Rosjanie mają swoją odpowiedź na Toyotę Mirai. Wodorowy potwór z sercem myszy
W Toyocie kręcą nosem na klasyczne elektryki - szefostwo giganta z Japonii uznaje wodór za prawdziwą przyszłość. Rosjanie postanowili stworzyć odpowiedź na ich produkty i zrobili własny samochód napędzany najbardziej pospolitym pierwiastkiem we wszechświecie.

Pojazd o wybitnie rosyjskim przeznaczeniu
Najnowszy rosyjski pojazd terenowy o nazwie Rusak K-10 jest owocem wspólnej pracy Instytutu Technologii Arktycznych z trzema niezależnymi przedsiębiorstwami - Vezdekhody dlya severa (Pojazdy terenowe dla północy) z obwodu niżnonowogrodzkiego, Kubo z Petersburga i Hydrogen Energy z obwodu moskiewskiego.
Jego przeznaczeniem jest praca w mroźnej Syberii - ma służyć jako mobilna baza w rejonach północnych, a także swoisty transporter w miejsca bez metra utwardzonej drogi. Jego konstrukcja została przystosowana do pokonywania przeszkód wodnych, a jego niskociśnieniowe opony minimalizują wpływ na kruchą glebę Arktyki.
K-10 jest de facto odmianą hybrydowego modelu 3994 - posiada on jednak inny napęd oraz jedną oś więcej.

Więcej tworów rosyjskiej motoryzacji znajdziesz tutaj:
K-10 ewidentnie nie zostawiał ziemniaczków
Model pilotażowy to gigant o długości 12 m, 2,9 m szerokości i 3,6 m wysokości oraz masie własnej 12,5 tony. K-10 może rozwijać prędkość do 60 km/h, przez co w przedbiegach przegrywa z osiągającym 175 km/h Miraiem. Ale za to może zabrać na pokład do 8 pasażerów (Mirai tylko 5) wraz z ładunkiem o masie do 2,5 t.
Hybrydowy układ napędowy zasilany jest wodorowym ogniwem paliwowym o mocy 163 KM
To o 22 mniej niż jego konkurent z kraju kwitnącej wiśni. Silnik odbiera wodór z sześciu cylindrów o łącznej pojemności 1200 l pod ciśnieniem 350 bar. Całkowita masa wodoru na pokładzie wynosi około 30 kg. System ten zasila w energię trakcyjne akumulatory litowo-jonowe o pojemności ponad 120 kWh, które z kolei zasilają synchroniczne silniki elektryczne z magnesami trwałymi o mocy 180 kW.
Dyrektor Instytutu Technologii Arktycznych Jurij Wasiliew zauważył: „Dla naszego zespołu nie jest to pierwsze doświadczenie w opracowywaniu hybrydowych systemów zasilania, ale z pewnością jedno z najważniejszych. Jest to model eksperymentalny, przy którym wykonano wiele pracy, ale przed nami jeszcze próby morskie w różnych trybach, w tym w trudnych warunkach klimatycznych polarnego Jamału. Ta praca pomogła nam pokonać wiele wyzwań inżynieryjnych i zdobyć nowe doświadczenie.”
W momencie pisania tego tekstu K-10 rozpoczął swoje testy na syberyjskiej Tundrze. Dziwne jednak jest, że samochód do takiego przeznaczenia jest w stanie pokonać dystans tylko 400 - 500 km (dla porównania - 640 km u Toyoty Mirai) na pełnym zatankowaniu wodoru. To jest dobry zasięg dla małego elektryka, a nie terenowej ciężarówki, która ma pokonywać setki kilometrów, których nie pokona żaden inny pojazd kołowy - w tym Toyota Mirai. Szczególnie w rosyjskiej tundrze, gdzie - może was zaskoczę - ale nie ma żadnych stacji tankowania wodoru.
Zdjęcie: ecosphere.press