REKLAMA

Polscy kierowcy zawstydzili resztę Europy. Już teraz oszczędzają każdego roku tony CO2

Patrzę na dane, o których dyskutuje się od jakiegoś czasu, i jakoś nie potrafię ich potraktować inaczej, niż z entuzjazmem zawartym w tytule tego tekstu.

Polscy kierowcy zawstydzili resztę Europy. Już teraz oszczędzają każdego roku tony CO2
REKLAMA
REKLAMA

Jakie dane?

Te z Eurostatu, zgodnie z którymi w Polsce mamy najwyższy w Europie odsetek samochodów w wieku więcej niż 20 lat. Według statystyk wynosi on aż 37,9 proc. i jest rekordowy w skali regionu - daleko za nami jest Estonia (ponad 31 proc.) i Finlandia (niecałe 27 proc.). Reszta krajów ma ten współczynnik zdecydowanie niższy, a w niektórych krajach nawet niemal 1/3 floty stanowią samochody, które mają... mniej niż 2 lata (!).

Tutaj wersja obrazkowa, jeśli ktoś woli obrazki:

Tutaj z bardziej szczegółowym podziałem:

A tutaj wersja pisana, gdyby ktoś chciał zweryfikować obrazki.

Wniosek? Jest oczywiście jeden łatwy.

Czyli standardowe „o borze, Polacy jeżdżą starymi złomami, kiedy to wreszcie się skończy i dogonimy Europę”. I jasne - nie kupujemy starych aut i nie trzymamy ich - w większości przypadków - pod domem, bo chcemy być pro super eko. Kupujemy je, bo mamy ograniczoną siłę nabywczą i na pójście do salonu i zakup tego auta, w tym kolorze i z tym wyposażeniem po prostu wielu osób nie stać.

Ale jest też druga strona medalu, którą można opisać:

Irlandia, Luksemburg i Belgia największymi trucicielami Europy. Polska na czele eko-rewolucji.

Przerysowane? Owszem, biorąc pod uwagę, że trzy pierwsze z wymienionych rynków są stosunkowo niewielkie i wyróżniają się tylko procentowo. Ale za nowymi samochodami szaleją też w takiej Francji czy Niemczech - a to już zdecydowanie większe liczbowo rynki i nikt w tym kontekście złego słowa o nich nie powie. Ba, Polska z największym odsetkiem starych samochodów została wyróżniona i trafiła do nagłówka całej sekcji analizy, ale o tym, że to w sumie dobrze i eko, to już nikt nie wspomniał.

Dlaczego dobrze i eko (przynajmniej pod względem samej emisji CO2, NOx i inne na razie zostawmy)? To akurat proste, bo wystarczy przyjrzeć się temu, jak wygląda proces produkcji samochodu, jakie materiały są zużywane i ile ton CO2 emitowanych jest na stworzenie jednego pojazdu. Według danych podawanych przez samych producentów, sama produkcja i związane z tym czynności mogą pochłonąć od 10 do niemal 30 proc. emisji CO2, jaką wygeneruje auto w swoim całym życiu.

Czyli mamy pewnie około 10 ton (albo i więcej) CO2 na produkcję każdego nowego samochodu. I taki Irlandczyk - a przynajmniej 28,8 proc. z nich - co 2 lata z radością dorzuci do atmosfery kolejnych 10 ton. Nie dlatego, że auto się zużyło i nie nadaje się do jazdy. Ot tak, po prostu. Tak, to auto nie trafia do niszczarki (no, przeważnie nie) i jest dalej użytkowane, ale zjeżdża dalej po drabince, która też często z ekologią wiele wspólnego nie ma. I która byłaby dużo bardziej eko, gdyby na każdym jej stopniu samochód był w jednych rękach po prostu dużo, dużo dłużej, a na samym końcu dużo później trafiałby na złom.

Z tego wykresu wynika więc, że u nas jest... jak trzeba.

I że przy okazji kiedyś to faktycznie robili solidne samochody, skoro aż tyle ponad 20-letnich aut wciąż jest w stanie poruszać się po naszych drugach. Z drugiej strony - te stare auta nie muszą być wcale antykami. 20 lat lub więcej mają dzisiaj niektóre egzemplarze Alfy Romeo 147, Citroena C5, Peugeota 307, pierwszej Skody Superb, Audi TT, pierwszej generacji Focusa czy Volvo S60.

Nie miałbym większych oporów, żeby którymkolwiek z pojazdów z tej listy jeździć obecnie na co dzień - ok, może Alfą dałoby się jeździć co drugi albo trzeci dzień tydzień, ale to nie ma żadnego związku z wiekiem.

Oczywiście można się spierać, że taki nowoczesny samochód wyemituje mniej CO2 w trakcie użytkowania. Tak, prawda, przykładowo Skoda Superb 1.9 130 KM emitowała 152 g CO2 (według NEDC, więc raczej zaniżone znacząco) na każdy przejechany kilometr, co daje jakieś 61 ton CO2 na dystansie 400 000 km. Obecny Superb 2.0 150 KM wyemituje natomiast od 127 do 141 g CO2 na kilometr, czyli w wersji optymistycznej - 51 ton CO2, a w pesymistycznej - 56,4 tony. Dorzućmy do tego dyszkę na produkcję i wychodzimy na okolice zera. Albo i nie.

Zestawienia zakupu jednego samochodu i jeżdżenia nim przez te 400 000 km, kontra wymianę na nowy co dwa lata, robić już chyba nie trzeba, bo wiadomo, jaki będzie wynik.

REKLAMA

Cały ranking i tak wygrywa... Bułgaria.

Która jako jedyny kraj w Unii Europejskiej zanotowała zmniejszenie liczby zarejestrowanych samochodów w latach 2015-2019. To jest dopiero eko!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA