moment buksowania.
Honda e ma za kierownicą łopatki służące do zwiększania siły rekuperacji. W odróżnieniu od Nissana czy Mazdy, wciskanie lewej łopatki do siebie nie sprawia, że większa rekuperacja pojawia się na stałe. Po następnym odpuszczeniu gazu system znowu wraca do normalnego trybu i rekuperację musimy zwiększyć ponownie łopatką. Dziwne.
Honda e – ładowanie i zużycie prądu
Zużycie prądu zależy w 50% od stylu jazdy, a w 50% od używania ogrzewania. Bez ogrzewania i przy delikatnej jeździe da się zejść na 16 kWh. Jazda miejska z włączonym ogrzewaniem z łatwością winduje wynik do 28 kWh na 100 km, a to oznacza, że jeśli odpalamy auto codziennie na zimno i grzejemy wnętrze do temperatury – powiedzmy – 18 stopni, to nasz realny zasięg wynosi 110-120 km między ładowaniami. Sprawdziłem to kilka razy, bo Hondę e ładowałem trzykrotnie. Sposobem na oszczędzanie zasięgu jest jazda z wyłączonym ogrzewaniem, włączonym podgrzewaniem foteli i kierownicy oraz okazjonalnym uruchamianiem podgrzewania przedniej szyby.
Ładowanie Hondy e można przeprowadzić albo z normalnego gniazdka 230V, albo AC (ok. 7 kW) albo przez szybką ładowarkę CCS, nie udało mi się jednak uzyskać prądu ładowania wyższego niż 13,6 kW. Oznacza to jednak, że z 20 do 95% naładujemy małą Hondę w ok. 2 godziny i 15 minut.
Pewnym problemem jest tu koszt. Jeśli korzystamy z ładowarki Greenway, gdzie 1 kWh (przy CCS) kosztuje ponad 2 zł i korzystamy z ogrzewania w jeździe miejskiej, to wyjdzie nam, że na 100 km wydajemy nawet ok. 60 zł. Czyli to tak, jakby małe auto miejskie paliło 11 l benzyny na 100 km. Nie chcę nic mówić, ale to nie ma żadnego sensu ekonomicznego. ŻAD-NE-GO.
Honda e – podsumowanie
Jest to samochód zachwycający wyglądem i stylem. O to zresztą we współczesnej motoryzacji chodzi, żeby kupować na bazie impulsu i zamroczenia zachwytem. Nie sprawdzaj ile pali, ile ma miejsca i ile kosztuje, od tego są zarządcy flot i ich stada nudnych białych Fabii. Jeśli chcesz się wyróżnić, ale tak radykalnie wyróżnić – na tle wszystkiego, od małych aut, a kończąc na Porsche 911 i Ferrari – to możesz sobie kupić Hondę e. Ale nie zmieni to faktu, że poza fascynującą stylizacją przypominającą futurystyczne prototypy z wczesnych lat 90., to po prostu mały, elektryczny samochodzik.