REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Ciekawostki

Jeżdżę samochodem elektrycznym i narzekam, że ma za duży zasięg

Na szczegółowy test przyjdzie jeszcze czas. Na razie moje spostrzeżenie jest takie, że 400 km zasięgu to... za dużo.

26.12.2019
8:30
samochód elektryczny ładowanie w domu
REKLAMA
REKLAMA

Odbierając elektryczną Kię Niro, byłem zachwycony. Uwielbiam ten model, uważam go za genialny i niedoceniony pojazd. Gdyby kosztowały 30 tys. zł jako używane, kupiłbym taką dla żony. Mówię jednak teraz o typowej wersji hybrydowej, podczas gdy przyszło mi obecnie testować wariant czysto elektryczny.

W momencie odbioru miał w pełni naładowane akumulatory, a wskaźnik pokazywał ponad 400 km zasięgu. Wspaniale, pomyślałem sobie i ruszyłem w drogę. W ciągu dwóch dni przejechałem 100 km, zużywając przy tym niecałe 18 kWh, ponieważ podróżowałem cały czas w trybie Eco i nigdy nie przekroczyłem prędkości 100 km/h. Wciąż 79% energii. Rewelacja! Jednak dla celów testu trzeba sprawdzić, jak to się ładuje.

Moje lokalne centrum handlowe z dostępną ładowarką zamknęło się na święta, przez co znalazłem się w podobnej sytuacji jak Mikołaj z Leafem. Niestety, tu zamiast plastikowych barier zamontowali szlabany, których nie miałem jak sforsować. Jest to dość powszechny problem: ładowarki do aut elektrycznych montuje się na terenach, które są dostępne tylko w godzinach pracy. Jak chcesz naładować sobie wóz w nocy, to nie da rady. W końcu lepiej żeby ładowarka stała nieużywana, bo przecież może przyjść cham i sobie chcieć ładować na przykład o piątej rano! Kto to widział!

Nie ma wyjścia. Trzeba naładować w garażu

Tzn. nie trzeba, bo jest jeszcze 79%, ale przypuśćmy, że byłoby już tylko 20%. Pojechałem więc do garażu, wystawiłem auto tam stojące na zewnątrz i podłączyłem Niro, tak normalnie do gniazdka 230V, jakbym ładował telefon.

Dziewięć godzin i dziesięć minut. Tyle potrzeba, żeby naładować Niro od 79 do 100%. A gdybym wyjeździł zasięg niemal do zera i chciał naładować auto do pełna na następny dzień? No to mógłbym się niemile zdziwić, bo kompletny cykl ładowania to ok. 30-35 godzin przy mocy 2,2 kW – a tyle mniej więcej jestem w stanie uzyskać ze standardowego gniazdka. Kiedy testowałem samochody elektryczne o znacznie mniejszym zasięgu, np. Mitsubishi i-MiEV, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Po nocy w garażu były przeważnie naładowane do końca albo w 80-90%. Tutaj doszłoby może do 30%. W efekcie mogłoby dojść do sytuacji, gdzie stale jeździłbym z niedoładowanymi akumulatorami, co raczej nie wpłynęłoby pozytywnie na ich trwałość.

„ruchomić”?

Kiedyś reklamowano, że samochody elektryczne będzie można ładować w domu

REKLAMA

Owszem, można. Jak masz dużo czasu, albo kupisz wóz z zasięgiem do 200 km. Albo zainwestujesz w ścienną ładowarkę z prądem trójfazowym 400V (tzw. siłą). Volkswagen będzie je oferował za 399 euro do ID.3. Jednak mając auto z dużymi akumulatorami i zasięgiem 400 km, możesz znaleźć się w sytuacji, gdzie przez długie tygodnie nie będziesz miał kiedy naładować go do końca i będziesz kręcił się po rejonie, utrzymując akumulator w stanie 20-40% naładowania. Poradnik zamieszczony przez Geotab, dotyczący powodów utraty pojemności akumulatorów w czasie, odradza to.

Pomijając to narzekanie, elektrycznym Niro jeździ mi się znakomicie i wcale nie chcę go oddawać. Wręcz przeciwnie, kombinuję jak by tu zmontować przewód do ładowania tego wozu z prądu trójfazowego. Wtedy czas ładowania w moim garażu powinien zmniejszyć się trzykrotnie - moc wzrośnie z 2,2 do 6 kW. Nadal jednak uważam, że 250 km w zupełności by mi wystarczyło. Ale o tym – w pełnym teście, po świętach. Na razie wracam do konsumpcji szarlotki.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA