W końcu ktoś dostrzegł problem braku możliwości rejestracji auta bez badania technicznego
Mówię o tym od lat, ale wreszcie – przy okazji przywrócenia przepisów sprzed pandemii – zainteresowano się dziwnym tworem prawnym, jakim jest brak możliwości rejestracji pojazdu bez badania technicznego. Nie wydaje się jednak, żeby ktoś chciał to zmienić na wersję normalną.
Od początku tego roku obowiązują nowe-stare przepisy, które likwidują możliwość „zgłoszenia nabycia” i nakazują każdemu nabywcy pojazdu złożenie wniosku o jego rejestrację w ciągu 30 lub 90 dni od nabycia. Ten dłuższy okres dotyczy zawodowych sprzedawców aut. Dopóki kupujesz auto sprawne i z badaniem technicznym, to nie ma problemu i oczywiście wskutek tego większość zwykłych kupujących w ogóle nie rozumie, o czym mowa. Chodzi jednak o sytuację, gdy auto, które kupiliśmy, nie ma ważnego badania technicznego. Wtedy nie możemy go zarejestrować, a niezarejestrowanie oznacza karę 1000 zł. W rzeczywistości płacimy więc za to, że nasz samochód jest zepsuty lub uszkodzony.
Temat został podjęty w interpelacji poselskiej posła Grzegorza Woźniaka z PiS
Zgłosił się do niego przedsiębiorca, który nabywa samochody uszkodzone, naprawia je i sprzedaje z zyskiem. Robi więc coś, co państwo dość intensywnie zwalcza. Samochody, jak wiadomo, powinny być nowe, a nie używane, a już w szczególności nie powinny być uszkodzone. Jednak przedsiębiorca ma istotny problem, bo przepisy, które weszły w życie nakładają na niego obowiązek rejestracji, a zarazem tej rejestracji nie dopuszczają z powodu konieczności uzyskania pozytywnego wyniku badania technicznego. Poseł skierował pytanie przedsiębiorcy do ministerstwa, a Ministerstwo Infrastruktury, słowami Pawła Gancarza, odpowiedziało, że...
Przecież na wniosek obywatela urząd może wydłużyć czas na rejestrację
A nawet zawiesić postępowanie w sprawie o zarejestrowanie pojazdu, jeśli wnioskodawca właściwie to uzasadni. Oczywiście ministerstwo w żaden sposób nie odnosi się do sensu konieczności przedstawienia badania technicznego do rejestracji, ale podaje sprytny sposób, jak uniknąć kary. Wystarczy złożyć wniosek niekompletny z pismem, uzasadniającym konieczność wydłużenia terminu wykonania badania z uwagi na przykład na długotrwałą naprawę. To może być furtka dla osób, które sprowadziły sobie jednego klasyka i chcą dokonać jego renowacji – oczywiście niemożliwej ani w 30, ani w 90 dni – ale raczej nie ucieszy przedsiębiorcy spod Garwolina, który takich przypadków ma w roku dwieście. Musiałby pisać za każdym razem taki sam wniosek o wydłużenie terminu rejestracji, co pewnie nie spotkałoby się z akceptacją wydziału komunikacji. Podsumowując: przedsiębiorca z Garwolina jest na przegranej wobec prawa pozycji. Faworyzuje ona osoby, które pojazd bez badania technicznego kupiły jednorazowo i znalazły się w nietypowej dla siebie sytuacji.
Co więcej, mam w tej sprawie osobiste doświadczenie
Warszawski wydział komunikacji dla dzielnicy Śródmieście nie przyjął ode mnie wniosku bez potwierdzenia badania technicznego. Zażądałem, aby wniosek przyjęto i następnie odrzucono go z powodu braków formalnych. Wówczas miałbym potwierdzenie, że wniosek został faktycznie złożony. Jednak pani z obsługi petenta odmówiła takiego rozwiązania, po prostu oddając mi dokumenty i informując ustnie, że wniosek nie jest złożony, ponieważ brakuje potwierdzenia badania. Na moje wezwanie, abym dostał tę decyzję na piśmie, również odmówiła, twierdząc, że wniosków niekompletnych nie przyjmuje się i już. Może gdybym złożył dodatkowe wyjaśnienia... – ale nie sądzę, nastawienie jest takie, że spraw trudnych, innych i dziwnych urząd po prostu nie dotyka, bo mu się nie chce. Ma dość do załatwienia tych standardowych.
To wszystko jest postawione na głowie
Badanie techniczne nie powinno być w ogóle powiązane z rejestracją pojazdu. Ministerstwo podpowiadające jak obejść karę, którą sam ustawodawca nałożył, to zupełne kuriozum. Każdy samochód powinien podlegać rejestracji, niezależnie od badania technicznego. To, że samochód jest zarejestrowany, nie oznacza jeszcze, że można nim jeździć. Urząd powinien wydawać wyłącznie tablice, a na tablicach powinna znajdować się naklejka z terminem badania, jak w cywilizowanych krajach. Wówczas tablica bez naklejki nadal nie uprawniałaby do jazdy i co więcej, od razu dawałoby się zauważyć w ruchu ulicznym, kto jeździ z nieważnym badaniem. W razie konieczności wykonania badania można byłoby wykupić 7-dniowe pozwolenie na dojazd do stacji kontroli pojazdów i gotowe. Wtedy przedsiębiorca spod Garwolina nie miałby problemu, system by nie ucierpiał, liczba osób jeżdżących bez badania technicznego zmniejszyłaby się i nastąpiłyby wyłącznie korzyści. Ale w związku z tym, że jesteśmy opóźnieni wobec zachodu o jakieś 30 lat, to spodziewam się, że to rozwiązanie zostanie wymyślone mniej więcej w roku 2035.
Przy okazji, zdezaktualizował się mój wpis o tym, że nie trzeba już przynosić kartki z badaniem technicznym przy rejestracji, bo jest ona w systemie. No to już znowu trzeba, ponieważ cyfryzacja.