Sunbeam-Talbot 80 generała Wasilewskiego. CSI Autoblog na tropie OLX-owych szwindli
Wiecie dlaczego polscy graciarze nie mogą mieć fajnych barnfindów? Zaraz wam wytłumaczę, a za przykład posłuży Talbot 80 generała Wasilewskiego. Jest wspaniałym przykładem dzikiej spekulacji.
W 2017 r. pewien stary grat stał się celebrytą. Chodzi tu konkretnie o Talbota 80, należącego kiedyś do generała Mariana Wasilewskiego. Z szopy postanowiła go wyciągnąć jego córka. Sprawa była głośna i nadmuchana do granic możliwości. Patrzcie, oto auto z 1948, z polską historią, które należało do kogoś ważnego! Do tego zachowało się ze starymi, wycofanymi w latach 70. tablicami! Poza tym to przecież rzadki model, wyprodukowano tylko 3,5 tys. sztuk! Ardor Auctions, firma skądinąd godna szacunku, miała sprzedać ten pojazd na licytacji, z ceną wywoławczą na poziomie 20 tys. zł, spodziewając się się wyniku w granicach 35-50 tys. zł. Tyle nadmuchanych historyjek. Schodzimy na ziemię.
Talbot 80 po generale jednak nie jest taką rewelacją.
Po pierwsze auto, o którym mowa, jest w naprawdę opłakanym stanie. Nasz informator swego czasu oglądał je na żywo i niestety renowacja wymagałaby tak naprawdę zbudowania tego samochodu od podstaw. Nieoryginalne lampy, kierownica oraz grill to najmniejszy problem w porównaniu do stanu całej mechaniki, karoserii i wnętrza. Polska historia to oczywiście miły dodatek, ale tak naprawdę nie jest rewelacyjna. Mówiąc szczerze, jest tylko trochę bardziej interesująca niż dowolnego zachodniego auta z Peweksu. Pan generał Marian Wasilewski, z całym szacunkiem, nie był ważną postacią w polskiej historii. Nie umniejszam jego dokonaniom jako żołnierza Armii Ludowej, po prostu to nie postać pokroju Józefa Piłsudskiego, Edwarda Gierka albo Karola Wojtyły. Ot, ważny człowiek w socjalistycznej Polsce ściągnął sobie z zagranicy samochód. W naszym kraju czasów stalinizmu to niewątpliwie był luksus, ale tak naprawdę Sunbeam-Talbot 80 z silnikiem 1.2 nie był żadną niesamowitą lub drogą konstrukcją.
Zresztą rynek szybko zweryfikował nadzieje domu aukcyjnego. Do licytacji nie doszło, a auto po jakimś czasie wypłynęło w ogłoszeniach. Dokładniej na przełomie marca i kwietnia 2018 r. samochód wypłynął w Koninie, był oferowany za 17 tys. zł przez użytkownika karusienka. Prawdopodobnie nie było chętnych, bo Talbot 80 powrócił we wrześniu tego samego roku, ale już za 9,9 tys. zł. Finalna cena nie jest znana, ale auto zmieniło miejsce pobytu na Ciechanów i ponownie pojawiło się w ogłoszeniach w październiku, tym razem za 6,8 tys. zł. Ze zdjęciami na lawecie, od użytkownika cars444. Już dwa tygodnie później wóz znowu wypłynął w Ciechanowie, tym razem z lepszymi zdjęciami za 20 tys. zł.
Teraz przewińmy taśmę do 2020 r. i mamy to samo auto znowu w ogłoszeniach, konkretniej na OtoMoto. Wystawia je „Muzeum Pojazdów Zabytkowych Tamte Lata" ze Zgierza.
Teraz już nic się nie zgadza.
Wszystkie poprzednie ogłoszenia miały mniej więcej takie same opisy. Tym razem coś się zmieniło. Cała treść składa się z zapewnień jaki świetny interes zrobi kupujący tego Sunbeama. Z roku na rok wartość wraku będzie rosnąć, super oprocentowanie, wygodne raty... a nie, czekaj, to nie to. Zawsze lubię czytać takie opisy. Im bardziej właściciel zapewnia, że auto to wspaniała inwestycja, tym bardziej wiadomo, że nią nie jest. W końcu nikt normalny nie będzie sprzedawał kury znoszącej złote jaja, że tak barbarzyńsko użyję tego powiedzonka. Cena tym razem? 35 tys. zł. Sądząc po poprzednich kwotach taki przyrost wartości może istnieć tylko w głowie właściciela, a nie na rynku.
Żeby było śmieszniej, muzeum obecnie posiadające ten samochód nagrało o nim film. Sam w sobie jest niezbyt ciekawy, ale pada w nim jedno ważne stwierdzenie. To oni wyciągnęli ten pojazd z szopy, a następnie odkupili go zanim doszło do licytacji w 2017 r. Co ciekawe, oferty pojawiające się w 2018 r. były wystawiane przez różnych użytkowników i ludzi. Adam, Wiesław, cars444, karusienka.
Ciekawa sprawa, prawda?
Opcje są dwie. Albo film zawiera kłamstwa, albo panowie z muzeum sondowali rynek pod różnymi kryptonimami. Trochę tylko dziwi w takim wypadku oferta od pana Wiesława z Ciechanowa. Sprawdziłem, istnieje i prowadzi centrum finansowo-ubezpieczeniowe w Ciechanowie, a nie muzeum w Zgierzu. Zresztą nie tylko sondowali, skoro znajomy miał okazję to auto obejrzeć. Jeśli film zawiera prawdę, to cóż, wycena Ardor okazała się bardzo przestrzelona i nikt nie chciał tego auta kupić ani za 9,9 tys., ani nawet 6,8 tys. zł. Nie wróży to najlepiej sprzedaży za 35 tys. zł.
Jeśli natomiast wóz przeskakiwał między handlarzami w 2018 r., to mamy tu książkowy przykład spekulacji na klasykach, kończącej się ceną, za którą auto jest niesprzedawalne. Jeśli trafiają się chętni, to raczej w wieku gimnazjalnym, zakładający zrzutki na kupienie sobie klasyka. Auta w sumie mi nie szkoda. Powinno pozostać w takim stanie, jakim jest, najlepiej właśnie w muzeum. Do renowacji nadaje się średnio, za to jako grat opowiada historię polskiej motoryzacji - z całym jej druciarstwem i niedoborami części zamiennych.
A oto wspomniany w tekście film: