REKLAMA

Mamy za mało znaków drogowych, więc jest projekt nowego. Ma dodać odwagi przy taranowaniu szlabanu

Do dziś nie wiadomo, dlaczego kierowca ciężarówki przy okazji niedawnego wypadku nie ruszył do przodu, żeby wyłamać szlaban. Ważne ciało na poziomie unijnym uznało, że to przez brak znaku, który by go do tego zachęcił.

Mamy za mało znaków drogowych, więc jest projekt nowego. Ma dodać odwagi przy taranowaniu szlabanu
REKLAMA

Oglądaliśmy ten film z uczuciem „co tu się w ogóle dzieje?” – to ten moment, kiedy kierowca wywrotki, która utknęła przed szlabanem na torach kolejowych, zamiast zjechać do przodu, wyłamując szlaban, wyskoczył z szoferki i machał rękami na pociąg, żeby go zatrzymać. Potem doszło do strasznego wypadku, a kierujący ma dług, z którego nie wyjdzie do końca życia.

REKLAMA

Podobnym sytuacjom ma zapobiec nowy znak: G-25

Znak ma mieć postać tablicy umieszczonej od strony torów, przed szlabanem, który teoretycznie zamknął się przed pojazdem. Oprócz graficznego znaku przedstawiającego pojazd wyłamujący szlaban (dość dziwnie, tak jakby szlaban pękał wpół, a nie wyczepiał się z mocowania), ma go uzupełniać tabliczka-instrukcja: „w razie utknięcia wyłam szlaban”.

Są tu dwa aspekty. Pierwszy to taki, że już teraz mamy dramatyczny nadmiar znaków i kierowcy po prostu nie zwracają na nie uwagi. Dołożysz kolejny i nikt nawet nie zauważy, bo przecież przez ostatnich 200 metrów widział ich piętnaście i żadnego nie zapamiętał. Zwykła tablica nic nie da – jeśli już, powinno to być coś nietypowego, coś co zmusza cię do uwagi i wyłamuje się (intencjonalna gra słów) ze schematu „postaw tablicę i uznaj, że gotowe”. Już prędzej widziałbym w tym miejscu instalację z megafonem, która krzyczałaby na kierowcę w takim momencie „ZJEDŹ! WYŁAM SZLABAN!”. Dopóki nie będzie to coś, co faktycznie będzie nie do przeoczenia, to mnożenie znaków nic raczej nie da. To jest aspekt numer jeden.

Aspekt numer dwa wygląda tak, że to wszystko i tak nic nie da

Każdy rozsądny człowiek wie, że jeśli utknął na przejeździe kolejowym, to musi wyłamać szlaban, żeby zjechać. Inaczej wpadnie na niego pociąg. Problem polega na tym, że w momencie takiego zagrożenia cały rozsądek, nauka, doświadczenie, przepisy itp. biorą w łeb i nasz jedyny instynkt to „przeżyć”. Dlatego zdarzają się przypadki zostawienia auta na torach i ucieczki z niego, chociaż to oczywiste, że wtedy zdarzy się wypadek. Ale my przeżyjemy, a maszynista i pasażerowie wykolejonego pociągu to już niekoniecznie nasz problem. Obstawiam, że w przypadku, gdzie nasze życie jest realnie zagrożone, wiele osób popadnie w panikę. Nie pomoże im żadna tablica, ostrzeżenie dźwiękowe ani nic podobnego. Jedyne co ewentualnie mogłoby zadziałać, to interakcja z człowiekiem, najlepiej umundurowanym, który wydałby natychmiastowe polecenie zjechania.

REKLAMA

Postawienie znaku jest jednak najłatwiejsze

Ciekawe, czy będzie jakiś mandat za niezastosowanie się do niego. Czyli utykasz przed szlabanem, nie zjeżdżasz mimo obecności tablicy G-25, dochodzi do wielkiej kraksy, a potem płacisz 500 zł mandatu za niezastosowanie się do znaku i gotowe. Gdybym miał te 500 zł na zmarnowanie, to obstawiłbym, że ta tablica jednak powstanie – skoro opracowała ją Europejska Komisja Gospodarcza, to nie po to, żeby ich praca poszła na marne. Później dojdzie do kolejnego wypadku i w ramach dalszych ulepszeń jeszcze ją podświetlą.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA