Japończycy nie kupują amerykańskich samochodów. Wykryto spisek
Statystyki sprzedaży nowych samochodów w Japonii wykazują niską popularność samochodów amerykańskich. Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump wyraża niezadowolenie z takiego stanu rzeczy, doszukując się celowych działań Japończyków.

Stany Zjednoczone pod rządami Donalda Trumpa wprowadzają dla wielu krajów cła na poziomie 25 proc. Pomarańczowolicy przywódca doszukuje się w tych działaniach wielu potencjalnych zysków dla amerykańskich producentów samochodów, gdyż m.in. dominujący północnoamerykańskie rynki Japończycy będą musieli się wycofywać. Z drugiej strony, zarzuca Japończykom dyskryminację samochodów produkcji amerykańskiej, twierdząc, jakoby ich sprzedaż była ograniczana mocno restrykcyjnymi przepisami dotyczącymi bezpieczeństwa.
Dwie bomby nie wystarczyły
We wpisie na platformie społecznościowej Truth prezydent Stanów Zjednoczonych zauważył, że Japończycy nie kupują amerykańskich samochodów, podczas gdy Amerykanie kupują miliony japońskich:
Cóż, w tym przepadku prezydent ma rację. Toyota zajęła w 2024 r. drugie miejsce pod względem sprzedaży w USA, sprzedając 2,3 mln samochodów. Gdy odwrócimy role, wynik okaże się nieporównywalnie gorszy; w 2024 r. Chevrolet sprzedał w Japonii niecałe... 600 samochodów.
Podczas niedawnego spotkania Donalda Trumpa z przedstawicielami rządu Japonii, strona amerykańska zasugerowała swoim rozmówcom rewizję kontroli bezpieczeństwa samochodów. Zarzucili oni Japończykom blokowanie sprzedaży amerykańskich samochodów w Japonii, jakby wietrząc jakiś spisek.
Nie był to pierwszy raz, kiedy Trump poruszał tą kwestię. Już podczas swojej pierwszej kadencji na fotelu prezydenta, kilkukrotnie powtarzał, że Japończycy oszukują podczas kontroli poziomu bezpieczeństwa importowanych samochodów. Rzucił nawet kiedyś, że owa kontrola rzekomo polega na „podnoszeniu kuli do kręgli na wysokość 6 m i zrzucania na maskę samochodu. Jeśli maska jest wgnieciona - samochód nie może być sprzedany w Japonii”. Mimo, że zaprzeczały mu deklaracje japońskiego Ministerstwa Transportu, rezydent Białego Domu dalej powtarzał swoje.
Więcej o amerykańskich samochodach przeczytasz tutaj:
Ale jak to rynek ma swoją specyfikę?
Donald Trump jest przedsiębiorcą z dość długą listą sukcesów w biznesie i powinien wiedzieć, że ciężko trafić do każdego klienta sprzedając jedno i to samo. A tu obecnie leży problem amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego - sprzedają głównie wielkie SUV-y i Pickupy, uznając samochody kompaktowe za sprawę drugorzędną (może poza Fordem, chociaż przez autonomię europejskich oddziałów nieco wymyka się naszej definicji). Nawet jeśli jakieś robią, to zazwyczaj są to samochody gorsze od tych, które oferują ich konkurenci pochodzenia europejskiego, lub japońskiego.
Natomiast Amerykanie eksportują do Kraju Kwitnącej Wiśni właśnie to, czego robią najwięcej, które w Japonii są odbierane jako ciekawostka, bądź fanaberia. W kraju, gdzie drogi są wąskie, a centra miast ciasne, manewrowanie GMC Yukonem, albo Fordem F-150 musi przypominać wnoszenie szafy trzydrzwiowej po schodach na strych. Do tego Amerykanie nie produkują samochodów z kierownicą po prawej, czy chociaż z pomarańczowymi kierunkowskazami - o ile na to pierwsze prawo przymyka oko (klienci niekoniecznie), to odpowiednie oświetlenie muszą montować sami dealerzy.

Skrojone pod potrzeby japońskich kierowców keicary, są również najpopularniejszym segmentem nowych aut w Kraju Kwitnącej Wiśni. Są to malutkie autka mieszczące się w bardzo restrykcyjnych wymogach dotyczących rozmiaru nadwozia, czy pojemności silnika. Jednak w przeciwieństwie do Amerykanów, Japończycy potrafią również robić samochody pasujące wymogom innych rynków - Honda, Nissan, czy Toyota specjalnie dla jankesów zaprojektowali pickupy, SUV-y, czy minivany klasy full-size.

A teraz wyobraźcie sobie, jak Chevrolet, czy Dodge robią keicary, by sprzedawać je w Japonii. Wyobrażacie sobie? Ja też nie.