Tesla sprzedaje używane auta pokazując ich rendery, ale pieniądze chcą prawdziwe
2,5-centymetrowa rycha na szkle to nie problem, gdy kupujesz używaną Teslę. Ważne, że mają standardy.
Używana Tesla, czy warto? Takie pytanie zadają sobie osoby, które chcą mieć Teslę, ale niekoniecznie chcą wydać pieniądze na nowy egzemplarz. Czy warto, przekonają się dopiero, gdy używana Tesla przyjedzie pod ich dom. Wcześniej raczej trudno będzie ją zobaczyć.
Tesla sama sprzedaje swoje samochody, nie korzystając z tradycyjnej sieci dealerskiej. Ma to kilka plusów dodatnich, ale czasami ujawniają się też plusy ujemne, na przykład związane ze sprzedawaniem używanych samochodów.
Samochód nie ma dealera, do którego może wrócić po okresie finansowania, więc Tesla musi go przyjąć, a następnie sama dalej sprzedawać jako używany. To chyba nie jest ulubione zajęcie kalifornijskiej firmy, bo zaczyna robić klientom lekko pod górę. Zainteresowani zakupem nie mogą zobaczyć zdjęć używanej Tesli. Mogą tylko popatrzeć na generyczny obrazek.
Miłość jest ślepa, czyli używana Tesla bez zdjęć
Z używanym to trzeba się narobić, zachęcić klienta, czy coś. Z nowym nie ma kłopotu, jedno zdjęcie na stronie wystarczy i obejrzy je miliony użytkowników. Nowe wszyscy dobrze znają, miliard razy widzieli w internecie, jak wyglądają modele Tesli. A stan używanego samochodu warto ocenić, choć raczej nie według Tesli. Ile ogłoszeń o sprzedaży samochodu, które nie zawierają żadnych zdjęć kliknęliście w życiu?
No właśnie. A Tesla uważa, że to żaden kłopot. Swoje stanowisko w sprawie zarządzania sprzedażą własnych używanych pojazdów zdarzało się jej już zmieniać. Zdjęcia kiedyś były, a jak nie było, to można było otrzymać je mailem, po wcześniejszej prośbie. Obecna wersja jest taka, że zamiast rzeczywistych zdjęć samochodów są zdjęcia ogólne pokazujące dany model. Jakże więc, choć wstępnie, ocenić stan interesującego nas pojazdu?
Na to Tesla ma odpowiedź.
Wpłać zaliczkę, bo mamy standardy
Kiedyś Tesla odnawiała swoje używane pojazdy, a zdjęcia przesyłała zainteresowanym. Ale jej przeszło. Teraz trzeba wpłacić bezzwrotną kaucję i opłatę za transport nie widząc wcześniej samochodu. Gdyby Tesla miała sieć dealerską, samochody byłyby dostępne na dealerskich placach. Tesla zamiast oględzin ma standardy dotyczące uszkodzeń pojazdu.
Czytelnik portalu electrek podzielił się standardami, które otrzymał od Tesli, które dostał zamiast zdjęć pojazdu. Co się będzie przyglądał i wydziwiał, jak może przeczytać, jaka jest akceptowana wizualna kondycja pojazdu. Podane są dopuszczalne rozmiary uszkodzeń, taki pesymistyczny wariant. Zawsze może spotkać go miła niespodzianka i nie będzie tak źle, jak dopuszczają to standardy Tesli. A dopuszczają wiele.
Używana Tesla - czy warto? Tak, jeśli jesteś Europejczykiem
Tesla informuje, że samochody mogą nosić ślady użytkowania. To normalne. I że mogły zostać poddane lekkim naprawom, to też. Oraz że sprawdza w nich to i owo, na przykład działanie Autopilota czy wyświetlaczy. Pięknie. A także, że toleruje:
- zadrapania o długości 2,54 cm na elementach lakierowanych,
- wgniecenia do 1,27 cm, także na lakierowanych elementach,
- a na elementach nielakierowanych zadrapania mogą osiągać długość 7,62 cm
- odpryski na szybach mogą mieć zaś 2,54 cm.
Hmm, jakoś sporo, choć pęknięta szyba w amerykańskich warunkach to nie jest jakaś wielka zbrodnia. We wnętrzu pojazdu plamy mogą sięgać też 2,54 cm. Nie ma się co ekscytować, któż kiedyś nie rozlał dużej coli? Najważniejsza jest niespodzianka i wiara w to, że równie liberalne podejście Tesla prezentuje, gdy przyjmuje samochody powracające z finansowania. Wbił się panu kamień w przednią szybę? Wielokrotnie? Rozlegle? To nic nie szkodzi.
Sprawa postawiona jest jasno, takie uszkodzenia akceptujemy. Wpłacasz bezzwrotną kaucję i bierzesz, albo nie. Pooglądasz sobie potem, my zdjęć wcześniej nie wysyłamy. Jest standard? Jest? Dziurawy jak durszlak po wizycie na strzelnicy? Tak, ale ważne, że jest.
Europejscy klienci wydają mieć nieco lżejsze życie, gdy kupują używaną Teslę. Zdjęcia używanych Tesli wyglądają wprawdzie na mocno obrobione w programie graficznym, ale niektóre z nich prezentują faktyczne uszkodzenia i można na ich podstawie wyrobić sobie wstępną opinię na temat stopnia zużycia pojazdu. Choć raz europejski klient ma lepiej niż ten w Ameryce.