Nowy Range Rover Sport PHEV - test. Król poszedł pobiegać po lesie
Nowy Range Rover Sport PHEV czaruje przepychem godnym królewskiego zamku. Nie boi się błota, ale nie kocha zakrętów. Waży prawie trzy tony i nie warto szukać sensu w słowie „Sport” w jego nazwie. Co ma swoje zalety.
Na początku miałem ochotę się ukłonić. Po otwarciu drzwi w pewien naprawdę okropny, zimny i deszczowy wieczór (za taki londyński klimat to ja dziękuję) poczułem się tak, jakbym wkroczył na audiencję do królo… no tak, już do króla.
Najpierw w nos uderzył mnie zapach skóry. Od tamtej pory gdy ktoś pyta mnie o „zapach luksusu”, opowiadam o Range Roverze. Potem usiadłem w czarno-białym wnętrzu (ktoś, kto konfigurował ten egzemplarz, musiał lubić szachy) i zacząłem się zastanawiać, czy jestem właściwie ubrany. O nie, zapomniałem wypastować buty.
Range Rover Sport jest bardziej luksusowy od rywali
Słowo „Sport” w nazwie wcale nie oznacza, że to auto dla ludzi w dresach – choć piłkarze pewnie by się ze mną kłócili. Od dawna lubią Range Rovery. Tak czy inaczej, we wnętrzu naprawdę czuć luksus. Jakość wykonania większości detali jest wręcz biżuteryjna, materiały wyglądają jak podpatrzone w najdroższych sklepach meblowych, a kokpit mimo minimalistycznej stylistyki i zastosowania wielkich ekranów, nadal wygląda elegancko. Fotele czarują miękkimi poduszkami na zagłówkach i dodatkowymi podłokietnikami po bokach. Łokcie naprawdę mają tu wybór, bo oprócz wspominanych, jest też główny, środkowy podłokietnik.
Jest elegancko. Trudno uwierzyć, że ten samochód sporo potrafi w terenie i nie miałby nic przeciwko, gdyby zechciało się do niego wsiąść w wyjątkowo mocno ubłoconych buciorach.
Właśnie ta elegancja sprawia, że Range Rover Sport się wyróżnia
Na szczęście, przy okazji zmiany modelowej, Range nie stracił swojego charakteru. Nadal siedzi się w nim niezwykle wysoko – na tyle, że można patrzeć prosto w oczy kierowcom dużych dostawczaków. Kierownica wciąż jest olbrzymia niczym koło sterowe jachtu pełnomorskiego. Linię szyb poprowadzono nisko – choć nie aż tak, jak w poprzedniku. Wyćwiczone bicepsy pozostaną ukryte.
Jedno jest pewne – po krótkim pobycie we wnętrzu Range Rovera Sporta nowej generacji wcale nie ma się ochoty z niego wysiadać. Ergonomia jest przyzwoita, choć mnogość funkcji ukrytych w ekranie przeraża, a tak – teoretycznie – prosta czynność, jak zerowanie przebiegu w komputerze pokładowym, jest naprawdę skomplikowana. Brytyjski SUV czaruje jednak komfortem i atmosferą.
Ale spacer dookoła auta też jest dobrym pomysłem
Czarno-białe wnętrze doskonale kontrastuje z szarym nadwoziem, choć to nie jest lakier, który sam zaznaczyłbym w konfiguratorze. Nowy Range Rover Sport wygląda w nim trochę… mrocznie, jak samochód czarnego charakteru z filmu. Niektórym się to spodoba, innym niekoniecznie. Czy to ładne auto? Moim zdaniem bardzo – jest nowoczesne, ale od razu widać, że to Range Rover. Minimalistyczne, proste linie dodają tu klimatu rodem z prototypu. Przód przypomina Velara, a tył… wzbudza kontrowersje. Czy tablica rejestracyjna jest w dobrym miejscu, czy jednak powinna być wyżej? Możemy zacząć głosowanie.
Testowany, nowy Range Rover Sport to hybryda
W gamie tego wozu zadbano o różnorodność. Są diesle, są motory benzynowe (w tym V8), są i hybrydy plug-in. Testowana ma 440 KM. W odróżnieniu od starszej generacji, w której do pary z silnikiem elektrycznym dobrano nieco cherlawego dwulitrowca, tutaj jednostka benzynowa ma trzy litry i sześć cylindrów. Uczciwy zestaw.
Największą zaletą tej wersji jest bardzo duży zasięg „na prądzie”. To wielkie auto (do granicy pięciu metrów brakuje mu niecałych sześciu centymetrów, ale jest też szerokie), więc można było zmieścić w nim wielki akumulator. Ma 38 kWh, co pozwala Range Roverowi na pokonanie około 100 kilometrów bez spalania benzyny. Całkiem imponujące. Można załatwiać swoje miejskie sprawy przez kilka dni i nie usłyszeć trzylitrowego silnika.
Oprócz tego, to dostatecznie płynnie działający tandem. Benzyniak miło i soczyście brzmi. Land Rover ma zresztą doświadczenie w tworzeniu wspaniałych ścieżek dźwiękowych do swoich aut – wystarczy wspomnieć, jak pięknie krzyczy V8 z wersji SVR. Przełączanie się między silnikami odbywa się z iście lordowskimi manierami i można tego nie zauważyć. Reakcja na gaz jest dobra. To po prostu szybkie auto.
Nowy Range Rover Sport PHEV osiąga 100 km/h w 5,8 s
Ale częste wykorzystywanie tej mocy i osiągów wcale nie pasuje do Range’a. Nie chodzi tylko o jego wnętrze – pełne przepychu i relaksujące, utwierdzające kierowcę w przekonaniu, że osiągnął już na tyle dużo, że naprawdę nie musi się spieszyć, to inni na niego poczekają. Po prostu to szafa na kołach, a słowo „Sport” w nazwie pasuje do Range Rovera trochę tak, jak do moich dresów, w których nigdy nie biegałem, ale za to codziennie siedzę w nich na kanapie przed telewizorem.
Range Rover Sport PHEV na sucho waży 2800 kg. Po uzupełnieniu paliwa i zaproszeniu na pokład pasażerów spokojnie przekracza magiczną granicę trzech ton. Producent robił wszystko, aby to ukryć podczas jazdy. Pod słowem „wszystko” rozumiem tu nawet zatrudnienie inżyniera, który wcześniej pracował w Astonie Martinie i Lotusie, by na końcowym etapie pracy nad tym modelem rzucił jeszcze okiem na całość i wniósł swoje poprawki. Wniósł, a nowy Range Rover Sport rzeczywiście jeździ o klasę lepiej od poprzednika. Jest też zwinniejszy, na co wpływa m.in. zastosowanie tylnej skrętnej osi. Co nie znaczy, że nie czuć jego masy i wymiarów.
Na zakrętach nadwozie wyraźnie się przechyla. Na prostej układ kierowniczy też wymaga tego, by co jakiś czas delikatnie skorygować tor jazdy. Przy mocnym hamowaniu czuć, że Sport waży tyle, co huta stali. Jest szybki, ale nie nadaje się do szaleństw. Testuję teraz akurat Porsche Cayenne S. Wymiary tych aut są podobne, ale charaktery zupełnie różne. Porsche wydaje się przy Range Roverze zwinne jak baletnica.
Nowy Range Rover Sport PHEV jest za to po królewsku wygodny
Po nierównościach przepływa z gracją niepasująca do olbrzyma. Tyle że jego zawieszenie – choć naprawdę świetnie dba o to, by do kabiny nie przedostały się zbędne wstrząsy – jest głośne. Stuki zaburzają arystokratyczny relaks.
Kolejnym zgrzytem – prawie dosłownie – są chowane klamki. Wyglądają efektownie, ale chowają się i wysuwają z takim hałasem, że za pierwszym razem byłem pewien - coś się popsuło! Odgłos okazał się w końcu nie awarią, a „urokiem” Range Rovera, ale trudno go polubić. Trzeba pogłośnić audio. Ono akurat brzmi rewelacyjnie. Poza tym, ten wóz jest świetnie wyciszony od szumów… chyba że ktoś pojedzie na niemiecką autostradę. Tam już nie da się oszukać aerodynamiki bloku mieszkalnego. Będzie słychać opływ powietrza.
Ile pali nowy Range Rover Sport PHEV?
Spalaniem w trybie hybrydowym na poziomie około 3 litrów na sto kilometrów można cieszyć się długo, bo akumulatory są pojemne. Gdy się wyładują, a w okolicy akurat nie ma ładowarki, zużycie paliwa rośnie. Naszemu fotografowi udało się zejść do 8,5 litra na 100 km, ale twierdzi, że jechał wtedy tak zachowawczo, że kierowcy ciężarówek patrzyli na niego z troską, czy w drogocennym SUV-ie aby nic się nie zepsuło. Przy 130 km/h nowy Range Rover Sport PHEV pali 10 litrów, a w mieście – około 15. Lepiej pojechać i doładować akumulatory. O ile w takim aucie spalanie kogoś w ogóle interesuje. Ważniejsza jest pojemność baku. W odróżnieniu od wielu plug-inów, w których zbiornik paliwa mieści tyle, co butla z gazem w Maluchu, tutaj można zalać rzeczywiście sporo, bo 72 litry.
Dla kogo jest nowy Range Rover Sport PHEV?
Dla kogoś, kto ma co najmniej 520 tysięcy złotych – choć zabawa z wersjami i opcjami kończy się przy cenach z siódemką z przodu. Klient na Range’a musi lubić przepych, ale powinien też powściągnąć sportowe ambicje. Może oczekiwać od auta zdolności terenowych i całej masy gadżetów, kamer i trybów, które pomogą w ubłoceniu się. Doceni dźwięk silnika, komfort i płynność działania układu napędowego. Nie może przeszkadzać mu ogromna masa własna. Słowem… Range Rover pozostał Range Roverem, również w nowej wersji. Ma podobną paletę zalet i wad i taki sam charakter, co poprzednik. I dobrze, bo nie każdy drogi SUV musi być sportowy. Nawet jeśli ma mocny silnik i „Sport” w nazwie.
Fot. Chris Girard