Przegląd ofert: wygodne auto do 30 tys. zł, ale Niemcy odpadają
Nasze założenie: wygodne auto do 30 tys. zł. Takie, którym można przejechać z Berlina do Moskwy w grupie 4 osób i nie paść ze zmęczenia. Jednak ku ogólnemu zaskoczeniu, Niemcy odpadają.
Wszystkie kryteria zostały wyjaśnione. Wygodny w długą trasę i użyteczny na co dzień, maks. 30 000 zł i... Niemcy odpadają. Zagrajmy w tę grę.
Nie mogło jej tu zabraknąć. W końcu to samochód, który na Autoblogu doczekał się już szerokich opisów. Po tym, jak w jednej Alfie naszemu redaktorowi wybuchł silnik, kupił on kolejny egzemplarz. To się nazywa miłość. Tym razem na sprzedaż jest jednak wyjątkowo oryginalny egzemplarz: sedan z 5-cylindrowym dieslem, ręczną skrzynią biegów i napędem na 4 koła Q4. Nie jest to częsta konfiguracja. Wprawdzie ja, z czysto subiektywnego punktu widzenia, mam zastrzeżenia co do ergonomii i wygody modelu 159 (uważam, że dużo miejsca zmarnowano na maskę), ale nie odbieram mu tego, że świetnie jeździ się nim w trasy. Prowadzi się nadzwyczaj stabilnie, ma zaawansowane zawieszenie i dużo mocy. W dodatku ten egzemplarz nie będzie miał też problemów z ruszaniem w trudnych warunkach zimowych.
Pozostaje kwestia silnika 2.4 JTDm. Nieraz słyszałem głosy niezadowolonych użytkowników: a to problemy z klapami wirowymi w kolektorze, a to wypala się uszczelka pod głowicą, a to słaby dwumas, to-tamto, i w ogóle dostęp serwisowy to dramat. Ten ostatni problem wydaje się być najbardziej realny, reszta – mam wrażenie – to trochę jednostkowe przypadki. Ponadto czytałem kiedyś opracowanie na temat klapek wirowych w silnikach JTD, z którego wynikało, że one nie mają tendencji do urywania się jak w BMW, co najwyżej zacierają się i przestają spełniać swoją funkcję. 159-tkę trapią też problemy ze wspomaganiem kierownicy, chyba nawet częstsze niż te z silnikiem. W 2.4 JTDm ze względu na masę silnika przednie zawieszenie ma najwięcej do przeniesienia i zapewne szybciej się zużyje.
I tak jest fajna.
Sprzedaż Opla była świetnym ruchem ze strony GM, ale żałuję że nie zostali u nas z gamą Chevroletów. To były naprawdę fajne wozy o rozsądnie skalkulowanych cenach i niezłej jakości. Orlando, czyli siedmioosobowy minivan (5-osobowy w tańszych wersjach), w tym przypadku ma pod maską dwulitrowego diesla z automatyczną skrzynią biegów. Na wszelki wypadek warto przypomnieć, że nie jest to diesel Fiata, a włoska jednostka VM Motori. Występuje ona też w Captivie, Cruze i Oplu Antara. Orlando ma dwie wady. Pierwsza to słabe plastiki w kabinie, które trzeszczą i się rysują. Druga to słaby dostęp do części. Na niektóre elementy trzeba będzie poczekać. Dystrybucją zajmuje się nadal sieć Opla, ale nie oznacza to, że wszystko jest dostępne. To cena, którą płaci się za zakup marki, która wycofała się z polskiego rynku.
Automat w Orlando to normalny „hydrokinetyk”. Raczej się nie zepsuje, chyba że ktoś się postara. Opisywany egzemplarz to dość bogata wersja. Czarny z czarną deską i czarną skórą – pewnie w lecie w środku jest tak gorąco, że klimatyzacja nie daje rady. Ale w końcu mamy lato, a wczoraj przemarzłem na kość przy temperaturze 13 stopni.
Zdecydowanie nie mogło zabraknąć tu C5. I kolejny raz mamy ciekawą konfigurację: sedan, zwykły benzynowy silnik 2.0 140 KM (nie 1.6 THP!!!) i zwykła, hydrauliczna skrzynia biegów. Dobrze, że nie działa w jednym obiegu z płynem od zawieszenia (żart). Nie mogę pojąć, dlaczego ten samochód reklamowano jako typowo niemiecki. Przecież to najlepsze, co Francuzi zrobili w ostatnich latach. Ten samochód naprawdę jest superwygodny i płynie po drodze lepiej niż niemieckie pancery.
Szkoda, że odmiana trójbryłowa nie ma już tylnej klapy unoszonej razem z szybą. W poprzedniku rozwiązano to właśnie tak. Szkoda, że boczki drzwi czy elementy wieńca kierownicy wycierają się znacznie szybciej niż powinny. Natomiast wariant Exclusive jest warty uwagi, bo ma ogromne, „kapitańskie” fotele z przodu, które są wręcz nieprzyzwoicie komfortowe. O silniku 2.0 140 KM można powiedzieć tyle: równie dobry, co archaiczny. Zawieszenia Hydractive III+ nie bałbym się zanadto w takim aucie, pod warunkiem że da się zweryfikować bezwypadkowość, tzn. nikt nie naprawiał potencjalnie uszkodzonych elementów najtańszymi zamiennikami. Jeśli komuś ono przeszkadza, zawsze może poszukać odmiany Attraction, która ma zawieszenie od Peugeota 407.
O ile ta konfiguracja C5 bardzo mi się podoba, o tyle z ogłoszeniem mam problem. Nie ma zdjęcia deski rozdzielczej. Ciekawe dlaczego.
Tu pojawia się taki problem: za 30 000 zł można mieć Accorda VII generacji z końca produkcji albo VIII generacji z początku produkcji, czyli mniej więcej rocznik 2008-2009. Klienci mogą być nieco zdezorientowani. Z mojego doświadczenia powiem: starszy Accord jest bardziej zwarty, jeździ bardziej sportowo i wydaje się być lepiej wykonany. Nowszy ma faktycznie lepsze wyposażenie, ale mniejszy bagażnik w kombi i gorszy silnik 2.0 SOHC (starszy – DOHC, czyli dwa wałki rozrządu).
Ja wybrałbym starszą generację. Mój znajomy ma takie auto od 2007 r. i nie zamierza zmieniać. Nowsza wersja za trzy dychy ma szansę być w słabym stanie, a poza tym auta z końca produkcji są przeważnie lepsze niż te z początku. Chyba, że mówimy o Fiacie 125p. Wracając do Accorda: poliftowy, benzynowy sedan z ręczną skrzynią biegów i przebiegiem poniżej 200 tys. km wydaje się świetną ofertą. Jest tylko jeden problem: zachodniopomorskie to potwornie daleko od większości gęsto zamieszkałych miejsc Polski. Może jeszcze poznaniacy są tam w stanie w miarę szybko dojechać, ale spróbujcie zorganizować taką wyprawę ze Śląska, Krakowa czy nawet Warszawy. Ileż to już aut odrzuciłem, gdy widziałem, że są z okolic Szczecina. Może niesłusznie?
Teraz robi się naprawdę wygodnie, ale i przestaje być tanio. Oto Lexus GS430 z 4,3-litrowym silnikiem V8 z serii UZ. Wspaniała jednostka, która zarówno brzmi tak jak powinno brzmieć V8 (tylko trochę za cicho, ale takie było założenie), jak i zużywa zaskakująco mało paliwa. W trasie można zejść do 10, w mieście do ok. 13-14 l/100 km w zależności od stylu jazdy. I to są realne wyniki potwierdzone choćby raportami z autocentrum.pl. O niezawodności takiego Lexusa nie muszę nawet Wam mówić – po prostu nic się w nim nie sypie i już. Problem stanowią niezależne serwisy znające się na Lexusie. Oczywiście są, ale tylko w dużych miastach i mają często dość przeciętne opinie na zasadzie „niewiele taniej niż w ASO i niezbyt uprzejmie”. Trudno się dziwić, skoro brak im silnej konkurencji. A brak konkurencji, bo Lexus to marka niszowa w Polsce (poza RX-em, który jest popularny). Mamy więc błędne koło: warsztaty nie powstają, bo ludzie nie kupują Lexusów i nie ma popytu na usługi, a nie kupują ich, bo sieć serwisowa jest słaba.
Nie przejmowałbym się tym aż tak bardzo. Bardziej martwi mnie dlaczego auto na świeżych tablicach stoi od listopada w garażu. Jak to często bywa, opis jest enigmatyczny i więcej gmatwa niż wyjaśnia. Ludzie, formułujcie zrozumialej te opisy...
Dlaczego pokazuję akurat to ogłoszenie? Jest kilka powodów. Po pierwsze – Grand Scenic to naprawdę niebywale wygodne auto. W dodatku wykończono je ładnymi materiałami. Może nie są one najtrwalsze na świecie, ale dotykanie ich to przyjemność. Po drugie – to znowu ciekawa konfiguracja, tj. 2.0 + automat, bez doładowania. Uwaga! To nie jest ta sama rodzina, co w Scenicu II. To nie jest seria F4R. To silnik bardzo podobny do tego, który występuje w Nissanie Qashqaiu 2.0, który łączy się tu z przekładnią bezstopniową CVT, dokładnie tak samo jak w japońskim krewnym. Nie należy popadać w panikę na widok liter CVT. To naprawdę całkiem dobra skrzynia, wynagradzająca kierowców jeżdżących spokojnie. Ten silnik źle znosi LPG mimo pośredniego wtrysku paliwa. Na forach Nissana odradzają montaż gazu do CVT z powodu słabych gniazd zaworowych w głowicy. Pewnie zaraz odezwą się gazownicy, którzy będą zarzucać „powielanie negatywnych stereotypów” na temat tej jednostki, ale wcale im się nie dziwię. Żyją z przerabiania silników na gaz, więc wszyscy, którzy to odradzają, są ich wrogami.
Samochód wydaje się ładny. Pozostaje kwestia opisu. Zwróćcie uwagę: dobieram losowe ogłoszenia, a jak wiele w nich dziwnych opisów. Tu ktoś sprowadził samochód, ale jest na kontrakcie, sprzedaje mama. A kto podpisze umowę kupna-sprzedaży w imieniu sprzedającego? Jak sądzicie – warto zaryzykować?
Nie mogę doczekać się nowej Camry, a tymczasem za ok. 30 000 zł można kupić sobie Camry dwie generacje do tyłu z 2,4-litrowym silnikiem benzynowym i 4-biegowym automatem. Idealny samochód w długą trasę, pod warunkiem że ktoś cię w nim wiezie, a ty możesz spać. Bujające zawieszenie i niezbyt dynamiczny silnik zachęcają do drzemki. Szkoda, że po obudzeniu się nadal widzimy tę niezbyt piękną tablicę przyrządów. Szkoda też, że silnik 2.4 2AZ-FE lubi spalić trochę oleju. Nie jest to jakaś bardzo duża wada, choć amerykańskie fora szeroko się o niej rozpisują. Problem w tym, że w USA Camry to nadzwyczaj popularny model i nawet jeśli tylko jakaś jedna partia tych samochodów ma usterkę, to ta partia może liczyć nawet kilkadziesiąt tysięcy aut.
Jeśli ktoś lubi amerykańskie klimaty, pokocha Camry. Jeśli jest fanem BMW, Camry zdecydowanie odpada. Ale przypomnę, że to Japonia przeszła, a odpadli Niemcy.
Kandydat na koniec mógł być tylko jeden – ze Szwecji. Typowo dla Volvo z tych lat, auto występuje w jakimś milionie odmian silnikowych. Może mieć 4, 5, 6 albo 8 cylindrów. Może mieć dychawicznego jak na tę wielkość diesla 1.6 albo gigantyczny jak na tę klasę silnik V8 4.4. Trafiłem na ciekawy egzemplarz z silnikiem 2.0 Turbo. Uwaga: to jest 4-cylindrowa jednostka napędowa z Forda, czyli po prostu dwulitrowy Ecoboost o mocy 203 KM. Ale przeciwnie niż w Fordzie, w Volvo można było mieć ten silnik połączony z manualną skrzynią biegów. W ofercie występował tylko przez jeden rok (2010-11). Nie należy mylić go z mocniejszą odmianą T5, rozwijającą 241 KM – też ma 4 cylindry, ale inny osprzęt. Jakie są między nimi różnice, nie udało mi się dokładnie ustalić. Dwulitrowy EcoBoost bardzo dobrze sprawuje się w Fordach (jak do tej pory), więc można go zaryzykować i w Volvo. Dzięki ręcznej skrzyni biegów będzie mniej palił. A ponieważ mówimy o samochodzie w długie trasy, to słabą zwrotność S80 można jakoś przeboleć. Wiadomo, że tylnonapędowe auta jak Mercedes będą zwrotniejsze, ale wiecie jak jest. Niemcy może i wygrywają ze Szwecją, ale to Szwecja jest w 1/8 finału, a Niemcy odpadli.