Poczuj się jak agent Jej Królewskiej Mości, ale wcześniej zapłać. Kończy się aukcja Astona Martina DB5
Praca w charakterze najlepszego agenta do zadań specjalnych może kojarzyć się z niemałymi zarobkami. Takie zapewne są, ale jeśli ktoś tylko chce poudawać agenta 007, to musi zapłacić. Dużo zapłacić, bo Aston Martin DB5 do aut tanich nie należy – nawet jeśli tym egzemplarzem nie jeździł sam Bond.
Aston Martin DB5 to jeden z najbardziej znanych modeli brytyjskiego producenta. Sporo dla popularności tego grandtourera zrobił szereg filmów o przygodach agenta 007, ale poza tym był to po prostu bardzo udany model. Największe zmiany względem starszego DB4 zaszły akurat tam, gdzie były najbardziej potrzebne.
Aston Martin DB5 – takim jeździł Bond, James Bond
Najważniejszy był oczywiście silnik. Za konstrukcję jednostki napędowej odpowiadał Polak, Tadek Marek. Motor w stosunku do bazowego Astona Martina DB4 miał pojemność skokową powiększoną z 3,7 do 4,0 l, co pozwoliło na osiągnięcie mocy na poziomie 286 KM.
Konstrukcja nie była jakoś nadzwyczajnie lekka, ponieważ pomimo szerokiego zastosowania aluminium i magnezu masa własna Astona sięgała 1470 kg - to jednak nie przeszkadzało rzędowej szóstce w rozpędzaniu auta do 100 km/h w 7-8 s i osiąganiu okolic 230 km/h. Pierwszych kilka egzemplarzy dysponowało 4-biegową skrzynią ze starszego modelu (z opcjonalnym nadbiegiem), później zaczęto stosować nową 5-biegową przekładnię ZF. Lub 3-biegowy automat, jeśli ktoś miał takie życzenie.
Egzemplarz widoczny na zdjęciach to jeden z najładniejszych na rynku
Dość powiedzieć, że samochód zdobył kilka nagród w różnych konkursach elegancji. Nie dziwi mnie to - srebrny Aston Martin DB5 wygląda, jakby właśnie opuścił salon sprzedaży. Lub kierował się na plan filmowy. Wydatnie pomaga w tym wnętrze, które zostało poddane renowacji w 2017 r.
Poza tym jest to auto ciekawe nawet wśród innych DB5, ponieważ jest to jeden z pierwszych egzemplarzy wyposażonych w wyżej wspomnianą skrzynię biegów ZF - stosowano ją od samochodu nr 1340, a oferowany na sprzedaż Aston ma nadwozie nr 1348.
Prac remontowych doczekał się także silnik, przy czym to miało miejsce już w 1979 r. W 1992 r. 4-litrowy motor dostosowano też do pracy na benzynie bezołowiowej, odpowiednio modyfikując głowicę. A ponieważ tak się przyjemnie składa, że nie jest to auto stojące od lat bez ruchu w garażu, tylko faktycznie sprawne i jeżdżące, to nie trzeba się też obawiać o stan elementów elastycznych - przykładowo w 2016 r. zainstalowano nową uszczelkę pod głowicą. Stan licznika wskazuje przebieg na poziomie ok. 13,4 tys. mil (ponad 21,5 tys. km).
To wszystko wiąże się oczywiście z odpowiednią ceną
Odpowiednio wysoką, znaczy się. Oczywiście w tej chwili jeszcze nie znamy końcowej ceny transakcyjnej, bo do końca licytacji została jeszcze doba (zakończenie aukcji nastąpi 10.09 ok. godziny 20), ale już w tej chwili ktoś oferuje za ten zjawiskowy przykład brytyjskiej myśli technicznej 520 007 dol. (zgaduję, że te „007” dol. to nie przypadek). A to już prawie 1,96 mln zł.
Bardzo mnie ciekawi, na jakiej kwocie licznik się zatrzyma. Mam jednak niejasne przeczucie, że będzie to wartość niższa niż w przypadku repliki Ferrari 250 GT SWB, za którą zapłacić trzeba ok. 4 mln zł. Ferrari co prawda też bardzo mi się podoba, ale jakoś nie widzi mi się wydawanie 4 melonów na replikę, gdy w podobnej cenie lub taniej można mieć coś równie ciekawego, i to w oryginale.