Volkswagen z ID.4 celuje w klientów wybierających spalinowe SUV-y
To nie Tesla jest głównym celem zelektryfikowanej gamy Volkswagena. ID.4 ma podbierać klientów Hondzie i Toyocie.
Póki co Volkswagen koncentruje się na SUV-ach.
Według materiałów szkoleniowych zamieszczonych w serwisie Scribd, to właśnie japońskie SUV-y są uważane za konkurentów, z którymi powalczy ID.4. Nie Tesla Model Y, nie Mustang Mach-E, czy elektryki Hyundaia i Kii. Volkswagen uważa, że to produkt, który ma argumenty, by powalczyć z samochodami zasilanymi klasycznymi metodami.
Te argumenty to więcej przestrzeni nad głowami pasażerów, lepszy system multimedialny z dwoma ekranami i większe obręcze w standardzie. Volkswagen plusuje też podgrzewanymi fotelami i kierownicą, bezprzewodową ładowarką na smartfona i zestawem asystentów, które pozwalają samochodowi na niemal samodzielne poruszanie się po drogach. Volkswagen ma też górować nad konkurentami warunkami gwarancji.
Ale halo, halo, przecież VW ID.4 jest znacznie droższy od RAV4 i CR-V
Tak, ale nie. Tzn. owszem, wyjściowo jest droższy, porównywana wersja ID.4 Pro kosztuje prawie 40 tys. dolarów, podczas gdy konkurenci – znacznie poniżej 30 tys. Ale po 1) kupując elektryka można liczyć na 7500 rządowej dopłaty, a po 2) przez 5 lat można zaoszczędzić kolejne 3500 dolarów na paliwie, w tym ładując się przez 3 lata zupełnie za darmo.
Takie podejście może się Volkswagenowi bardzo opłacić
Klientów, którzy wchodzą do salonu z myślą o zakupie auta elektrycznego wciąż nie jest zbyt wielu. Ba, podobno tamtejsi dealerzy unikają sprzedawania samochodów elektrycznych, bo spalinowe sprzedaje się o wiele łatwiej. Ale w sytuacji, gdy ID.4 można zaproponować klientowi, który rozważał RAV4, czy CR-V, a do Volkswagena przyszedł obejrzeć Tiguana, zmiana podejścia do sprzedaży samochodów elektrycznych może mieć uzasadnienie. A im szybciej elektryki zaistnieją w świadomości masowego klienta, tym szybciej zapełnią się nimi ulice. Tylko gdzie my będziemy je wszystkie ładować?