I nie chodzi wcale o zdjęcia wgniotek czy ognisk korozji.

Jak wielu z was, lubię sobie od czasu do czasu poprzeglądać Otomoto czy ewentualnie OLX. Czasem robię to pod kątem tworzenia przeglądów ofert na Autobloga, a czasem - hobbystycznie. W praktyce jednak niezależnie czego szukam, w jakich granicach cenowych i czy mowa o autach nowych czy używanych, w galerii zdjęć w zdecydowanej większości przypadków brakuje pewnego drobiazgu.
GDZIE SĄ ZDJĘCIA SILNIKÓW, PYTAM SIĘ
Ja rozumiem, że niektórzy nie zamieszczają ich umyślnie. A bo silnik jest zarzygany olejem, a bo wujek brata kolegi tego Zbyszka miał problem z ogarnięciem instalacji elektrycznej i wszystkie kable są na wierzchu i brakuje paru bezpieczników, ale przecież auto pali i jeździ i czemu się czepiasz w ogóle, albo bo na kielichach amortyzatorów widać byłoby dumnie prezentującą się rdzę. Nie pochwalam tego, ale rozumiem. W pełni usprawiedliwiam tylko tych, którzy sprzedają np. Audi A2 czy Porsche Boxstera/Caymana, bo tam dostęp do silnika ma zwykle tylko serwis.
Nie rozumiem jednak, dlaczego w pozostałych przypadkach tak trudno wrzucić jedno zdjęcie komory silnika do ogłoszenia. Ludzie umieszczają w ogłoszeniach durnowate fotki w rodzaju 5 ujęć ekranu dotykowego, 3 ujęć bagażnika albo zdjęcia z myjni bezdotykowej (gdy auto jest całe przykryte pianą), ale mają kłopot, żeby unieść maskę i cyknąć fotkę.
Dlaczego to takie ważne?
Chociażby dlatego, żeby można było wstępnie stwierdzić, czy pod maską coś wybuchło, czy może na pierwszy rzut oka wszystko wygląda obiecująco.
Ale jest i inny powód, istotny dla kupujących
Są to poszukiwania odpowiedniego silnika (lub unikanie nieodpowiednich). Można to rozumieć na dwa sposoby: pierwszy jest taki, że dosyć regularnie sprzedający publikują bzdury w ogłoszeniach, a po wyglądzie silnika nierzadko można by było nabrać pewności, czym tak naprawdę dany samochód jest napędzany.
Drugi jest jeszcze ważniejszy, bo pozwala uniknąć zakupu aut, które miały fabrycznie nieudane silniki - lub takich, których chcemy uniknąć z jakichkolwiek innych względów. Jasne - zwykle jest tak, że dany producent przez lata modyfikuje daną jednostkę napędową, w ogóle nie zmieniając jej wyglądu. Ale są i wyjątki, i to całkiem liczne. Weźmy takie np. silniki 4.4 V8 serii N63 w BMW - wczesne, koszmarnie nieudane wersje miały srebrne pokrywy z czarnymi akcentami. Późniejsze, poprawione - odwrotnie, czarne pokrywy ze srebrnymi akcentami. Sprawdzenie czegoś takiego byłoby szybsze niż grzebanie się w g... znaczy się, w tabelkach na niemieckiej Wikipedii, próbując dociec, od kiedy w danym modelu oferowano poprawiony silnik.


O, albo weźmy volkswagenowskie silniki EA111 i EA211. Tak, zgadza się - większość modeli tego koncernu miała tylko jedne LUB drugie silniki. Ale są i takie - np. Audi A1, Seat Ibiza czy VW Caddy - gdzie można spotkać i takie, i takie jednostki. Po wyglądzie można od razu rozpoznać, co tam siedzi, no ale nikt nie wrzuca fotek, bo po co. Ta sama uwaga dotyczy silników EA888, w przypadku których pierwsza generacja jest taka sobie, druga okropna, a trzecia (podobno) okej. I tu też wygląd tych silników się różni!


A taki Ford? A proszę bardzo: w takim choćby Mondeo ostatniej generacji oferowano dwa diesle: starsze TDCi skonstruowane jeszcze wspólnie z PSA, później zastąpione jednostkami EcoBlue. Kilka razy nawet w prasie motoryzacyjnej natknąłem się na przykłady, że ludzie nie mają świadomości tego - a mogą się wpakować w jednostkę, której wcale nie chcą. Bo co z tego, że taki EcoBlue jest cichszy, skoro do starszego DW10 można łatwiej znaleźć mechanika i części?


Mam świadomość, że wielu kupującym takie fotki nic by nie dały
Bo i tak się na tym nie znają, nie chce im się porównywać wyglądu silnika ze zdjęciami w sieci i tak dalej. Nie sprawia to jednak, że przychylniej patrzę na to niedbalstwo ze strony sprzedających. Pół biedy, gdy po auto jedzie się 50 km, ale nierzadko wymarzony wóz znajduje się nie 50, a 350 km od domu. No trochę głupio by było, gdyby dopiero na miejscu się okazało, że to nie to, czego człowiek szukał.
Oczywiście można też poprosić sprzedającego o zdjęcie spod maski - i zapewne w większości przypadków się je wtedy otrzyma. Ale to wszystko trwa - a czas jest czymś, czego wielu z nas ma po prostu zbyt mało i trochę szkoda byłoby marnować go na wypisywanie do tuzina osób, bo im się nie chciało porządnie uzupełnić ogłoszenia.
A teraz wybaczcie - idę pozaglądać na Bring a Trailer i te cudowne galerie liczące od kilkudziesięciu do nawet kilkuset zdjęć.