Azja zjada Europę. Czyli jednak można sprzedawać więcej samochodów
Nowe samochody sprzedają się w Europie w 2022 r. wbrew pozorom coraz lepiej. Pod jednym tylko warunkiem - powinny być z Azji.

Kryzys na rynku podzespołów (i to nie tylko chipów)? Nieistotne. Coraz wyższe ceny samochodów? Bez znaczenia. Azjatyccy producenci sprzedają u nas coraz więcej samochodów - i to nawet ci, których byśmy o to nie posądzali.
Zielone = z Azji. Czerwone = Europa i reszta świata.
Tak przynajmniej wynika z danych udostępnionych przez ACEA za pierwszy kwartał tego roku. Volkswagen? Spadek sprzedaży rok do roku o łącznie prawie 20 proc. Peugeot? Ponad 24 proc. Mercedes - 10,5 proc. na minusie, BMW - ponad 14 proc., Audi - 3,3 proc. Potem zaczyna się już jazda bez trzymanki, bo również Renault, Ford, Skoda i Opel zanotowały dwucyfrowe spadki, a Citroen, Fiat, Seat i Volvo - spadki przekraczające 20 proc.
Przy okazji potężny cios otrzymał Nissan, sporo też straciło Mitsubishi, które najwyraźniej nie zdecydowały się skorzystać z okazji.
Z okazji skorzystali jednak inni. I jednak nowe samochody mogą się w 2022 r. dalej sprzedawać.
Toyota? Drugie miejsce i 1,1 proc. zwyżki w porównaniu do tego samego okresu w poprzednim roku. Ok, to mało imponujące - dużo ciekawsze jest to, co dzieje się z Kią i Hyundaiem.
Ta pierwsza marka zanotowała wzrost o 27,6 proc., a ta druga - o 14,7 proc. I to w obliczu wszechobecnego rynkowego kryzysu, niepewności finansowej kupujących i szalejących cen paliwa. Najwyraźniej nie ma to większego znaczenia dla tych, którzy idą do salonu - coraz częściej chcą po prostu Kię albo Hyundaia i cała reszta jest im obojętna. Owszem, na razie żadna z tych marek nie może bić się o pierwsze miejsce z Volkswagenem, ale do wejścia do ścisłej czołówki Kii brakuje naprawdę niewiele - szczególnie jeśli obecne trendy się utrzymają. Aczkolwiek pewnie aż tak dobrze nie będzie - w końcu Kia ostatnio wprowadziła do sprzedaży kilka nowych modeli, które zrobiły wow - a to raczej nie będzie trwało wiecznie.
Z drugiej strony - Volkswagen przyznał niedawno, że nie zamierza już bić się na liczbę sprzedanych samochodów, więc może się zrobić naprawdę ciekawie. Najciekawiej będzie, jeśli o trzy najwyższe miejsca sprzedaży w Europie będą się biły... azjatyckie marki. Te same, które w dużej części jeszcze nie tak dawno temu uznawano powszechnie za "te gorsze, ale przynajmniej tanie". Ktoś tutaj dobrze przemyślał cały proces wspinania się na szczyt.
Muszę też wspomnieć o Hondzie.
Po pierwsze dlatego, że kolega Adam stoi mi pod furtką i krzyczy, żebym wspomniał o Hondzie. Po drugie - bo Honda zanotowała najwyższy wśród marek azjatyckich wzrost w analizowanym okresie. Nie było to aż tak imponujące, bo rok temu sprzedano w pierwszym kwartale niecałe 14 000 Hond, a teraz rozeszło się ich ponad 18 500, ale to i tak o 33,5 proc. więcej. Czyli mamy procentowo rekordowy wzrost.
Wzrost zaliczyła też Mazda - z jednej strony "tylko" o 8,9 proc., ale z drugiej - do niemal 37 000 egzemplarzy. Może więc jednak strategia na markę premium przynosi rezultaty. Zobaczymy, czy klienci masowo rzucą się na 6-cylindrów.
Nieustannie natomiast rozczarowuje Alfa Romeo.
Już wcześniej sprzedawała mało (ok. 6500 egzemplarzy), ale teraz sprzedała jeszcze mniej, bo niecałe 5200 sztuk swoich samochodów. A to z kolei oznacza, że nadal dwukrotnie lepiej sprzedaje się... Lancia, o której zaczynają powoli zapominać wszyscy na całym świecie. Ponad dwukrotnie lepiej sprzedaje się też DS, który przy okazji zanotował wzrost o 18,5 proc.
Oby to Tonale się jakoś sprzedawało, bo zaraz Kia zrobi ze Stingera i Proceeda osobną markę sportową, i ponad Alfą Romeo w zestawieniu pojawi się od razu nowy gracz.