REKLAMA

Zyskowność schodzi na dalszy plan. Liczy się elektryfikacja. Oto nowa koncepcja GM

Aż trudno uwierzyć, ale istnieje coś ważniejszego dla największego amerykańskiego producenta niż zyskowność. To elektryfikacja gamy, która ma być trudna, kosztowna i niedochodowa – ale i tak mają zamiar ją przeprowadzić. 

nowe samochody elektryczne
REKLAMA
REKLAMA

GM w ostatnim czasie znalazł się na cenzurowanym. Nic dziwnego – w dobrych dla siebie czasach, mimo wystarczających zysków i zabezpieczonej przyszłości, zdecydowali się na zwolnienie tysięcy pracowników i usunięcie z gamy wielu modeli. Ja też krytykowałem to posunięcie na Autoblogu z prostej przyczyny. Był to bowiem przejaw absurdalnej, korporacyjnej chciwości w rodzaju wujka Sknerusa – to nieważne, że mamy skarbiec wypełniony pieniędzmi po brzegi, i tak będziemy płacić pracownikom grosze, a potem ich zwolnimy.

Nowy plan GM ujawnia, że skarbiec może zacząć świecić pustkami

Rozbudowany dokument dla inwestorów szczegółowo opisuje plany General Motors. Gdy się weń wczytać, decyzja o pozbyciu się niedochodowych aut osobowych z gamy wydaje się nieco bardziej uzasadniona. GM planuje wlać całą kasę jaką zarobi w elektryfikację gamy, ponieważ tylko w samochodach elektrycznych widzi przyszłość. To akurat nie jest zbyt zaskakujące, bo podobne twierdzenia padają z ust większości przedstawicieli koncernów motoryzacyjnych. Jednak GM zupełnie otwarcie pisze, że nie wiadomo, co z tego planu wyniknie, bo elektryfikacja kosztuje niewiarygodną masę pieniędzy, a ewentualny zysk z niej to kwestia nawet ponad 10 lat – 10 chudych lat, podczas których trzeba będzie za wszelką cenę przekonać klientów, że zamiast spaliniaka muszą kupić elektryka.

Tylko że z drugiej strony przekonywanie klientów do aut elektrycznych nie leży w interesie GM, bo pieniądze na elektryfikację mają pochodzić głównie ze sprzedaży dużych SUV-ów i pick-upów. Bynajmniej nie elektrycznych. Czyli klienci decydujący się na ogromny, przestarzały samochód napędzany szczątkami dinozaurów sfinansują budowę mniejszych aut napędzanych prądem. Gdybym był inwestorem GM, uznałbym ten plan za nieco zbyt ryzykowny, żeby wykładać na niego własne pieniądze.

A jak idzie elektryfikacja pozostałym producentom?

Najkrócej mówiąc – jak krew z nosa. Ford nie ma żadnego modelu elektrycznego. Fiat-Chrysler ma elektrycznego Fiata 500, na którym traci pieniądze. Europejczycy? Leżą i kwiczą. Audi dopiero wchodzi z e-tronem (i raczej nie będzie to model o wysokiej sprzedaży), a Mercedes z EQC. BMW zaprezentowało pokraczne i3 w 2013 r. i od tej pory nic się nie posunęło do przodu w kwestii elektryfikacji. Koreańczycy z Kii i Hyundaia mają cztery samochody elektryczne w gamie i to już jest bardzo dużo: Kię Soul i Niro oraz Hyundaia Konę i IONIQ-a. Nissan ma całe dwa: Leafa i e-NV200, przy czym ten drugi jest niedostępny w Stanach Zjednoczonych. Dwa elektryczne modele w gamie ma także Volkswagen i żadnego z nich nowością nazwać nie sposób. Jedyne realne nowości elektryczne z ostatnich lat pochodzą z Chin.

GM sprzedaje natomiast kompaktowego Chevroleta Bolt. Zainteresowanie nim w Stanach Zjednoczonych jest średnie. Do tej pory sprzedało się 43 tys. sztuk. Nie obywa się jednak bez problemów. Serwis InsideEVs opisuje odosobniony ponoć przypadek Bolta, który ma już trzeci zestaw akumulatorów trakcyjnych, co pozwala sądzić, że GM w ramach elektryfikacji gamy uczy się na błędach klientów.

Trudno będzie przekonać klientów kojarzących GM z pickupami i SUV-ami, żeby kupowali ich auta elektryczne

REKLAMA

Być może trzeba będzie wydzielić z portfolio General Motors kolejną markę (w tym są przecież świetni), żeby w jednym salonie nie stał Chevrolet Silverado i elektryczny Bolt. Jeśli widzę gdzieś realną potrzebę tworzenia submarek, to właśnie dla samochodów elektrycznych. Największym problemem jest jednak w przypadku GM nie to, że spadnie im zyskowność, nie to, że nie wiadomo jak marketować te elektryki, i nie to, że one się psują, tylko chichoczący Elon Musk, który sprytnie wykorzystał to, że wielkie koncerny samochodowe na nowości reagują z tak strasznym opóźnieniem i bezwładnością.

Zamiast wydawać miliardy na opracowanie własnych samochodów elektrycznych, GM powinien po prostu kupić Teslę. Też nie jest zbyt zyskowna, ale ma świetne pokrycie rynkowe i odbiór społeczny. Wtedy mógłby dalej pchać pickupy redneckom, a miastowym żenić Model 3. A my w Europie możemy tylko na to patrzeć przez internet, bo nasze przepisy dotyczące nowych samochodów są tak restrykcyjne, że wkrótce w ogóle nie będzie się tu opłacało sprzedawać jakichkolwiek aut.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA