Wypadek Tesli podczas wyścigów w Polsce pokazuje, jak bezsensownie szybkie są te auta
Oczywiście, że każdy potrzebuje auta do ruchu ulicznego, które przyspiesza do 100 km/h w 2 sekundy lub mniej.
Sądziłem, że to żart, ale to stało się naprawdę. Na polskim zlocie samochodów elektrycznych odbywały się wyścigi równoległe między Teslami. Kierowca jednej z nich, konkretnie modelu S w wersji Plaid, nie wyhamował po wyścigu i uderzył w płot. Rzecz zdarzyła się wczoraj w Ząbkach, a nagranie – beznadziejne, ale jest – zamieścił serwis Elektrowóz.
Oczywiście tu wszystko ocieka nonsensem. Sama organizacja tych wyścigów wzdłuż alei z drzewami to wytwór mózgu rażonego prądem wysokiego napięcia. Niewielki poślizg skończyłby się koszmarną kraksą, być może z ofiarami. To jeszcze nic – odcinek jest tak krótki, że wcale się nie dziwię trudnościom z hamowaniem. Zamiast jechać pełnym gazem do mety, trzeba już wcześniej przygotowywać się do zatrzymania pojazdu, więc jeśli ktoś chce wygrać, to musi brać pod uwagę zderzenie ze ścianą. Kto w ogóle zatwierdził taką trasę i tak durną rozrywkę? Rozumiem, że to amerykańskie samochody, więc nie skręcają, ale zapewniam że próba sportowa ze słupkami na jakimś placyku byłaby znacznie ciekawsza i wymagająca.
Ale to jeszcze nic, bo przecież i organizator ma prawo nie być za mądry, i kierowca mógł poczuć nadmierny przypływ emocji
Wdusił gaz, wygrał (chyba), a potem przypomniał sobie, że wypadałoby się jeszcze zatrzymać. Nie udało się i doszło do kolizji. Niestety ucierpiała postronna osoba, jak podaje Elektrowóz – kamerzysta został najechany przez auto i ma złamaną nogę.
I w tym miejscu chciałbym zadać takie pytanie: jeśli już 150-konne BMW z napędem na tył jest niebezpieczne, to jak niebezpieczna jest 1021-konna Tesla? Według danych fabrycznych przy pełnych akumulatorach potrafi ona osiągnąć 96 km/h w 1,99 sekundy. To brzmi aż nierealnie, nawet samochody rajdowe grupy B nie były takie szybkie. Wchodzimy w strefę czasów zarezerwowanych dla dragsterów. Jeśli nawet na wyścigach równoległych auto jest nie do opanowania, to jakie jest na szosie?
Nie do wiary jest dla mnie mielenie słowa „bezpieczeństwo”, gdy w pokoju stoi tak wielki słoń
Bezpieczeństwo! Jeździć wolniej! Ustępować pieszym! – wszyscy powiedzą „tak tak, świetne pomysły, idźmy w tym kierunku”. Ale spróbuj powiedzieć „samochody są za mocne, nie potrzebujesz 1021 KM”, to zostaniesz zlinczowany i nagle pojawią się argumenty typu „ale więcej mocy to bezpieczniej, bo można szybciej wyprzedzić”. Tak, oczywiście, z 1021 KM można błyskawicznie wyprzedzić, osiągając przy tym prędkość wysoce niebezpieczną. Nowoczesne samochody, mimo wielu systemów wspomagających, są niepotrzebnie szaleńczo mocne i ciężkie. Dodajmy do tego modę na SUV-y i mamy iście mordercze maszyny.
(nie wszystko w poniższym wideo jest prawdą, ale założenie jest słuszne)
Ustawodawca zdecydował się odgórnie ograniczyć moc... rowerów
To 250 watów, gdy mowa o wspomaganiu elektrycznym. Ale nie ma żadnego limitu dla samochodów osobowych, możesz mieć i 1021 KM, i 2023 KM – jeśli tylko technologia pozwala. Tymczasem regularnie widzę w premierach nowych samochodów warianty elektryczne o mocach w rodzaju 500-600 KM. Ile koni ma Mercedes EQS? 761. BMW iX? 540. Kia EV6 GT? 585. Wiadomo, wszystko blednie przy Tesli, ale kierunek jest oczywisty: każdy nowy model musi być mocniejszy od poprzedniego, żeby można było lepiej uderzyć w płot. Tylko kamerzysta musi uważać.