Kupiłbym sobie coś elektronicznego do auta na Aliexpress, ale mi się nie chce. Leniwy przegląd
Co z Aliexpress warto kupić do samochodu? Zapytałem sam siebie, a potem mi przeszło.
Planowałem was zarzucić tu całą toną urządzeń elektronicznych do samochodu z Aliexpress. Takimi sprzętami, które bym sam sobie sprawił, ale odkryłem przykry fakt, że mi się nie chce. Odrobinę już wyrosłem z manii ulepszania posiadanych pojazdów, nawet kabla od rejestratora nie chce mi się ukryć. Dlatego ograniczyłem wybór do tych, dla których łaskawie podniósłbym się z kanapy i zaczął coś dłubać, ryzykując połamanie plastików w kilkunastoletnim samochodzie.
Na Aliexpress elektronicznych urządzeń do samochodu jest tysiąc pięćset sto dziewięćset, co nie znaczy, że wszystkie z tych urządzeń są wartościowe. Dla mnie oczywiście większość nie jest wiele bardziej atrakcyjna od płyty CD powieszonej na lusterku, ale pamiętajmy, że mi się nie chce. Ludzie jednak kupują to całymi Antonovami, złoty pociąg z Wałbrzycha to tak naprawdę zagubiony transport żarówek retrofit z Aliexpress. Nikt nikomu nie broni takich wyborów, kupowania naklejek fake taxi też nie. Można również zamówić nawilżacz powietrza do samochodu i pominąć zupełnie fakt, że w Polsce bardziej przydatny jest osuszacz. Mnie jednak nie ogranicza fantazja, tylko poczucie, że po tylu tysiącach kilometrów za kierownicą, wiem, że mało który gadżet jest w stanie osłodzić ból w dolnej części siedzenia.
Nie szukałem jednak koralików, tylko elektroniki. Oto moje wybory, takie, w których starałem się dostrzec sens. Zaznaczam, ja tego nie testowałem, jestem po prostu ich ciekaw i istnieje cień szansy, że po tygodniu użytkowania, albo nawet przed montażem, rzuciłbym je w ciemny kąt piwnicy.
Radio 2 DIN - bo mam takie stare
Jeśli ktoś ma takie zwykłe radio, najzwyklejsze, które w dodatku może zdemontować w jakieś 5 sekund, nie rozumie takich problemów, jak przestarzały system multimedialny. Do starszego samochodu jest w stanie dokupić lepszy radioodbiornik niż właściciele niektórych samochodów, których kokpit stanowi niemalże niepodzielną całość. Jedyną alternatywą staje się wymiana jednostki o rozmiarze 2 DIN, co często proste nie jest. Na to właśnie bym się skusił, by mieć dostęp do Android Auto i Apple CarPlay.
Jak się raz skorzysta z Android Auto w samochodzie, nie tylko z tego w telefonie, to chce się go mieć i docenia się to ułatwienie. Wielu błędnie kupuje wtedy radio z Androidem z Chin, a to nie jest to samo. O Androidzie w samochodzie szczegółowo pisał Piotr, warto poznać różnice, choć zaszły już zmiany na lepsze. W skrócie: lepiej kupić radio, które obsługuje Android Auto i Apple CarPlay niż radio z Androidem. Chyba jestem w tym poglądzie odosobniony, bo chińczyki z Androidem są popularne niezwykle.
Starą jednostkę możemy wymienić na nową, zamawiając ją z Chin. Zaoszczędzimy wtedy sporo, ale ryzykujemy, że nie wszystko będzie nam się podobało, albo działało tak, jak tego oczekujemy. Warto doczytać w zasobach internetu, czy na pewno w naszym modelu samochodu i radia będzie można po wymianie radia, wyświetlać wskazania komputera pokładowego lub obsługiwać sterowanie z kierownicy, a także przyjrzeć się, czy radio da się ładnie w kokpit wkomponować tak, żeby nie wystawało na 1 cm. Może trzeba będzie docinać kieszeń, albo dostępne ramki wysoce nie przypominają barwy oryginalnych samochodowych plastików i będziemy musieli z tym żyć.
Trzeba się trochę naczytać, aby wybrać dobrze, bo z ewentualną odsyłką może być kłopot. Warto starą jednostkę wymienić, nie brak jest zadowolonych użytkowników, którzy swoje stare nicniemające radio wymienili na takie, które pozwala oglądać YouTube. Ja taką funkcją nie jestem zainteresowany, to nie jest cecha Android Auto, tylko zwykłego, mało pożytecznego w samochodzie, Androida. Ale jak już ustaliliśmy, często bywam w mniejszości.
Wymieniając radio, oprócz samego Androida, możemy zyskać lepszą jakość audio (dzięki lepszemu wzmacniaczowi), kamerę cofania, łączność Bluetooth i GSM, zestaw głośnomówiący (tak, dołączają mikrofony), nawigację, sieć Wifi, a po zainstalowaniu odpowiedniej aplikacji, także możliwość odczytywanie błędów zarejestrowanych przez komputer pokładowy.
Poniżej przykład jednego z popularnych odbiorników. Można mieć tak wiele za kilkaset złotych. Jest coś i dla wersji 1 DIN, która szpecić nie powinna, ale za to może zasłonić nawiewy. Raczej nie kupiłbym sobie czegoś takiego, choć odpada problem z montażem, bo powstaje kłopot z wypuszczeniem dźwięku na głośniki samochodowe i zwyczajnie jest dość drogie.
Zaś do odczytu błędów kupiłbym inne urządzenie.
Wtyczka ELM327 do OBD
Skaner pracujący na chipieELM327 zawsze na propsie. Kosztuje niewiele, podejrzeć za jego pomocą też najczęściej można niewiele, ale zawsze coś. Służy bardziej do podniecania się o zobacz, jak sobie prędkość wyświetliłem, ale możliwość samodzielnego odczytania błędów zarejestrowanych przez komputer pokładowy bywa przydatna, skasowania też, a urządzenie kosztuje mniej niż jednorazowe podpięcie do komputera diagnostycznego w warsztacie. Warto nawet, gdy użyjemy tylko raz.
Kilka innych, normalnie niedostępnych parametrów pracy samochodu również jest w stanie pokazać, więc można się trochę poekscytować tymi różnymi cyferkami i literkami, które nic nie powiedzą przeciętnemu użytkownikowi, a już na pewno nie postawi on żadnej diagnozy. Łącze OBD jest obowiązkowe w samochodach produkowanych w tym wieku (diesle miały małe opóźnienie). ELM powinien z problemami lub bez i po zainstalowaniu aplikacji, połączyć się z telefonem niezależnie od działającego na nim systemu.
Jak już mówimy o sprawdzaniu, to przy ostatnich mrozach, łaskawie spojrzałem na tester do akumulatora.
Tester do akumulatora
Masz prostownik w domu, ale jesteś tak skąpy, że nie chcesz go podpinać na darmo? Ortodoksyjnie ładowałbyś tylko wtedy, gdy akumulator nie trzyma właściwego napięcia i jednocześnie nie masz ochoty zastanawiać się, czy jest właściwie i jaki spadek możesz tolerować? Proszę, tester do akumulatorów powie ci prawdę, podświetlając odpowiednie kolorowe pola. Nie zmarnujesz ani jednej kilowatogodziny. 16 zł to nie zbyt duże pieniądze, a może wcale nie jesteś taki skąpy, po prostu trzymasz auto pod blokiem i chciałbyś w porę pojechać do znajomego do garażu na przyjacielskie podładowanie.
Rozmaitych innych testerów, do płynu chłodniczego, czy hamulcowego, chyba lepiej nie kupować, tylko wymieniać je cyklicznie, zapisując datę następnej wymiany w kalendarzu w telefonie (da się, najczęściej co roku robimy podobne przebiegi).
Dorzuciłbym sobie ten tester do innego zamówienia, ale jakiego, skoro nie mam za wielu gadżeciarskich potrzeb? Czujniki parkowania mam z tyłu i przodu, a kamerę uważam za zbędną. Ewentualnie skusiłbym się na jakąś z szerokim kątem rejestrowania obrazu, żeby łatwiej włączać się do ruchu tyłem, ale o monitorowaniu ruchu poprzecznego nie ma co marzyć, więc wciąż ma u mnie status - zbędna.
Dlatego nie wrzucam tu nakładek na środkowe lusterko wsteczne (chyba jednak wrzuciłem), ale są bardzo popularne i jest to dobre rozwiązanie, które potrafi połączyć funkcję kamery cofania, rejestratora drogowego (przód i tył) oraz elektrochromatycznego lusterka. Dobre oferty na tego typu sprzęt potrafią zmieścić się w trzystu złotych.
Zamiast tego wrzucę kilka rzeczy, które jeszcze bardziej mnie nie interesują.
Zastępstwo zapasowego koła
Zainteresowałbym się nim, gdybym wciąż miał auto z LPG i odczuwał niechęć do wożenia zapasowego koła. Może skusiłbym się na taką bezprzewodową pompkę, która na jednym ładowaniu ma napompować kół dziewięć. Jakbym nie pompował to zawsze pozostaje funkcja ładowarki i pojemnego powerbanku (2400 mAh) w jednym, na pewno się nie zmarnuje.
Kosztuje to 170 zł i to przed wizytą w urzędzie celnym. W dodatku trzeba to wesprzeć co najmniej jeszcze jednym rozwiązaniem, bo samo dopompowanie koła może nie wystarczyć. Przydałby się jakiś uszczelniacz, na przykład taki. Tylko, że w Polsce da się takie rzeczy kupić i to wcale nie drożej, czasami nawet w zestawie z mini kompresorem. Można zaryzykować jeszcze jednorazowe naboje do pompowania kół, ale na pewno nie wyjdzie to taniej niż pompka.
O, wiem. Jest jedna rzecz, którą sprawiłbym sobie tak naprawdę.
Uchwyt na telefon z ładowaniem bezprzewodowym
Ale tylko taki, który porządnie działa, a z działaniem indukcyjnego ładowania potrafią być problemy nawet w fabrycznych instalacjach, w całkiem nowych i drogich samochodach. Więc i tu ponownie musiałbym się naczytać, żeby wybrać dobrze sprzęt, który nie będzie mi przegrzewał telefonu, ani samego siebie i nie przerywał ładowania z powodu etui. Do listy wymagań dołączyłbym łatwą obsługę jedną ręką. Z tym zakupem powinienem się zmieścić w 100 zł.
Czy to zmieni moje życie?
Miewam chwilę olśnienia, że ten gadżet na pewno zmieni moje życie, ale potem o nim zapominam. Na elektryczny podnośnik podłączany do gniazda zapalniczki, to bym się połasił. Nie cierpię tego ręcznego kręcenia i wydaje się ciut bardziej sexy, w porównaniu do zwykłej żaby. Tylko czy ja podnoszę samochód wystarczająco często na 500 zł?
No nie wiem. Ciągle szukam czegoś na tym Aliexpress, co bezwzględnie mnie zachwyci. Pomóżcie, w końcu to dział Porady.