Yeti istnieje i jest groźne. Brytyjczyk zamontował do Skody silnik z Audi RS3
Skoda Yeti nie musi być spokojnym SUV-em do wożenia dzieci. Da się je wozić wyjątkowo niespokojnie – o ile pod maską pracuje pięciocylindrowy silnik 2.5 TFSI z Audi RS3 wzmocniony do 485 KM.
To chyba dość wstydliwe wyznanie, ale zawsze czułem odrobinę ekscytacji, myśląc o Skodzie Yeti. Na tle większości modeli marki, które są – delikatnie mówiąc – pozbawione szczególnej dozy charakteru, pierwszy SUV firmy wydawał mi się po prostu ciekawy. Miał nietypowe, kanciaste kształty z kilkoma fajnymi detalami, a oprócz tego był… przyjemnie praktyczny. Nie pomyślałbym, że na tle konkurencyjnych SUV-ów to właśnie Yeti będzie się wyróżniać, a jednak.
Są egzemplarze, które wyróżniają się jeszcze bardziej
Yeti nie można nazwać ukochanym samochodem wielbicieli tuningu, ale skoro to wóz z koncernu VAG, oferta modyfikacji jest do niego dość szeroka. Zdarzają się wozy ze wzmocnionymi silnikami albo na ciekawych felgach. Ale są i tacy, którzy idą o krok dalej. Albo o sto kroków.
Na brytyjskim Ebayu można znaleźć (LINK) szare (to lakier z Range Rovera, co już sugeruje, że mówimy o „grubszym” tuningu) Yeti z 2015 roku wystawione za 16 500 funtów. To 90 tysięcy złotych. Skąd tak wysoka cena?
Ta Skoda Yeti to Audi RS3 w innym nadwoziu
Najmocniejsza, seryjna Skoda Yeti miała 160 KM z dość pechowego silnika benzynowego 1.8 TSI i osiągała 100 km/h w 8,4 s. Nie było mowy o żadnej jednostce, która miała mniej lub więcej niż cztery cylindry. Nie było też wersji sportowej. Pewien Brytyjczyk zrobił sobie ją więc sam.
Nadwozie pokryte wspomnianym lakierem z Range Rovera (dość skromnym), ozdobione wielkimi felgami z Audi i bardziej agresywnymi zderzakami, to nie wszystko. Całość wygląda dobrze. Nawet bardzo, choć pamiętajcie, że pisze to ktoś, kto lubi stylistykę Yeti.
We wnętrzu m.in. obszyto kokpit alcantarą, a poza tym zmieniono fotele i kierownicę, a nawet zegary, panel klimatyzacji i ekran na takie z Audi RS. Dźwignię zmiany biegów też próbował dopasować, choć wyszło średnio. O ile na karoserii nie ostał się ani jeden znaczek Skody, o tyle we wnętrzu właściciel auta poszedł szerzej i po prostu zostawił cztery pierścienie Audi. „Kompleksy” – powiedzą jedni. „Spójny projekt” – to drudzy.
Pod maską ta Skoda Yeti ma silnik 2.5 TFSI z Audi RS3
Pięć cylindrów gwarantujące świetny dźwięk i ogromny potencjał do tuningu – oto główne zalety tego silnika. Rzeczywiście, w szarym Yeti nie pozostał fabryczny – choć już w serii był ponad dwukrotnie mocniejszy od najmocniejszego zwykłego SUV-a Skody. Teraz, jak twierdzi w ogłoszeniu właściciel, jego Skoda Yeti osiąga 485 KM, a sposób rozwijania mocy jest ponoć niezwykle liniowy i wręcz „nierealny”. Przyrosty osiągnięto m.in. dzięki innym turbosprężarkom, wtryskom i zmienionemu intercoolerowi. Ten górski potwór musi wyjątkowo przyjemnie ryczeć.
Aby SUV odpowiednio hamował i skręcał, również hamulce i zawieszenie zostały przeniesione z RS3. Przy okazji usunięto z Yeti jakąkolwiek „SUV-owatość”, obniżając prześwit o 40 mm. Ale w tym projekcie nie chodzi o zdolności terenowe. #Safariallthecars to kuszące hasło, ale widocznie nie dla tego właściciela.
Podziwiam Skodę Yeti RS3 za spójność…
…i w ogóle za pomysł. Podoba mi się. Choć przecież nie ma zbyt wiele sensu i można pisać, że to "rzeźba" albo "kundel". Ale kto powiedział, że Yeti musi być czystej krwi? Przecież nikt go nigdy nie widział.