Idealne, że przeczekali moment, gdy Nysy były bezwartościowe i teraz za swój wóz mogliby dostać tyle, że starczyłoby na dobrego Transita.
Oczywiście, że jestem konserwą i grzybem. Używam jakiegoś starego smartfona, którego dostałem w zamian za hulajnogę elektryczną. Nie korzystam z Ubera, Netflixa, HBO, Traficara, Panka, hulajnóg na minuty, Spotify – nie mam konta na żadnej z tych aplikacji ani również nie planuję mieć. Wydawałoby się więc, że jestem modelowym przykładem dziadersa, który obraża się na nowoczesność. Do momentu aż nie spotka się człowieka, który wozi ekipę budowlaną Nysą w 2021 r. Auto ma co najmniej 27 lat, ale zapewne jest mu bliżej do czterdziestki. Trudno stwierdzić, wszystkie Nysy 522 są takie same. Serio, produkowali je od 1969 do 1994 r. bez wyraźnych zmian wizualnych. Po roku 1991 wygaszano produkcję z powodu braku popytu, ale ostatnie nowe Nysy na placu fabrycznym stały jeszcze na przełomie lat 1995 i 1996.
Dziś dobrze zachowana Nysa 522 jest na „wahadle cenowym”
Nikt nie zaprzecza, że wczesna, płaskonosa Nysa typu 501-503 jest już warta sporo pieniędzy. Znam transakcje, gdzie totalny złom zmienił właściciela za 15 tys. zł, a odrestaurowane auto za ponad 60 tys. zł. Model 521 i 522 może być wart zero, jeśli jest wrośniętym śmieciem albo nawet 20-25 tys. zł za oryginalne egzemplarze w bardzo dobrym stanie.
Tymczasem nie byłem właśnie odwiedzić kolegi z Radia Kampus, kiedy nie zobaczyłem tej Nysy na Mariensztacie. Tutaj mamy auto, które jest użytkowane na co dzień, więc pewnie musi być względnie sprawne, choć zapewne nie brak w nim patentów, np. tej fajnej drabinki z tyłu. Z drugiej strony kompletna, jeżdżąca i zarejestrowana na czarnych tablicach Nysa nawet z paroma patentami już ma swoją wartość zabytkow0-kolekcjonerską. Obstawiam, że przy dobrze skonstruowanym ogłoszeniu z realnym opisem bez głupio-handlarskich wyrażeń i ze zdjęciami pokazującymi auto z każdej strony, znalazłby się klient za 5-6 tys. zł. Chyba, że trafimy na radnego, który chce zrobić zamieszanie i zaoferuje sto tysięcy.
A to już pozwoliłoby kupić np. całkiem niezłego Transita
Oczywiście ekipa budowlana w Transicie niczym by się nie wyróżniała, a tak można się lansować: ostatnia ekipa w Nysie albo nazwać się w ogóle „Firma budowlana ŁYSY Z NYSY”, albo coś w tym rodzaju. Wyraźnie widać, że właściciel nie wykorzystuje memicznego potencjału swojego samochodu i po prostu nim jeździ. Pewnie nie ma czasu się tym zająć. Jednak jaką trzeba być konserwą, żeby w 2021 r. jeździć Nysą, to ja nawet nie. Jeździliście kiedyś Nysą? Przecież to jest straszne z każdej strony. Mój ojciec jechał kiedyś Nysą i na głowę spadła mu metalowa szyna, trzymająca rozpadający się samochód w kupie. Ciekawe czy tu jest równie świetnie. No ale, jakby nie było, szanuję ten pomysł, ponieważ #zawszegratem i takie tam. Ile jeszcze wytrzyma właściciel ze swoją Nysą i kiedy się zorientuje że jego wóz niepostrzeżenie stał się poszukiwanym youngtimerem?
Zdjęcia: Wojtek R