Zbudował coś ze stali nierdzewnej. To będzie razem milion osiemset czterdzieści pięć tys. zł
Oto najdziwniejszy pojazd na sprzedaż jaki widziałem od długiego czasu – i w równie niezwykłej cenie.
Budowniczym pojazdów typu SAM w Polsce w 2012 r. rzucono kłody pod nogi zmieniając przepisy dopuszczające samodzielną budowę pojazdu. Nikt za bardzo nie wie dlaczego, bo przecież nie ma obawy że powstaną nagle tysiące SAM-ów, które wyleją się na drogi nie spełniając żadnych norm i strasząc pieszych ostrymi krawędziami. Budowanie pojazdów typu SAM zawsze miało pewien konkretny cel, np. budowało się wyścigówkę, traktorek lub terenówkę i nikomu to nigdy nie przeszkadzało. No ale wiadomo, że chodziło tu o możliwe ograniczenie liczby rzeczy, które można zrobić samodzielnie bez udziału wielkich korporacji. Budując samochód samodzielnie, naruszasz dochody koncernów motoryzacyjnych, założę się że lobbowały one ochoczo za zaostrzeniem przepisów.
Teraz już nie wiadomo jak w Polsce zarejestrować SAM-a
Próbowałem kiedyś się dowiedzieć. Dowiedziałem się od niezależnych źródeł (tj. od instytucji, które mogłyby taki proces przeprowadzić, a jest ich kilka), że:
- nie wiadomo dokładnie jak to zrobić
- oni się tym nie zajmą, bo szkoda czasu na jednostkowe przypadki
- na dzień dobry trzeba położyć 80 tys. zł, a potem się zobaczy
Że akurat nie miałem 80 tys. zł, to nie położyłem. Ciekaw jestem, czy ktoś położy 80 tys. zł za zarejestrowanie tego:
Jest to, jak głosi opis, jedyny na świecie pojazd M1R wykonany ze stali nierdzewnej. Jak dla mnie, to pojazdów ze stali nierdzewnej, to już trochę było, w tym przede wszystkim DeLorean DMC-12, ale nie róbmy z tego zagadnienia. W każdym razie jest to samochód bazujący na technologii BMW, rozwijający moc 150 KM. Sporo, jak na auto w którym kierowca nie ma żadnej ochrony przed niczym i jest po prostu obudowany konstrukcją z metalowych profili, ale bez żadnego poszycia zewnętrznego. Oczywiście takich samochodów jest masa, od jakichś Arielów Atomów poczynając a kończąc na wynalazkach w stylu Can-Ama, ale ten wygląda nieco inaczej od nich.
Chyba budowniczowie zaczęli ten pojazd od przodu
Nawet na pewno, bo tam jest jakaś maska, zderzak, lampy i inne elementy wskazujące, że to jednak samochód. Im dalej, tym gorzej. Drzwi to już tylko stelaże, wprawdzie unoszone jak w Lambo z V12, ale nie bardzo wiem co się dzieje po ich uniesieniu. Ze zdjęć wygląda to tak, jakby po podniesieniu ich nadal nie było miejsca na zajęcie miejsca w środku, choć to pewnie tylko złudzenie optyczne. Potem następuje silnik, a jeszcze dalej jest... chyba tył, trudno powiedzieć – coś z doczepionymi czerwonymi lampami i zapewne chłodnicą.
Mam wrażenie, jakby ktoś już bardzo chciał skończyć ten pojazd i im bardziej brnął w jego budowę, tym bardziej marzył żeby mieć już to za sobą i dokończyć go jakkolwiek, jak popadnie. Stąd i ten dziwny nieproporcjonalnie mały zwis tylny, i te lampy lekko niepasujące do reszty – no ale biorąc pod uwagę, że jest to jednostkowa produkcja, art-car, to mogłem po prostu nie zrozumieć zamysłu. Może to jest taka alegoria ludzkiego zapału, że bierzemy się do jakiegoś dzieła z zaangażowaniem, a potem ten zapał tracimy i tylko chcemy już to mieć za sobą. Wiele osób ma tak na przykład ze studiami, albo z jakimiś postanowieniami noworocznymi, albo z projektami samochodów.
Cena jest jak rozumiem rzucona „na rybę”
To taka zarzutka, która ma nas skłonić do zainteresowania się tym pojazdem. Faktycznie, 1,845 mln zł to wartość raczej nierealna za pojazd niedający się zarejestrować. Można jednak uznać go za dzieło sztuki, swoisty motoryzacyjny NFT, a wtedy trzeba już patrzeć na to zupełnie inaczej. Wtedy może trafić się ktoś, kto takie dzieło zechce docenić i postawić na poczesnym miejscu w swojej rezydencji. Będzie odstraszać intruzów lepiej niż najgroźniejszy pies.
Zdjęcia z ogłoszenia, fot. Mariusz