Poniedziałkowy przegląd ofert: mały diesel do miasta do 20 tys. zł
Co? Diesel? Do miasta? Aktywistyczne helikoptery już startują i za chwilę ostrzelają mnie z karabinu komentarzowo-maszynowego. Co nie zmienia faktu, że małe diesle nadal istnieją i ludzie je kupują. Oraz że mogą nimi legalnie jeździć.
Mały diesel do miasta ma tę zaletę, że chociaż klekocze, to mało pali. Można nim tkwić w gęstych korkach, a i tak rzadko kiedy przebije 6 l/100 km. Oczywiście jeśli ma filtr sadzy, to ten filtr prędzej czy później się zapełni, ale zapełniony filtr można wyczyścić i nie robić scen, bo po coś on w końcu jest.
A zatem zapraszam na przegląd małych diesli do miasta. Będą tu samochody normalne, dziwne i całkiem pozbawione sensu.
Propozycja normalna 1:
Fabia. Mógłbym już zakończyć przegląd, bo Fabia spełnia wymagania w 101%. Można trafić na wersję 1.2 TDI (3 cylindry, common rail), 1.4 TDI (za te pieniądze to będzie starszy silnik z pompowtryskiwaczami) lub 1.6 TDI – czterocylindrową, z osprzętem Continental/Siemens. 1.6 TDI, czyli silnik z serii CAX ma tę miłą zaletę, że nawet nabywając odmianę 75 KM możesz ją zaczipować na 120 KM i dalej nie będzie miało to negatywnego wpływu na trwałość. Jest śmiesznie łatwo kupić Fabię z dieslem z polskiego salonu za ok. 20 tys. zł, można wręcz łopatą rozgarniać oferty. Ale spróbujcie kupić Fabię z dieslem z polskiego salonu i bogatym wyposażeniem, obejmującym choćby takie elementy luksusowe jak zamykany schowek przed pasażerem. Łatwo nie będzie. Jak się trafia bogata wersja, to jest „Z NIEMCZECH”, a „pakiet polski” to kołpaki, czarna klamka i dziura poniżej radia. Propozycja dla ludzi, którym jest trochę wszystko jedno. Taka Skoda Rezygnacja.
Propozycja normalna 2:
Fiesta. Fiesta ma tę przewagę nad Fabią, że łatwiej o samochód z normalnym za 20 tys. zł wyposażeniem, typu radio sterowane z kierownicy albo jakaś bardziej rozbudowana regulacja fotela. Niestety, najłatwiej trafić na 68-konną Fiestę 1.4 TDCi. 68 KM w tym aucie naprawdę nie jedzie, co jest tym smutniejsze, gdy widzi się tę dynamiczną, nowoczesną sylwetkę Fiesty. A potem trzeba na przykład zmieścić się wyprzedzając autobus i to może się nie udać. Trzeba po prostu poszukać 1.6 TDCi. Ale wtedy znowu ryzykujemy, że będziemy musieli grzebać się w autach po Niemcach. Niektóre są naprawdę atrakcyjne, aż się człowiek zastanawia czemu Niemiec się tego pozbył. Ale nie należy się zrażać, kto szuka ten znajdzie, przy okazji sprzedający może ubiegać się o nagrodę w kategorii „najbardziej oryginalne zdjęcia”. Obliczyłem metodą matematyczną, że mają 100 na 100 pikseli.
Propozycja normalna 3:
Gdybym miał kupić Yarisa III, kupiłbym hybrydę. Gdybym miał kupić Yarisa II – kupiłbym diesla. I to takiego sprzed 2008 r. Tak, te samochody są drogie, o wiele droższe niż konkurencja. Nie są też najprzestronniejsze na świecie, a przy tym to dziwne wnętrze jest o wiele bardziej dziwne niż ładne. Rzecz w tym, że ten 1.4 D-4D wydaje się być nie do zabicia, a sam Yaris praktycznie w ogóle się nie psuje. Prędzej skoroduje, niż zdechnie w połowie drogi. I zapewne przed silnikiem podda się skrzynia biegów. A jak tam z sytuacją rynkową? Tak sobie, większość aut to sprowadzaki, ale na przykład pan Krzysztof ma na handel Yarisa II z automatyczną klimą i keylessem. Bierz moje pieniądze!
Propozycja nietypowa 1:
Nietypowość tej propozycji kończy się na silniku, bo mamy tu malutkiego, trzycylindrowego diesla 1.1 CRDi napędzającego całkiem sporą Kię Rio – auto wielkości Golfa trójki. Cena jest znakomita, rocznik wyjątkowo świeży (2013), auto zarejestrowane w Polsce i pięciodrzwiowe. Za niską cenę odpowiada właśnie silnik. Kto chce mieć w takim aucie trzycylindrowego klekota o mocy tylko 75 KM? Ano zapewne każdy, kto chce się tym tłuc po mieście, a nie jechać osiem godzin autostradą. Do jazdy wokół komina starczy aż nadto. Przy tym trzycylindrowe diesle bardzo przyjemnie i wartko wkręcają się na obroty, czego często brakuje tym 4-cylindrowym. Przejedźcie się 1.4 HDi w Peugeocie i 1.4 TDI w VW, zobaczycie o co mi chodzi. Ale to dygresja. Kia Rio – auto, którym pojechałem do Wiednia i z powrotem w 4 osoby i wróciłem niezmęczony. Ale bym sobie znowu pojechał do Wiednia.
Propozycja nietypowa 2:
Mini R56 One Diesel. Dlaczego? Powody są dwa. Po pierwsze, ten silnik 1.6 HDi 90 KM to bardzo prosta jednostka, która do końca nie miała ani filtra cząstek stałych, ani dwumasowego koła zamachowego, ani turbo o zmiennej geometrii. A czego nie ma, tego nie badają na badaniu technicznym. Po drugie, ten silnik rewelacyjnie mało pali. Serio można zejść poniżej 5 l/100 km – no może nie w mieście, ale tak ogólnie. Przy tym Mini jest jakieś, ma ciekawe wnętrze (niektórzy twierdzą, że okropne), charakterystyczne małe szyby i zadziwiająco dużo miejsca z tyłu. Oraz bagażnik wyglądający jak nieśmieszny żart prowadzącego. O dziwo, nawet z najsłabszym dieslem w tej generacji Mini jeździ się jak Mini, czyli… no właśnie, jak?
Tak czy inaczej – warto rozważyć, choć z tyłu głowy powinno być, że nie jest to produkt, gdzie niezawodność stawiano na pierwszym miejscu.
Propozycja nietypowa 3:
To prawie ten sam silnik, ale mocniejszy o 19 KM, już z dwumasą, turbo VNG i DPF. Nie należy od razu popadać w panikę. Citroen C3 Picasso z tą jednostką jeździ bardzo dobrze, byłem takim samochodem w Kaliszu i podróż wspominam jako bezproblemową. Fantastyczna jest widoczność i praktyczność tego miejskiego wagonika. Oczywiście C3 Picasso nie przetrwało w starciu z preferencjami klientów wolących SUV-y, ale dziś jest bardzo fajnym wozem z drugiej ręki, a co ważne – dostępnym za śmieszne pieniądze. Minus tego samochodu, jaki widzę – poza bardzo miękkim zawieszeniem – jest taki, że niektóre elementy charakterystyczne tylko dla C3 Picasso trudno będzie kupić. Ale ile razy w miesiącu zbija ci się przednia szyba?
Propozycja „stuknij się w głowę”:
Aveo II. Pod maską 95-konny diesel 1.3 od Fiata. To może pokrótce zalety: po pierwsze, takie Aveo kosztuje grosze. Poniżej 20 tys. zł za samochód z 2012 r. – stosunek ceny do rocznika jest tu nie do pobicia. Po drugie – ma dużo miejsca, wygodnie siedzi się i z przodu, i z tyłu. Po trzecie zaś, z łatwością kupimy egzemplarz z polskiej dystrybucji, często z bogatym wyposażeniem i przebiegiem poniżej 100 tys. km. To co nas powstrzymuje? Na pewno nie deska rozdzielcza, bo ona dla jednych będzie okropna, dla innych piękna. Powstrzymać nas może wyjątkowo mały prześwit, który sprawi że podczas jazdy próbnej obetrzemy zderzakiem 2137 progów zwalniających, nadmierna hałaśliwość przy wysokich prędkościach i nieprzyjemna charakterystyka pracy silnika. Fajnie, że ma sześć biegów, ale co z tego, skoro są one tak zestopniowane, że można „wypaść poza doładowanie”, a to oznacza całkowity brak osiągów.
Propozycja „do wariatkowa mnie odwiozą”:
Są ludzie, którzy absolutnie nie mogą mieć takiej samej rzeczy jak inni. Tu z pomocą przychodzi Otomoto, na którym można kupić sobie każdy samochód, nawet taki, o którym nie słyszałeś. Oto Subaru Trezia – zrebrandowana wersja Toyoty Verso-S (o której też mogłeś nie słyszeć), czyli takiego mikrovana na bazie japońskiego modelu Ractis. Japoński model Ractis ma długą historię, jego poprzednikiem był model Funcargo (u nas jako Yaris Verso), potem Ractisa II nie było w Europie, a następnie się pojawił i to od razu pod dwiema nazwami. Można więc mieć niebieskie Subaru – a wiadomo co to znaczy – w postaci miejskiego mikrovana z dieslem. Diesel 1.4 to silnik Toyoty, podobnie jak cała reszta samochodu. Miałem taką Trezię na teście wiele lat temu i pamiętam, że auto było niezwykle wąskie (jak to japońszczyzna), za to do bagażnika mieścił się wielki wózek dziecięcy.
Propozycja „oddział zamknięty:
To miejskie cabrio ma tylny napęd, więc zimą można skleić gęstego boka. Odradzałbym jednak takie manewry, ponieważ auto ma tak krótki rozstaw osi, że jak pójdzie boczurem, to już go nie opanujemy. To Smart ForTwo II generacji z trzycylindrowym dieslem 0.8 CDI. „Naprawdę wącha paliwo”, pisze sprzedający – mechanicy od Smartów utrzymują, że no może i tak, pali 4 l/100 km, natomiast ma pewną nieusuwalną wadę. Z powodu silnych drgań emitowanych przez 3-cylindrowego diesla pojawiają się problemy z instalacją elektryczną. Wiązka i konektory po prostu się rozpadają, ponieważ coś nimi nieustająco trzącha. Do tego mamy trwałość silnika na poziomie 150 tys. km (może więcej, jeśli ktoś dbał o olej) no i oczywiście tylko dwa miejsca, za to ze sporym bagażnikiem. Natomiast jeśli chodzi o małe spalanie i łatwość parkowania, Smart jest nie do pobicia. Podobno wystarczy 4-5 lat pojeździć Smartem, żeby przyzwyczaić się do jego zautomatyzowanej skrzyni biegów.
I jeszcze 3 słowa o innych propozycjach.
Nie kupiłbym Fiata 500 z dieslem 1.3 M-Jet, bo jeździłem takim autem 2 tygodnie i miało stale problem z filtrem sadzy. Uważam za karygodne, żeby tak fajne auto jak 500-tka zatruwać tym kapciowatym dieslem. Nie kupiłbym Micry K12 z dieslem 1.5 dCi, bo… przejedźcie się tym, sami zobaczycie. Kupiłbym Clio z późnym 1.5 dCi, ale ono bywa droższe niż 20 tys. zł, a te wcześniejsze 1.5 dCi potrafią dać czadu jeśli chodzi o awaryjność. Podobnie mam z Dacią Sandero – to fajny wóz, zadziwiająco dobrze pasuje doń właśnie 1.5 dCi. Ale skreślam z powodu wątpliwego wykończenia i wybitnie niewygodnych foteli. Mnie to nie przeszkadza, większość nabywców ma jednak wyższe wymagania i uciekłaby w panice.
A jeszcze zapomniałem o marce OPEL, ale to może następnym razem.
Zdjęcia: otomoto/OLX.pl