Nie uwierzycie. Już niedługo samochody wyraźnie zdrożeją, a winna jest kawiarnia
Jaka znowu kawiarnia, o czym ty w ogóle do nas piszesz redaktorze Grabowski? Co ma kawa do cen samochodów i dlaczego będą droższe? Wszystko moi drodzy, wszystko.
Od kilku lat obserwujemy rosnące ceny samochodów, a powodów jest więcej niż mam włosów na głowie. Jakiś Chińczyk zjadł niedogotowanego nietoperza, co przerodziło się później w pandemię? Podwyższamy ceny, bo jest okazja. Jakiś wielki statek zablokował kanał Sueski na kilka tygodni? Proszę państwa, musimy podwyższyć ceny samochodów, bo wzrosły ceny transportu. Jakiś polityk zdecydował o napadzie na Ukrainę? Musimy zwiększyć ceny naszych samochodów, bo wiecie, rozumiecie, część produkcji mieliśmy w Rosji, część komponentów braliśmy z ukraińskich fabryk, to musimy przenieść część kosztów na konsumentów. Unia zapowiedziała, że zaostrzy normy emisji spalin? Ceny do góry. Unia jednak nic nie zaostrzyła? No trudno, to podniesiemy ceny jeszcze raz, ale o mniejszy procent. Każde wydarzenie w ciągu ostatnich czterech lat było pretekstem do zwiększenia cen.
Producenci musieli to robić. Apelowali do urzędników o pomoc w trudnych czasach, opowiadali jak bardzo jest źle, tak bardzo, że z roku na rok generowali rekordowe zyski netto, ale to detal, o którym nie można mówić, bo to niedobra jest. Przyzwyczailiśmy się do wzrostów cen, do tego, że mając 100 tys. zł w kieszeni nawet nie będziemy mogli zbyt powybrzydzać w salonie, a jak myślimy, że 200 tys. zł to dużo, to szybko zostaniemy sprowadzeni na ziemię. Trochę sytuacja zaczęła się stabilizować, więc czas na wytoczenie nowych dział. Witamy wzrost cen spowodowany przepisami CAFE, czyli tytułową kawiarnią.
Skoro mam już waszą uwagę, to jedziemy z tematem
Dzisiejsza Rzeczpospolita alarmuje o nadchodzących podwyżkach cen nowych samochodów i rosnących kosztach używania starych. Nie jest dobrze, jak mówi popularna anegdota, o koncercie punkowej grupy, bo za wszystko zapłacimy my. Co kryje się za CAFE? Dyrektywa w sprawie jakości powietrza i czystszego powietrza dla Europy, w której zawarto normy, jakie muszą spełniać producenci oraz kary za ich prekroczenie. Są one regularnie aktualizowane i obecnie średni poziom emisji dla producenta wynosi 118 g CO2 na każdy przejechany kilometr (można było również wnioskować o odrobinę wyższe indywidualne limity). Jak się go ustala? W telegraficznym skrócie - wylicza się średnią emisję dla całej gamy modelowej producenta, pod uwagę bierze się wielkość aut itd. Za każdy gram przekroczony przez producenta naliczana jest kara, którą później wlicza się do ceny danego modelu. Przy drogich samochodach nie ma to specjalnego znaczenia, ale przy niewielkich robi się problem, dlatego zmianami mocno dotknięte są aut miejskie, a najmniej astronomicznie drogie samochody, bo ich klientom kilka tysięcy euro w jedną czy drugą stronę nie robi żadnej różnicy.
Od stycznia 2025 r. średni poziom emisji będzie mocniej ograniczony - zaledwie 94 g CO2 na każdy kilometr, a powyżej tej wartości producent będzie musiał płacić 95 euro za każdy gram. Wprost oznacza to, że ceny samochodów mocno wzrosną - mowa nawet o kilku tysiącach euro. W dyrektywie znajdują się wartości dla 2021 r., ale potrafią one oddać skalę problemu. Alfa Romeo miała średnią emisję 166 g/km, a indywidualny poziom emisji wynosił 122 g/km. Oznaczałoby to, że średnio każdy model zdrożałby właśnie o 4000 euro.
Jak uniknąć kary? Zmniejszyć średnią emisję
Można to zrobić na kilka sposobów - obniżając emisję poszczególnych modeli, ale robi się to coraz trudniejsze i wymaga hybrydyzacji, albo można skutecznie sprzedawać samochody elektryczne, które wydatnie obniżają średnią emisję, ale jest z nimi pewien problem - klienci nie są tacy chętni do ich kupowania. Pozostaje więc płacić kary i łatwiej przełknąć dopłatę do SUV-a, a gorzej do małego auta w rodzaju Yarisa. Czy segment B wyginie? Tego nie wie nikt.
Ceny samochodów mają wzrosnąć również przez to, że Unia Europejska nakłada na producentów obowiązek wprowadzania różnych systemów bezpieczeństwa, zarówno elektronicznych, jak i np. przekonstruowanych układów hamulcowych czy paliwowych. Oczywiście jestem za to wdzięczny Unii i też powinniście być, bo wbrew chłopskorozumowym teoriom - wydatnie przyczynia się to do spadku liczby ofiar w wypadkach. Ktoś powie, że jest uciśniony, ale myślę, że nie chcielibyście być w sytuacji mieszkańców państw Ameryki Południowej, gdzie producenci mają wolną rękę i nie bawią się w jakieś lepsze strefy zgniotu, wzmocnienia konstrukcji czy większą liczbę poduszek powietrza. A że ktoś od tego zginie? No trudno, mógł kupić droższy model albo się nie rozbijać. Biedni uciśnieni producenci są zmuszeni przez Unię do dbania o bezpieczeństwo pasażerów, więc żeby kolumny w Excelu świeciły się na zielono, trzeba zwiększyć cenę.
A ja wam powiem, że to bez znaczenia
Każdy powód jest dobry, żeby podnieść cenę samochodu, akurat trafił się taki, który wielu oburza, na pewno usłyszycie o eurokołchozie, może dowiecie się o lewackich zapędach Unii, o tym, że uciska mieszkańców i trzeba w końcu wywrócić stolik. Nic was nie uciska, żyjecie w kapitalizmie, w którym gigakorporacje muszą co roku wykazywać większy zysk, bo jeżeli tego nie zrobią, to osoby decyzyjne wylecą ze swoich posad, bo akcjonariusze będą rozzłoszczeni, że zarobili tylko 2 miliardy, a mogli 3. Dlatego ceny samochodów wzrosną, a nie dlatego, że po latach cudów nad tłumikami normy emisji spalin zostały zaostrzone. A wiecie, co jest w tym najlepsze? Że na początku sami producenci lobbowali nad zaostrzeniem przepisów i zwiększeniem obowiązkowego wyposażenia, bo pozwalało im to wycinać konkurencję spoza Europy. Teraz gdy sami padli ofiarą swoich działań, pierwsi krzyczą o opresyjnych unijnych urzędnikach.
Jest tak źle, że za chwilę zapłacicie więcej za samochody używane, bo skoro drożeją nowe, to używki też muszą zdrożeć. Już taka sytuacja miała miejsce podczas wspomnianej pandemii i sprawiła, że rynek kompletnie zwariował. Obecnie ceny się urealniły, a wysokie koszty życia sprawiły, że ruch w biznesie nie jest tak duży, a klienci dwa razy oglądają każdą złotówkę. Czy po wprowadzeniu nowych norm będą to robili 3 razy? Pewnie tak, ale najgorzej będą mieli producenci, więc na wszelki wypadek trzeba już wcześniej zacząć straszyć podwyżkami, może to skłoni kogoś do zakupu samochodu jeszcze w tym roku. W końcu lepsze jutro było wczoraj.
Więcej o samochodach przeczytasz w: