Byłem w najtrudniejszym do parkowania mieście świata. Tel Awiw to piekło dla kierowców
Tel Awiw jest piękny, a atmosfera tego miasta może zachwycić. Chyba że musi się jeździć po nim samochodem. Wtedy robi się okropnie.
Kochasz dobre jedzenie? Lubisz plażowanie? Uwielbiasz architekturę modernistyczną? A może wolisz nowoczesne wieżowce? Cenisz sobie świetne widoki? Szalejesz na imprezach do białego rana? Jeśli odpowiedź na którekolwiek z tych pytań brzmi „tak”, powinieneś czym prędzej kupić bilet do Tel Awiwu – choć najlepiej od razu połączyć to z wizytą w Jerozolimie. Te miasta dzieli od siebie niecałe pół godziny jazdy pociągiem, a są kompletnie inne. Z jednej strony kosmopolityczny, tętniący życiem Tel Awiw, z drugiej tradycyjna, przepełniona historią Jerozolima. W tym pierwszym mieście co chwilę mija się biegających na promenadzie gości bez koszulek i skąpo ubrane dziewczyny. W tym drugim w każdym momencie widzi się ortodoksyjnych Żydów w tradycyjnych, futrzanych czapach noszonych nawet gdy temperatura sięga 30 stopni Celsjusza.
Ale nie wypożyczaj tam samochodu
OK, jeśli planujesz wycieczki po kraju, możesz to przemyśleć. Uwaga jednak na trasy przebiegające przez Strefę Gazy czy Zachodni Brzeg. Wypożyczalnie zwykle nie wyrażają zgody na wjazd do tych terytoriów. Za wszelką cenę unikaj jednak jazdy autem po Jerozolimie czy Tel Awiwie. Dobrze, że w ostatniej chwili zmieniłem zdanie i nie zdecydowałem się na prowadzenie tam wozu.
Dlaczego? Pierwszym powodem jest styl jazdy tamtejszych kierowców. Przez tydzień próbowałem zgadnąć, w jakich sytuacjach trąbią (a robią to co chwilę). Wiem już, że milisekunda to czas, który upływa od zapalenia się zielonego światła do momentu, w którym kierowca stojący jako drugie w kolejce trąbi na pierwszego kierowcę. Ale nie mam pojęcia, skąd brało się 99% innych trąbnięć. Pod tym względem Izrael to zdecydowanie kraj Wschodu.
Głównie chodzi jednak o parkowanie. Nie jest trudne. Jest niemal niemożliwe. Miejsc izraelskie miasta mają jak na lekarstwo, a tamtejsi kierowcy mogą zawstydzić francuskich i włoskich mistrzów parkowania precyzją ruchów. Odstęp między autami o grubości kartki papieru jest tu zdecydowanie za duży, trzeba się jeszcze przysunąć. Oczywiście nie zawsze się udaje. Nigdzie na świecie – a byłem już m.in. w Gruzji czy w Maroko – nie widziałem tak wielu tak mocno poobijanych aut. Nieważne, czy to 25-letnia Toyota Corolla czy nowiutkie Audi, normą są nie tylko rysy na zderzakach, ale i porządne wgniecenia na boku.
Tel Awiw - parkowanie. Jak to wygląda?
Oto, co na ten temat pisał Tymon w tekście z 2020 roku. „Miejsca parkingowe są tam budowane przez prywatne firmy, a ich ceny są porównywalne z cenami mieszkań. Za miejsce w centrum na parkingu podziemnym trzeba zapłacić nawet 120-140 tys. dolarów, a ceny idą dalej w górę. Zarabiają deweloperzy, bo koszt zbudowania miejsca jest ok. 3-krotnie mniejszy. Nowe regulacje prezydenta miasta Rona Huldaia ograniczają liczbę miejsc do jednego na dwa mieszkania w strefie centralnej i do 4 na 5 mieszkań w strefach podmiejskich. Tym sposobem telawiwianie, którzy są przyspawani do samochodu, muszą się wyprowadzić albo dostosować. Ponadto nowe regulacje dotykają nawet prywatnych miejsc – w czasie, kiedy miejsce będzie wolne, zarządca nieruchomości będzie mógł najmować je na minuty innym. Czyli masz prywatne miejsce za 100 tysięcy baksów, ale jak wrócisz wcześniej z pracy, to go nie masz, bo stoi na nim kimś inny, żeby zmaksymalizować zysk (bynajmniej nie twój)”.
Z punktu widzenia turysty dodam jeszcze, że tabliczki pod znakami drogowymi informujące o tym, kiedy i jak można (lub nie) w danym miejscu parkować, są wyłącznie po hebrajsku. Żeby nie było za łatwo zrozumieć.
Dodatkowo, samochody są w Izraelu bardzo drogie
Toyota Corolla, która w Polsce kosztuje około stówki, w Izraelu wymaga wydania niemal dwukrotności tej sumy, a wciąż mówimy o wozie z takim samym silnikiem i w prawie takiej samej specyfikacji. Po ulicach tego kraju jeździ zresztą bardzo niewiele „ciekawych” aut. Klasyków nie widziałem tam żadnych, aut sportowych i usportowionych jest jak na lekarstwo (nie spotkałem ich nawet na najdroższej ulicy Tel Awiwu, przez cały pobyt widziałem jedno Porsche 911 i dwa Volkswageny Golfy GTI), również wozy klasy premium zdarzają się dość rzadko. Dominują przede wszystkim auta małe. Większe można zobaczyć dopiero w mniejszych miastach, np. w Hajfie. W Tel Awiwie królem jest Kia Picanto, mnóstwo jeździ też nowych, chińskich aut elektrycznych. Marka BYD jest tam „na oko” niemal tak popularna jak Toyota. Oprócz tego – nuda, czyli morze Hyundaiów, Suzuki i innych aut równie ekscytujących co zmywarka. Pewną ciekawostką może być większa niż przeciętna popularność aut Subaru (są tam cenione co najmniej od lat 80.), zdarzają się też różne auta amerykańskie w rodzaju Buicków czy GMC (np. wszystkie karetki wyglądają jak w USA). Niemal wszystkie wozy, nawet stare i niedrogie, mają automatyczną skrzynię biegów. Przez pierwsze kilka dni można uznać, że motoryzacja jest w Izraelu przyjemnie inna od europejskiej, ale na pewno nie nazwałbym tego kraju rajem dla fanów motoryzacji.
No i pamiętajcie o parkowaniu. Jak mieszkańcy sobie radzą? Gdy „oficjalnego” miejsca – nawet dłuższego od wozu o dwa milimetry – nie ma, po prostu stają, gdzie chcą. Również na środku chodnika. Chyba ci, którzy mówią, że nasze narody są w gruncie rzeczy bardzo podobne, jeśli chodzi o temperament, upodobania i skłonności do politycznych zawirowań, mają trochę racji.
Naprawdę nie jeździjcie samochodem po izraelskich miastach. Na koniec jeszcze kilka ciekawostek.
Czytaj również: