REKLAMA

Kursant uderzył, instruktora powiesili. Wina nie jest jednoznaczna

Niedawno wspomniałem o tym, że w mojej karierze instruktora nauki jazdy co najmniej kilka razy zdarzyło mi się zostać ofiarą drobnej kolizji, z których wszystkie miały prawie taki sam scenariusz. A co w sytuacji, kiedy to samochód nauki jazdy dopuści do dzwona?

Kursant uderzył, instruktora powiesili. Wina nie jest jednoznaczna
REKLAMA

Od razu zaznaczę, że nigdy w takiej sytuacji nie byłem, a przynajmniej nie odbyło się to z udziałem osób trzecich. Raz, kiedy byłem jeszcze żółtodziobem i nie czułem się zbyt pewnie, zdarzyło się urwać lusterko o bierny element infrastruktury. Ale nikt postronny na tym nie ucierpiał, stratny byłem wyłącznie ja sam. Dlatego poniższe rozważania nie są poparte własnymi doświadczeniami. Na szczęście.

REKLAMA

Kwestia winy nie jest jednoznaczna

Kiedy dojdzie do nieszczęścia, gdzie dwa samochody spotkają się na skrzyżowaniu, sprawa się komplikuje. Mogłoby się wydawać, że instruktor nauki jazdy ponosi wyłączną odpowiedzialność za powstałe straty. To on ma pilnować kursanta, który jako osoba dopiero zdobywająca wiedzę, może jeszcze nie mieć świadomości pewnych zagrożeń. Co innego jednak ocenić temat “po ludzku”, a co innego prawnie.

Kursant uznawany za kierującego pojazdem

Cytując przepisy, a dokładniej art. 3 ust. 1 pkt 2 i 3 ustawy o kierujących pojazdami, “kierującym pojazdem może być osoba, która osiągnęła wymagany wiek i jest sprawna pod względem fizycznym i psychicznym oraz spełnia jeden z następujących warunków: odbywa w ramach szkolenia naukę jazdy, zdaje egzamin państwowy. Czyli kursant, pomimo braku formalnych uprawnień, w świetle prawa jest osobą kierującą pojazdem.

Według przepisów ruchu drogowego, jest zatem bezpośrednio odpowiedzialny za prowadzenie samochodu. Przed rozpoczęciem zajęć praktycznych musi posiadać odpowiednią wiedzę teoretyczną, a więc m.in. znać przepisy. Kto, komu, gdzie, dlaczego. W teorii więc, jeżeli np. wymusi pierwszeństwo przejazdu i doprowadzi do kolizji, winę ponosi właśnie kursant. Jako osoba kierująca i taka, która powinna posiadać już odpowiednią wiedzę. A skoro ponosi winę, to na klatę musi też wziąć potencjalne konsekwencje. Oprócz jednej: ze względu na formalny brak prawa jazdy, nie można mu przypisać punktów karnych za wykroczenie.

Instruktor odpowiada jako instruktor

Inaczej sytuacja wygląda w przypadku winy instruktora, który nie zapobiegł ewentualnemu zdarzeniu. Nie jest on uznawany za kierującego pojazdem, a więc nie może ponieść bezpośredniej odpowiedzialności za doprowadzenie do kolizji. Inaczej mówiąc, jego wina oceniana jest przez pryzmat niedopełnienia swoich obowiązków. Kursant popełnił błąd, instruktor nie zareagował, doszło do dzwona. Uczeń jest winny doprowadzeniu do kolizji, a instruktor jest winny niedopilnowania kursanta - oboje są oceniani niezależnie od siebie.

Oprócz nadzoru w trakcie jazdy, instruktor jest również odpowiedzialny za utrzymanie samochodu w odpowiedniej sprawności. Oznacza to, że jeżeli pojazd szkoleniowy ma rażące usterki techniczne, odpowiedzialność za ten fakt spada na instruktora. Tak samo prezentuje się sytuacja, kiedy auto nie było np. wyposażone w zimowe ogumienie, w związku z tym wpadło w poślizg na zakręcie i uderzyło w inny samochód.

W praktyce większą winą obarczony jest jednak instruktor

Powyższe akapity to teoria, czyli jak zdarzenia rozpatrywane są z perspektywy prawnej. Jak natomiast wygląda praktyka? Na przykładzie dwóch najgłośniejszych zdarzeń z ostatnich lat wygląda tak, że to instruktor jest obarczony większą winą, nawet jeżeli to nie on odpowiada za fizyczne prowadzenie samochodu. Mowa o wypadku w Szaflarach, gdzie samochód egzaminacyjny został uderzony przez pociąg na przejeździe kolejowym, a także o wypadku w Radzyniu Podlaskim, gdzie doszło do zderzenia z innym pojazdem na łuku drogi przy nadmiernej prędkości. Nie liczę naturalnie drobnych kolizji, które nie ciągną za sobą żadnych dodatkowych konsekwencji.

W obu wspomnianych sytuacjach ostatecznie jako główny winowajca wskazany został instruktor. Bez rozmieniania spraw na drobne, większą wagę miało niewywiązanie się z obowiązków sprawowania opieki nad kursantem.

REKLAMA

To pokazuje, jak duża odpowiedzialność spada na instruktora

Z jednej strony takie jest moje zadanie, aby zaopiekować kursanta w trakcie zajęć i pilnować, aby nie odwalił niczego głupiego. Mam do tego stosowne narzędzia, w postaci chociażby drugiego zestawu pedałów po stronie pasażera. Niemniej, nie jestem w stanie trzymać kogoś na krótkiej smyczy przez wszystkie godziny kursu, bo człowiek musi się czegoś nauczyć. Dlatego takie potencjalne zdarzenia są niestety wkalkulkowane w ten zawód.

Całe szczęście, przeważnie kończy się na podrapanym lakierze.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-11-21T12:40:14+01:00
Aktualizacja: 2025-11-21T11:12:42+01:00
Aktualizacja: 2025-11-20T10:19:59+01:00
Aktualizacja: 2025-11-19T18:49:05+01:00
Aktualizacja: 2025-11-19T15:58:18+01:00
Aktualizacja: 2025-11-19T12:55:20+01:00
Aktualizacja: 2025-11-19T11:25:48+01:00
Aktualizacja: 2025-11-19T11:00:59+01:00
Aktualizacja: 2025-11-18T12:18:41+01:00
Aktualizacja: 2025-11-17T17:44:06+01:00
Aktualizacja: 2025-11-17T17:07:27+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA