Na sprzedaż jest Fiat 125p za 90 tys. zł. Ktoś oszalał? Nie, po prostu rozumie od czego zależą ceny samochodów zabytkowych.
Jeśli dajmy na to taki youtuber „Motobieda” kupił Fiata 125p za trzy tysiące złotych polskich PE EL EN, to znaczy że te samochody tyle kosztują – rozumuje przeciętny „użytkownik internetu”.
Później przeciętny użytkownik internetu natyka się na ogłoszenie, w którym ktoś wystawia Fiata 125p za 90 tysięcy złotych i puka się w głowę, i krzyczy „patrzcie, ale cena z kosmosu”, a potem rechocze „ahahaha ale debil!” i klepie się po brzuchu ze śmiechu.
Następnie tego Fiata za 90 tys. zł ktoś kupuje za niewiele mniej, a przeciętny użytkownik internetu wygląda wtedy tak:
Nie zapomnę z jakim zapałem komentatorzy pisali na temat mojego VW T4, że cena za którą go wystawiłem jest „o jedno zero za dużo”, najlepsze było wtedy jak te komentarze dalej się pojawiały, a ja właśnie kończyłem wypełniać umowę z kupującym. W każdym razie do sprzedania jest naprawdę Fiat 125p za 90 tys. zł, a teraz Wam pokażę kilka jego zdjęć, których autorem jest Jarek Konieczny.
Nie wiem czy te tablice są oryginalne, czcionka nawet podobna, ale litery strasznie ściśnięte. Jednak to detal. Jest to Fiat z 1968 r., czyli już nie seria próbna z niskim wlotem na 3. słupku, tylko po pierwszym mikroliftingu – jest to wlot „drugiego rodzaju”. Auto kupione od pierwszego właściciela, ma słodkie detale jak kołpaki typu słoneczko czy czerwona tapicerka.
Cała tapicerka zachowała się w oryginalnym stanie, co jest w ogóle ultra ewenementem. Nie sądziłem, że po 54 latach może zachować tak żywy kolor. Musieli to robić naprawdę dobrze, przynajmniej w początkowym okresie produkcji. Jeśli chodzi o mechanikę, to auto pochodzi jeszcze z serii, którą składano na częściach importowanych z Włoch. Mowa tu o silniku 1.3 OHV i skrzyni biegów. Pod maską widać, że zachował się (chyba) jeszcze oryginalny, jednoobwodowy układ hamulcowy.
Cały samochód został poddany renowacji
Ponoć wszystko wypiaskowano (ciekawe ile dziur przy tym wyszło) i złożono na nowych częściach, a sprzedający dołącza nawet zdjęcia z prac remontowych. Bardzo ładne. Ależ bym to pacykował antykorozją, nie tą czarną, tylko tą taką szwedzką, w bardziej beżowo-brunatnym odcieniu.
I taki oto piękny Fiat 125p trafia na sprzedaż, a niezainteresowani komentatorzy bez pieniędzy twierdzą, że to cena z kosmosu. No bo przecież Motobieda... itp. Ale tak to już jest z autami zabytkowymi, że ich wartość wynosi od zera do nieskończoności – zupełnie inaczej niż przy w miarę świeżych samochodach, które mają niewielkie widełki cenowe. W przypadku klasyka cena może walić w sufit, a i tak znajdzie się klient, jeśli powody walenia w sufit są uzasadnione. Obstawiam, że ten samochód znajdzie nabywcę i będzie nim bogaty kolekcjoner, który kocha polską klasykę i chce mieć tylko najładniejsze, cukierkowe okazy. Taki kolekcjoner kupuje właśnie takie pojazdy, a nie gruchoty do renowacji „dobra baza dla kolekcjonera”. Tacy kolekcjonerzy istnieją i są gotowi przyjechać do Was z pieniędzmi, nawet dużymi, jeśli macie coś naprawdę wyjątkowego. Ale FSO 1500 z 1988 r. z gazem i progami zmienionymi w stodole niestety nie spełnia tego kryterium i dalej jest warte 5-6 tys. zł w dobry dzień, a ten wóz z ogłoszenia może być wart 15 razy tyle.
Czytaj również: Jak to jeździ? Maserati Biturbo, legenda mocy i awaryjności