Bardziej rzucać w oczy się nie dało. Policja zainteresowała się SsangYongiem z meblami na dachu
Uwagę niemieckich policjantów zwrócił kilka dni temu SsangYong Rodius, który zatrzymał się w tzw. MOP-ie przy autostradzie A1. I wcale nie chodziło o oryginalną stylistykę koreańskiego vana.
SsangYong Rodius pierwszej generacji to takie auto, o którego istnieniu wiele osób chciałoby zapomnieć. Teoretycznie powinno to być całkiem łatwe, bo to nieczęsty gość na drogach, ale ogromne nadwozie sprawiające wrażenie, jakby tylną część dachu można było zdjąć, wwierca się w mózg.
Niektórym to jednak nie wystarczy
Nie dość, że jeżdżą tak wyróżniającym się wehikułem, to robią wszystko, żeby wyróżniać się na drodze jeszcze bardziej. Nic dziwnego, że policjanci przebywający akurat w miejscu obsługi podróżnych przy niemieckiej autostradzie A1 zainteresowali się Rodiusem wyższym, niż ustawa przewiduje. Za ponadnormatywną wysokość odpowiadał pakiet mebli, sprzętu AGD i innych elementów wyposażenia domu, na czele z łóżeczkiem dziecięcym, lodówką i kilkoma materacami. Jak można z grubsza oszacować na podstawie zdjęcia, górna krawędź przewożonych towarów znalazła się ponad 3 metry nad ziemią (sam Rodius ma 1,82 m wysokości, odjęcie kilku centymetrów ze względu na ugięcie zawieszenia niewiele tu zmienia).
Ale faktyczny problem był tak naprawdę inny - chodzi o masę przewożonych towarów. Choć na postoju wiele aut pozwala na obciążenie dachu masą przekraczającą 100 czy 150 kg (dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, by spać w dwójkę w namiocie na dachu Alfy Romeo), to niewiele aut pozwala na przewożenie na dachu ciężaru większego niż 50 kg. Ta uwaga dotyczy także potężnego SsangYonga. Cały zestaw, który kierowca umieścił na dachu, ważył w tym przypadku ponad dwukrotnie więcej, co z oczywistych względów zaowocowało zakazem dalszej podróży autem w takiej konfiguracji.
Rolnik na ratunek
Brzmi to niemalże romantycznie, gdy w myślach wyobrażamy sobie nadciągający z odsieczą traktor John Deere z przyczepką, ale rolnik z lokalnego gospodarstwa pomógł w inny sposób - na prośbę policji udostępnił miejsce w swojej stodole, gdzie kierowca Rodiusa mógł na jakiś czas zostawić swoje rzeczy. Chociaż tak w zasadzie to nie uściślono, w jaki sposób te przedmioty tam dowieziono - może właśnie tym traktorem z przyczepką? Mniejsza z tym - spodziewam się, że w Polsce policji nie chciałoby się szukać pomocy dla kierowcy, tylko kazaliby mu wzywać na miejsce meblowóz i wlepili słony mandat.