Chińczycy gniją tysiące samochodów elektrycznych bez przebiegu. To ekologia w praktyce
Nowe, porzucone samochody elektryczne, zarejestrowane i z tablicami, z przebiegami do 30 km – gniją na chińskich polach w tysiącach. To było konieczne, żeby dostać rządową dotację.
Tam, gdzie chodzi o pieniądze, wszystkim koncernom na świecie wyłącza się troska o środowisko, tak jakby ktoś przełączył pstryczek typu ON/OFF. Trzeba wrzucić milion ton toksycznych odpadów do krystalicznie czystego jeziora? Żaden problem. Wyprodukować kilka tysięcy ton bardzo skomplikowanych urządzeń o ogromnym obciążeniu środowiskowym tylko po to, żeby natychmiast wywalić je do kosza? Dajesz, Li. Ziemia wytrzyma, tu chodzi o zyskowność.
Niedawno pisałem, że na rynku chińskim marka BYD wyścignęła wszystkie inne
Nie bez powodu BYD znalazł się na pierwszym miejscu sprzedaży – już wcześniej coś mi tu nie pasowało, ale po obejrzeniu filmu od południowoafrykańskiego youtubera Serpentza, wszystko staje się jasne. Sprzedaż BYD-a była ogromna, bo została napompowana lipnymi rejestracjami dealerskimi. Chodziło o to, żeby na papierze wyszło, że BYD to absolutny lider, zwłaszcza w dziedzinie New Energy Vehicles. To kwalifikuje go do otrzymania ogromnych subwencji rządowych. Potrzebne więc były wyniki sprzedaży. BYD zarejestrował swoje własne samochody, zapewne na spółki-córki i inne podmioty zależne, żeby na pewno, na sto procent był liderem.
Niestety nie dawało się tego zrobić tylko przez zaniesienie dokumentów do wydziału komunikacji. Potrzebne były fizyczne pojazdy, więc chcąc nie chcąc, wyprodukowano je, zarejestrowano i odstawiono, niech stoją. BYD zajął pierwsze miejsce, subwencja przyznana, tysiące pojazdów, chyba typu BYD QIN, stoi sobie na polach i dekomponuje. BYD mógłby zrobić konkurs na Facebooku i napisać że z powodu braku oryginalnej folii ochronnej pojazdy nie nadają się do sprzedaży, napisz kolor w komentarzu – ale nie może, bo wszystkie są w tym samym kolorze.
Zadziwiająco, widzę tam też porzucone samochody Hozon Neta V
Hozon Auto nie należy do grupy BYD, jest producentem niezależnym działającym dopiero od 2014 r. Być może też z jakiegoś powodu potrzebował wyników sprzedaży. Pan Serpentza tłumaczy to tak, że w Chinach występuje zjawisko „fly-by-night investments”, czyli błyskawicznie rosnących firm bez renomy, które żyją tylko tak długo, jak długo da się zbierać pieniądze od inwestorów. Nawet jeśli sprzedaż produktu nie ma żadnego finansowego sensu, da się wyssać pieniądze z rynku od ludzi, którzy chcieliby w coś zainwestować, tylko nie mają w co. Trzeba im się dobrze „sprzedać” i beng, nagle mamy na koncie miliard jenów. Musimy coś produkować, żeby nie wyszło na jaw że to lipa. Nikt tego produktu nie kupuje, bo jest przestarzały i za drogi, ale my przez jakiś czas podziałamy, ssając inwestycje, a potem się tego misia porzuci i zrobi się protokół zniszczenia. Samo wyrażenie fly-by-night oznacza „szemrany, niegodny zaufania”.
Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że samochody elektryczne uratują planetę...
To może już przestać. Wyprodukowanie tych wszystkich niepotrzebnych nikomu samochodów już ogromnie zanieczyściło środowisko, a teraz trzeba jeszcze je zutylizować, mimo że nigdy do niczego się nie przydały. Rozdać ich też nie można, sprzedać po taniości bez umowy – również niekoniecznie. Muszą tylko stać, żeby statystyki się zgadzały. A wszystko dzięki temu, że rząd daje pieniądze za darmo i łatwiej jest udawać, że się sprzedaje, zamiast sprzedawać naprawdę. Nawet nie wiem już, czy to kapitalizm, komunizm czy jeszcze coś innego, w każdym razie szczęka opada na widok tego, jak te porzucone samochody tam stoją i ratują planetę, nie pokonując ani metra. Zero emisji, zero ścierania opon, zero pyłu z klocków hamulcowych. Ja bym dał jeszcze tym koncernom jakąś nagrodę.