Volkswagen okroi gamę. „Naszym celem nie jest wzrost”
Volkswagen zmienia strategię - przy okazji zmieni się też oferta całej grupy. Zniknie sporo modeli, zostaną tylko ten droższe, na których można zarobić.
Ostatnie lata wywróciły biznes samochodowy do góry nogami. Zamiast dealerów prześcigających się w ofertach, byleby tylko pozbyć się aut z przepełnionych placów, mamy nadwyżkę klientów szukających nowych samochodów, które dałoby się kupić w przewidywalnym okresie. Dealerzy przyjmują zamówienia na bardzo odległe terminy, albo zupełnie odmawiają, bo nie wiedzą, kiedy i za ile będą w stanie dostarczyć samochody. Jedno jest pewne – jeśli dostarczą, to dobrze na tym zarobią, bo mało kto w ogóle chce podejmować temat negocjacji ceny.
Znakomicie zarabiają też producenci.
Mimo mocno ograniczonej produkcji, koncerny notują rekordowe zyski. I odkrywają nową drogę prowadzenia interesów. Nie ma półprzewodników, jest za to problem z dostępnością surowców i części, bo łańcuchy logistyczne przerwała wojna w Ukrainie. Nie zanosi się, by koncerny mogły produkować więcej, a udziałowcy wciąż chcą zarabiać. Plan jest więc prosty: trzeba produkować taniej i tylko to, na czym się da skasować najwięcej.
„Naszym celem nie jest wzrost” – tak wprost powiedział Arno Antlitz, dyrektor finansowy Grupy Volkswagena w rozmowie z Financial Times. „Bardziej niż na udziale w rynku i wielkości sprzedaży skupiamy się na jakości i na marży”. W związku z tym gama modeli z napędem spalinowym, zebranych w Grupie Volkswagena, w ciągu najbliższych 8 lat ma się skurczyć o 60 proc.
Volkswagen - oferta zostanie okrojona o te modele, na których zarabia się najmniej.
Szkoda, by marnowały cenne półprzewodniki w sytuacji, gdy wciąż jest ogromne ssanie na drogie modele. Można się więc spodziewać, że w kolejnych latach będziemy żegnać Polo/Ibizę/Fabię, kto wie ile przetrwają Scala, Kamiq, T-Cross, czy Arona. I czy doczekamy się kolejnej generacji Taigo. To, że część z nich jest SUV-ami niczego nie gwarantuje, co potwierdza historia Audi Q2, które już spadło z rowerka, podążając śladem A1. Nawet małe modele muszą być dziś wypchane drogą technologią, ale że są małe, ludzie nie chcą wydawać na nie mnóstwa pieniędzy.
Albo po prostu tego mnóstwa nie mają i jak wydają, to raczej w Dacii, która, patrząc w cenniki, przejęła od Volkswagena tytuł „samochodu ludu”. I pewnie będzie sprzedawać swoje tanie modele tak długo, jak tylko się da. A Volkswagen do tego czasu dawno przestawi się na elektryczność i wymyśli, jak na niej porządnie zarobić.