To miał być prosty tekst o pierwszeństwie rowerzysty lub jego braku. I wszystko poszło nie tak
Droga dla rowerów, wyznaczony przejazd dla rowerzystów, sygnalizacja manewru - kwestia pierwszeństwa wydaje się tutaj oczywista. A jednak nie do końca, co pokazuje najnowsze nagranie z polskich ulic.
Co na nim zobaczymy? Rowerzystę jadącego drogą dla rowerów, który zamierza przejechać przez przejazd dla rowerzystów, na którym - prawdopodobnie - zakłada, że będzie miał pierwszeństwo. Z zupełnie innych założeń wychodzi kierowca Opla, który dynamicznie przejeżdża przez przejazd, omijając rowerzystę.
W skrócie: jest o krok od poważnego wypadku na przejeździe dla rowerzystów. Kto tutaj zawinił? I tutaj sprawa się komplikuje.
Zacznijmy jednak od czegoś innego.
Na litość boską - niech nikt nie używa migających lampek rowerowych po zmroku, a najlepiej przełączyć je w tryb ciągły w momencie, kiedy robi się szaro. To miganie nic nikomu nie daje, a przeszkadza wszystkim - od kierowców, przez rowerzystów, aż po pieszych.
Jeśli zapominamy to zrobić samodzielnie, kupmy sobie lampkę, która automatycznie dostosowuje się do warunków. Tak, są takie.
Przejazd dla rowerzystów - czy rowerzysta ma na nim pierwszeństwo?
Zgodnie z ustawą Prawo o Ruchu Drogowym - tak. Ale dopiero wtedy, kiedy się na nim znajdzie.
Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu dla rowerzystów, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, znajdującym się na przejeździe.
Czyli można byłoby zarzucić kierowcy tyle, że nie zachował szczególnej ostrożności albo nawet zwykłej nie zachował w jakimś przesadnym stopniu. Natomiast przepisy wyraźnie stwierdzają, że pierwszeństwo należy się wyłącznie rowerzystom znajdującym się już na przejeździe - chyba że z organizacji ruchu wynika inaczej, ale w tym przypadku tak nie jest. Można więc najwyżej w tej sytuacji bawić się w aptekarskie liczenie, kiedy koło roweru znalazło się na przejeździe. Przy okazji - w przypadku rowerzystów teoretycznie nie ma opcji na wtargnięcie, ale sądy i tak wiedzą swoje.
Uwaga dla kierowców: to nie znaczy, że należy wszystkich rozjeżdżać. Uwaga dla rowerzystów: to nie znaczy, że na każdy przejazd można wlatywać pełnym ogniem.
No dobrze, ale nie można wyprzedzać przed przejazdem dla rowerzystów.
Tak, nie można. Ale - i tutaj zaraz zacznie się komplikowanie - to wymagałoby ustalenia, po czym w ogóle jedzie rowerzysta. Tj. czy to jest droga dla rowerów, czy pas ruchu dla rowerów wyznaczony na jezdni, bo PoRD stwierdza, że:
Kierującemu pojazdem zabrania się wyprzedzania pojazdu na przejeździe dla rowerzystów i bezpośrednio przed nim, z wyjątkiem przejazdu, na którym ruch jest kierowany.
Przy czym przepis ten ma raczej moc wtedy, kiedy mowa o pojazdach jadących po jednej jezdni - byłoby kompletnym absurdem i umartwieniem dobrego przepisu, gdyby stosować go w przypadku pojazdów jadących równolegle do jezdni po wydzielonym DDR. Wyobrażacie sobie pilnowanie przez przejazdem nie tylko tego, czy nie wyprzedzamy jakiegoś samochodu, ale też czy gdzieś tam, na przykład za krzakami, nie wyprzedzamy jakiegoś losowego rowerzysty, który nawet nie wie o naszym istnieniu? Przy takiej interpretacji to już wszyscy powinni siedzieć w więzieniu.
Natomiast gdyby to był pas ruchu dla rowerów na jezdni - to już trochę co innego.
I tu się robi wesoło.
Z czym mamy w tym przypadku do czynienia? Ze względu na jakość nagrania można się tylko domyślać, że jest to droga dla rowerów, a nie pas ruchu dla rowerów, choć chyba stworzona w dość karkołomny sposób - poprzez przejęcie całego pasa ruchu dla samochodów, o czym mogą świadczyć chociażby krawężniki po prawej stronie czy lokalizacja znaków pionowych.
Dlaczego nie jest to pas ruchu dla rowerów, w przypadku którego raczej pasowałby wcześniej przywołany przepis? Bo jest - choć pomiarów dokonywałem wyłącznie na oko - prawdopodobnie zbyt szeroki. Zgodnie z przepisami:
na drogach klasy G, Z, L i D na terenie zabudowy dopuszcza się wyznaczenie pasów ruchu dla rowerów o szerokości nie mniejszej niż 1,5 m i nie większej niż 2,0 m każdy, przy czym dopuszcza się jej zwiększenie w obrębie skrzyżowania do 3,0 m.
Nie jest to raczej obręb skrzyżowania, więc powinno być maksymalnie 2 m szerokości. A że minimalna szerokość pasa ruchu powinna wynosić w Polsce 2,5 m, to jeśli faktycznie nastąpiła taka konwersja (zwykły pas ruchu -> coś dla rowerzystów), to ten twór jest zbyt szeroki na pas ruchu dla rowerów. Dodatkowo pasy ruchu dla rowerów są przeważnie jednokierunkowe i to zgodnie z kierunkiem jazdy na sąsiadującym pasie. A znaki poziome przed przejściem dla pieszych wyraźnie pokazują, że jest to droga dwukierunkowa.
Zostają więc dwie opcje. Albo to się liczy jako normalna droga dla rowerów (choć nie wiem, czy spełnia wszystkie wymogi - np. odnośnie skrajni), albo nie wiem, co to jest. Zostańmy przy tym, że to droga dla rowerów.
Jeśli tak, to wracamy do poprzedniego-poprzedniego przepisu, czyli kierowca może wyprzedzić rowerzystę na DDR biegnącej wzdłuż jezdni - inaczej ten przepis byłby kompletnym absurdem, a załóżmy raz, że ustanawiający go mieli dobre intencje.
A może nawet jeszcze weselej.
Bo tutaj od razu pojawia się kilka ważnych pytań. Po pierwsze - czy te znaki po prawej stronie na pewno są w odpowiedniej odległości od krawędzi jezdni? Po drugie - jak powinna wyglądać faktyczna procedura pokonywania tego przejazdu rowerowego?
Zgodnie z przepisami - po przejściu nie można jeździć, a żeby skorzystać z tego przejazdu, ewidentnie trzeba ten przepis złamać. Na jezdnię zjechać natomiast nie można, bo tu z kolei łamiemy przepis o obowiązku jazdy drogą dla rowerów czy innym pasem dla rowerzystów.
W rezultacie, gdybyśmy chcieli być super poprawni, to powinniśmy dojechać do przejścia, zejść z roweru, przeprowadzić go pół metra, wsiąść na rower, przejechać przejazd i jeszcze kawałek, zejść z roweru (bo kończy się ciąg pieszo-rowerowy po drugiej stronie) i po 2 metrach ponownie na niego wsiąść (powraca ciąg pieszo-rowerowy).
Ale to już temat na inną historię.
Jaki z tego wniosek?
Że pojawiło się tutaj zbyt wiele literek na temat tego, co to w ogóle może być i jak się w takiej sytuacji należy zachować. A nawet nie został poruszony wątek wyprzedzania z lewej strony przy sygnalizacji skrętu w lewo (to by działało, gdyby rowerzysta jechał po jezdni, nie po DDR). W redakcji też straciliśmy całkiem sporo czasu na rozmyślanie o tym, o co tutaj tak naprawdę chodziło.
A ja na wszelki wypadek przypomnę, jak tej całej dyskusji można byłoby uniknąć. I nie zużyję do tego nawet jednej literki:
Albo:
(Ok, użyłem czterech liter, ale to i tak lepsze cztery litery niż te, do których pasuje omawiana organizacja ruchu).