REKLAMA

Ja wczoraj miałem swoje święto – 10 lat z Hondą Civic Aerodeck

Od 11 listopada 2010 r. w moim garażu parkuje Honda Civic Aerodeck. I nic nie wskazuje na to, by się to zmieniło. Jeśli coś jest dobre, to po co to zmieniać?

Honda Civic Aerodeck
REKLAMA
REKLAMA

13 lat temu kupiłem sobie wymarzone BMW. E39 530d, w kolorze topasblau, z bananowymi skórami, dużą navi, tunerem TV i automatem GM. Auto robiło rocznie ok. 1500 km, regularnie wymieniałem płyny eksploatacyjne i filtry, płaciłem auto casco i oczywiście trzymałem na parkingu strzeżonym. Jak wyjeżdżałem z domu, to tylko w miejsca, o których wiedziałem, że będzie gdzie zaparkować, a pod marketem, niezależnie od pogody, stawałem na samym końcu samego końca parkingu. To była chora miłość, kiedyś trzeba było powiedzieć dość. Szczególnie, że gdy w domu pojawił się wózek dziecięcy, wąski otwór załadunkowy sedana mocno uprzykrzał życie.

Idąc któregoś dnia do pracy (jeździłem autobusem, bo przecież pod firmą nie było godnego parkingu) spotkałem ładnego Civica Aerodecka. Nie jest to szczyt osiągnieć designerskich, ale kontrowersyjny design to w Hondzie normalka. Auto miało spryskiwacze reflektorów, lakierowane klamki i lusterka, fikuśną dokładkę przedniego zderzaka, a do tego półskórzane fotele. Wrzuciłem w Google hasło Honda Civic Aerodeck 1.8 VTI i już wiedziałem, jakie będzie moje następne auto. 1200 kg, 169 KM w VTEC-u, fabryczna szpera – ależ to musi być fajne!

Tylko weź to człowieku znajdź!

Szukałem chyba z osiem miesięcy. Męczyłem znajomych, żeby oglądali dla mnie auta w różnych zakątkach kraju, do kilku pojechałem sam. Z każdym było coś nie tak. Takiego sprzętu nie kupuje się do jeżdżenia po bułki. Większość miała powypadkową przeszłość, albo jakieś karygodne zaniedbania. Jedną sztukę oglądał dla mnie Tymon, miała uszczelkę zaworów wyciętą chyba z kalosza – ktoś składał silnik na szybkości przed sprzedażą. Sprzedający udawał że nic o tym nie wie.

Honda Civic Aerodeck
To mój, nie ten z uszczelką z kalosza. Prosto z 1998 r.

To były złote czasy forów internetowych, więc w końcu napisałem na jednym z nich, że szukam takiego auta. Po kilku dniach napisał gość ze Szczecina. Poopowiadał, przysłał zdjęcia, pokazał rachunki. Tego potrzebowałem po chorym związku z E39 – auta, o wygląd którego nie będę musiał się martwić. Bo: a) powiedzmy sobie szczerze, z natury jest okropnie brzydkie i nie sposób tego zmienić oraz b) ktoś już zdążył je srogo porysować. O tak:

Komuś kiedyś bardzo musiało się nudzić

Ktoś inny próbował zrobić zaprawki, ale z mizernym skutkiem. Nieporysowaną mam tylko maskę oraz przednie drzwi, które poprzedni właściciel wymienił całe, ale chyba nie do końca trafił z kolorem. Ogólnie fura wyglądała jak facjata Popka, ale przynajmniej nie musiałem się martwić, że zacznie w tych miejscach rdzewieć. I przejmować, że na parkingach pojawią się kolejne uszkodzenia – gorzej być nie mogło. Za to trafiłem na egzemplarz naprawdę zadbany mechanicznie. Niestety – nie miał klimatyzacji. Sprawdziłem – faktycznie, nawet bogato wyposażone Aerodecki w półskórkach i z 1.8, mogły nie mieć tego elementu. Ale był na to myk.

Darujcie, nie wiem jak złapałem ten aparat. A ta czerwona kontrolka to od ręcznego

Dogadaliśmy wstępnie cenę – wsiadłem o świcie w pociąg i koło południa byłem na miejscu. Przejażdżka, niewielka negocjacja, wizyta w bankomacie, papiery i w drogę. To było 11 listopada 2010 r. Na marginesie – z poprzednim właścicielem wciąż utrzymuję kontakt, dalej jeździ Hondami i czasem  dzwoni zapytać „co u Henryka”, bo tak zwykł nazywać to auto.

270 tys. km widać na kierownicy i boczkach foteli

Od tego czasu 11.11 mam swoje małe święto

Wybaczcie, to Honda, więc nie będzie sensacyjnej historii z powrotu z zakupów, druciarskich napraw na poboczu, ani problemów z zakupem części. To rzetelne żelazo. Napisałbym, że japońskie, ale to nieprawda – Japończycy nie widzieli takiego auta na oczy, MA, MB i MC (pięciodrzwiowy hatchback i kombi) były składane w angielskim Swindon, tam, gdzie za moment skończy się produkcja Civica 10 generacji. Mój to przedstawiciel generacji nr 6, przywiózł mnie całego i zdrowego ze Szczecina i niezawodnie wozi przez ostatnią dekadę.

Elegancka dokładka zderzaka i małe halogeny to znak rozpoznawczy wersji z 1.8

Wierzcie lub nie, ale to auto nigdy mnie nie zawiodło

Nie zdarzyło mi się, by sfiksowało w trasie i utrudniło mi dotarcie do celu. Choć wcale nie było bezawaryjne. Kiedyś np. zdarzył mi się wyciek paliwa – jak się okazało, skorodował przewód paliwowy na wejściu do zbiornika – śmierdziało w kabinie niemiłosiernie. Innym razem wysiadł czujnik ABS-u – MC2 nie ma gniazda OBDII, ale usterkę można było zdiagnozować zwierając 2 styki w hondowskim gnieździe i zliczając błyśnięcia kontrolek, a potem rozszyfrowując na wykazie jaki błąd oznaczono daną liczbą. Wspaniała zabawa.

Oryginalne radyjko, ze zdejmowanym panelem. Kiedyś to było!

W którymś momencie wymieniałem też wydech – był okres, że auto jeździło mało i wyłącznie na krótkich dystansach, zbierająca się w tłumiku woda zrobiła swoje. I przewody hamulcowe, które straciły szczelność ze starości. Nieoryginalną mam też przednią szybę – przegrała w bitwie z kamieniem – oraz boczną, w drzwiach kierowcy. Którejś zimy ktoś strzaskał ją w drobny mak, zostawiając na fotelu kierowcy kawał cegły. Nie wiem po co ani dlaczego.

To jest po prostu popis designerskiego kunsztu <3

Poza tym robiłem co trzeba – regularnie, rok w rok wymieniam olej i filtry, jak było trzeba, to założyłem nowe tarcze i klocki hamulcowe, raz robiłem rozrząd, a ostatnio osłony przegubów i końcówki drążków. I tyle, auto jeździ jak złe, zupełnie legalnie zaliczając kolejne badania techniczne.

Kiedyś kolega zrobił mi taki efektowny wrzut z Domokunem. Chyba powinienem był to jakoś zabezpieczyć...

10 lat bez klimatyzacji?

A, właśnie, miało być o myku: Japończycy wymyślili to tak, że klimatyzacja była elementem wyposażenia, które opcjonalnie można było dołożyć sobie w ASO, jeśli akurat dany egzemplarz nie miał jej zamontowanej w fabryce, a klient chciał ją mieć. W latach 1996-2000, kiedy produkowano Civica tej generacji, obecność klimatyzacji wcale nie była taka oczywista. Można ją było dołożyć do gotowego auta i ja tak właśnie zrobiłem. Znalazłem na forum gościa, który przekładał silnik ze swojego Aero do coupé 5. generacji. Podjechałem do niego, w kilka godzin zdemontowaliśmy cały układ z jego auta i założyliśmy do mojego. Plug&Play, jak klocki Lego, musiałem tylko wcześniej dokupić odpowiednią łapę silnika. Napełniłem układ, działa do dziś.

Honda Civic Aerodeck
Ja się tak otworzy, to można grzebać!

A jak to lata?

Oldschoolowo. Aero ma stosunkowo krótką skrzynię S9B, przy 120 km/h mam już 4 tys. obr./min. Kultowe B18C4 kręci się pod 8,5 tys., mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu poprawia trakcję w zakrętach – wspaniała sprawa. Tam, gdzie w zwykłych autach zaczyna się czerwone pole obrotomierza, u mnie VTEC dostaje skrzydeł i wyje jak wiertarka, kręcąc się w nieskończoność. A mechanizm różnicowy sprawia, że w zakrętach zamiast odpuszczać gaz, dodaję go jeszcze odrobinę więcej, by mocniej wkręcić auto w wiraż. VTEC kicked in yo!

Patrzcie jak ten zacisk jest dopasowany! Mniej niż 15 cali nie da rady

To świetne auto do miasta – wąskie słupki zapewniają znakomitą widoczność, skrzynia zestrojona jest tak, że przy miejskich prędkościach większość czasu można jeździć na trzecim biegu. W trasie jest gorzej – te 4 tys. obrotów przy 120 km/h, biorąc pod uwagę kiepściutkie wyciszenie nadwozia, szybko męczą. Do tego reflektory w tym modelu lubią matowieć i nie bardzo jest na to ratunek – nieużywane oryginały kosztują absurdalne pieniądze, a zamienniki mają kiepską jakość. Moje świecą przeciętnie, choć odkąd wrzuciłem Osram Night Breaker Laser (dłuższej nazwy nie było), widzę znacznie więcej. Spalanie? W mieście 9-10 l/100 km, w trasie około 7.

Simply clever po japońsku – wszystko ma swoje miejsce

Od kilku lat tym samochodem codziennie dojeżdża do pracy moja żona

Uwielbia wykorzystywać jego dziarskość na wrocławskich arteriach i nie chce nawet słyszeć o sprzedaży. A gdy wsiadła do Aero pierwszy raz w życiu i rozejrzała się po kabinie, stwierdziła, że jest cudowna – bo przypomina jej Poloneza, który 20 lat temu był jej pierwszym samochodem.

Jest szyberek, a co. To okrągłe po prawej to odbiornik podczerwieni – oryginalnym pilotem trzeba było w niego wcelować by otworzyć drzwi. Makabra, wymieniłem na zwykły
REKLAMA

Ja zwykle jeżdżę drugim Civikiem i ostatnio nawet myślałem o tym, że w sumie nie potrzebujemy dwóch aut i to stare można by sprzedać. Ale gdy wczoraj rocznicowo wsiadłem w Aero i zabrałem je na mycie, przed którym jak zwykle zrobiłem trasę po winklach w okolicy, stwierdziłem, że takich wrażeń za kierownicą nie da mi żadne współczesne auto. Nie ma co – zostaje na dobre. A potem gdy po myciu robiłem zdjęcia do tego tekstu, w ciągu 20 minut zaczepiły mnie dwie osoby, z pytaniem za ile chcę to sprzedać, to znowu zacząłem się zastanawiać. Doradzicie, ile można krzyknąć? I jak namówić żonę?

Honda Civic Aerodeck
Lustra w prądzie i okleina jakby w marmurze. Czuć piniądz
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA