REKLAMA

Różne drogi do elektryfikacji samochodów. Nadszedł czas rozliczeń

Kolejni producenci (ostatnio Ford, Hyundai, Porsche) ogłaszają, że plan, aby w 2030 roku oferować w Europie tylko i wyłącznie modele elektryczne, musi zostać zmieniony. Dlaczego? Klienci nie kupują samochodów elektrycznych i cała branża odpuszcza. Nadszedł okres pierwszych rozliczeń za elektryfikację. Każdy z koncernów wybrał inną drogę i teraz musi ją zrewidować. 

Różne drogi do elektryfikacji samochodów. Nadszedł czas rozliczeń
REKLAMA

Europa miała iść na całość i oferować samochody elektryczne do końca tej dekady, a do roku 2035 samochody zasilane paliwami kopalnymi miały całkowicie zniknąć z oferty. Najnowsze prognozy sugerują, że przez najbliższe lata nadal będziemy mogli kupować pojazdy spalinowe. Dla branży motoryzacyjnej to znacząca zmiana, bo w zasadzie mowa o waszym kolejnym samochodzie. Jeśli właśnie zamówiliście sobie nowe auto, to zanim je dostaniecie i spłacicie cały leasing, to może zrobić się już koniec dekady.

REKLAMA

Czy będziecie zmuszeni kupić elektryka?

Okazuje się, że poza nielicznymi wyjątkami (patrz: Norwegia) to klienci nie chcą (jeszcze?) samochodów elektrycznych. Tzn. niektórzy chcą, ale popyt jest zbyt mały. "Winne są wysokie koszty baterii i niepewność związania z przepisami" - tak twierdzi Marin Gjaja, dyrektor operacyjny działu elektryfikacji Forda.

Pytanie: Co dalej?

„Nie widzimy, aby pełne przejście na elektryki do 2030 roku było dobrym wyborem dla naszej firmy, a zwłaszcza dla naszych klientów (...) Nasze wysiłki zwieńczyłaby wysoce zelektryfikowana gama, być może nawet całkowicie elektryczna. Taki jest cel podróży, ale czy to będzie za 10, czy za 30 lat? Nie sądzę, by dało się to wyczytać nawet z kryształowej kuli” - komentuje Gjaja.

Przewidzieć kolejne trendy na rynku jest coraz trudniej, ale to dobry czas na podsumowanie dotychczasowych działań

Zaczęło się niewinnie na przełomie pierwszej i drugiej dekady tego tysiąclecia. Potem, dość nieoczekiwanie na rynku pojawiła się Tesla Model S. Samochód okazał się sukcesem, a jego historia oraz zachwyt wśród klientów dodały wiatru w żagle dla elektryfikacji. Politycy zaczęli wprowadzać dopłaty i obwieszczać wielką transformację ekologiczną. W odpowiedzi na to koncerny motoryzacyjne zaczęły pewniej pracować nad swoimi pojazdami elektrycznymi, a zarządy spółek skupiły się na planach przejścia z ICE na EV. Na tym etapie doszło do podziału technologicznego, który dziś decyduje o pozycji firm motoryzacyjnych na rynku. 

Część producentów zapatrzyło się na projekty Tesli i postanowiło opracować platformy tylko i wyłącznie dla pojazdów elektrycznych. Flagowy przykład to niemiecka platforma MEB, na której bazuje wiele modeli Grupy Volkswagen oraz Forda. Są to samochody 100-procentowo elektryczne bez możliwości montażu silnika spalinowego. Wśród marek zeń korzystających pojawił się podział gamy na elektryczną oraz spalinową. Podobnie zrobiły inne firmy np. Mercedes, czy Renault. 

Druga grupa producentów postanowiła mniej sugerować się wymysłami Elona Muska i wprowadzić elektryczne modele do swojej obecnej gamy, a nowe projekty budować tak, aby mógłby mieć napędy ICE oraz EV. Tak zdecydowało np. BMW oraz Stellantis. Ten drugi kooncern pokazał w 2021 roku aż cztery platformy, które były niby elektryczne, ale jednak elastyczne. Zobaczcie np. komunikat prasowy o platformie STLA Large. Najpierw jest 10 akapitów tekstu na temat możliwości elektrycznych tego podwozia, a na koniec coś takiego: 

STLA Large obsługuje również hybrydowe i spalinowe układy napędowe bez uszczerbku dla kluczowych możliwości pojazdu. Ta elastyczność stanowi „pomost” dla klientów na całym świecie w przejściu na napęd elektryczny oraz w rozwoju solidnej i szeroko dostępnej sieci ładowania. Elastyczność projektu obejmuje poprzeczne i wzdłużne konfiguracje instalacji silnika, obsługujące przekładnie FWD/RWD/AWD. 

Po opracowaniu technologii przyszedł czas na sprzedaż

Mieliśmy czasy premier wielu modeli elektrycznych - opublikowano mnóstwo komunikatów prasowych, przelały się hektolitry szampana, a potem nastał czas sprzedaży. Entuzjazm szybko się skończył, kiedy okazało się, że prognozy popytu na EV są zbyt optymistyczne. 

Wyszło na jaw, że polityka jest szybsza od technologii

Bo kiedy rządy chętnie dawały dopłaty i przywileje, to rynek EV był malutki. Wzrost nastąpił i cele polityczne zaczęły się zmieniać, ale to było jeszcze zanim rynek zalała ogromna oferta samochodów elektrycznych. Teraz kiedy koncerny są gotowe, żeby sprzedawać ludziom dziesiątki różnych EV, to jest już za późno na obietnice. Rynek samochodów elektrycznych zrobił się na tyle duży, że opinia publiczna ma już na ten temat swoje zdanie i niestety nie jest to zdanie do końca przychylne. Nie będę tutaj rozpisywał się nad zaletami i wadami EV, ale dla większości klientów lista wad jest obecnie zbyt długa i nie decydują się na zakup samochodu elektrycznego 

I co dalej?

Koncerny, które mają elastyczne platformy, są na prowadzeniu. Mają nowoczesne samochody, które mogą przyjąć dowolny napęd i zaspokoić potrzeby klientów. Gorzej mają inni. Tam, gdzie rozwój platform i silników spalinowych oraz układów hybrydowych został przerwany, pojawiła się dziura technologiczna, którą trzeba będzie zapełnić. A to nie będzie tanie. Poza tym dynamika zmian pokazuje, że odwrót również może okazać się za jakiś czas błędem. Co robić?

Wróćmy do przykładu Forda

Amerykański koncern zamierza skupić się również na hybrydowych układach napędowych. Silniki spalinowe nigdzie się - jak na razie - nie wybierają. Krok w tył - o ile można to tak nazwać - zostanie wykonany również w kwestii pojazdów użytkowych. Pierwotny plan zakładał, że w 2030 roku auta elektryczne lub hybrydy plug-in będą w tym segmencie odpowiadać za dwie trzecie sprzedaży. Tutaj też ma być bardziej spalinowo. Obecnie firma opracowuje „platformę wielonapędową” dla samochodów. Będzie mogła oferować zarówno odmiany EV, jak i hybrydowe. Rocznie z taśmy ma zjeżdżać 300 000 wozów z taką architekturą. Pierwszy model zaplanowano na 2027 rok. 

REKLAMA

Elektryfikacja zwolniła

Ford nie jest jedyny, bo na rynku jest wiele marek, które zwalniają bieg do elektryfikacji. Mercedes, Volkswagen, Audi, BMW - to tylko niektóre z firm, które zaplanowały dalsze (czasami o wiele większe niż pierwotnie zakładano) inwestycje w silniki spalinowe. Czy magiczna data zakazu rejestracji nowych modeli ICE zostanie przesunięta z roku 2035 na dalszą przyszłość? Wiatr wieje w stronę, w którą jest to niewykluczone. Ale na radość fanów aut spalinowych - których, jak zgaduję, tutaj kilku się znajdzie - z całą pewnością jest jeszcze zbyt wcześnie. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA