Prezydent Macron nie pojedzie DS9 w paradzie. Bo to nie jest francuski samochód
O tym, jak globalizacja zrobiła markę DS w trąbę.
Jest oczywiste, że prezydent Francji podróżuje wyłącznie w samochodzie francuskim. Auta, którymi przez lata poruszali się prezydenci tego światowego mocarstwa, zasługują na osobny wpis. Poczynając od Citroena DS aż po aktualnie produkowane Renault Espace, które zresztą popsuło się i trzeba było szukać zastępstwa. Moim ulubionym prezydenckim samochodem wszech czasów, jeśli chodzi o wozy francuskie, jest Citroen SM „La Presidentielle” od Henri Chaprona.
Takim autem już Emmanuel nie pojedzie. Potrzebna jest nowoczesność. Najlepiej coś elektrycznego, albo przynajmniej hybryda plug-in. To dlatego do tej pory Macron pokazywał się w Peugeocie 5008 albo SUV-ie DS7 Crossback. Jednak wraz z premierą wielkiego sedana DS9 wreszcie nadarzyła się okazja, żeby prezydent Francji wrócił do limuzyny. Zbliża się tradycyjna parada na 14 lipca, święto narodowe Francji, symbolizujące datę rozpoczęcia wielkiej rewolucji z 1789 r. Po rocznej przerwie parada odbędzie się ponownie, jest ona powszechnie uwielbiana przez społeczeństwo francuskie, sam przekaz telewizyjny ogląda 7-8 mln osób. Trudno o lepszą reklamę dla samochodu niż to, żeby pokazał się w nim prezydent. Nowy DS9, elegancki sedan, wydaje się wręcz wymarzony do tej roli.
Nie będzie DS9 jako prezydenckiej limuzyny
A dlaczego? Bo powstaje w Chinach. To jeden z nielicznych samochodów w Europie, które trafiają na nasz rynek z Chin, ale będzie to zjawisko coraz powszechniejsze. Jeśli jakiś model występuje i na naszym rynku, i na chińskim, to taniej jest robić go u naszych przyjaciół z Azji. DS9 sedan w Europie jest pojazdem co najmniej egzotycznym. Wróżę mu homeopatyczny poziom sprzedaży. To znaczy po egzemplarzach dilerskich pewnie temat się skończy i ten reprezentacyjny zostanie wycofany z naszego kontynentu po sprzedaniu kilkuset sztuk. Ale parada Macrona była dobrą okazją na promowanie samej marki, która jest dość mało znana. Pewnie nawet nie potraficie wymienić, jakie modele w gamie ma DS.
Szansa została jednak stracona, bo prezydent Francji w chińskim samochodzie, nieważne jakiej marki – i nieważne, że większość społeczeństwa by tego nie zauważyła – byłby znakiem, że kraj upadł i uzależnił się już całkowicie od produkcji z Chin. Jest tylko taki problem, że to prawda i rezygnacja z DS9 nic tu nie zmieni. Bez chińskich produktów bylibyśmy niczym, Francja też. Ciekawe ilu Francuzów na co dzień korzysta z telefonów produkcji francuskiej albo nosi wyprodukowane we Francji ubrania. Ja bym poszedł w ten symbol z chińskim samochodem i powiedziałbym „Francuzi, ja, Wasz prezydent, jeżdżę chińskim autem, bo nasz przemysł motoryzacyjny nie jest już nasz, tylko jest globalny, tak samo jak wy używacie chińskich przedmiotów w swoim codziennym życiu”.
I tu dochodzimy do sedna
To, że DS stracił szansę na pokazanie swojego flagowego produktu na paradzie, nie ma już żadnego znaczenia. DS należy do multinarodowego, globalnego megakoncernu Stellantis, który to koncern ma w najniższej części pleców czy jakiś prezydent jeździ ich samochodem. Mają w portfolio tyle marek z najróżniejszych krajów, że nie muszą już interesować się jakimiś narodowymi zaszłościami. Opel może być marką włoską, DS – amerykańską, a Jeep – francuską, wszystko zależy od działu marketingu i od tego jak opakujemy produkt. A to, że wszystkie są robione w Chinach, jest tylko znakiem czasów globalizacji.