Nowa Toyota bZ5 jest jak grejpfrut. Zdzierasz skórkę, a tam BYD. Kosztuje 78 tys. zł
W tym tygodniu z taśmy zjechały pierwsze egzemplarze nowego crossovera Toyoty o nazwie bZ5. W pełni elektryczny pojazd powstaje w chińskiej fabryce, a akumulatory pożyczono od BYD-a. Spełnia się czarny scenariusz, gdzie kupujesz Toyotę, ale ona też już jest z Chin.

Coraz trudniej jest pisać o nowych samochodach w naszym serwisie, ponieważ prawie wszystko co się pojawia, ma coś wspólnego z Chinami. Nowa marka Stellantis – Leapmotor – jest chińska, choć pojazdy powstają w Europie. Kolejne koncerny zalewające masowo rynek europejski też są zwykle z Chin, a jeśli już pojawia się nowość od Toyoty, jak na przykład bZ5, to też wytwarzają ją w Chinach, i to jeszcze na podzespołach BYD. Nikomu nie można już wierzyć.
Nowa Toyota bZ5 to rozwinięcie konceptu bZ3c z zeszłego roku
Ktoś słusznie napisał w komentarzu do oryginalnego posta, że te nazwy Toyot z napędem elektrycznym wyglądają jak sabotaż. Kto powie „bZ4X” albo „bZ3c” bez pomylenia się? Doceniam, że udało im się tym razem skrócić to do bZ5, ale nadal obstaję przy tym, że zlepki literowo-cyfrowe gryzą dobrze maksymalnie do trzech znaków, a optymalnie do dwóch, choć i tak przegrywają z chwytliwymi nazwami słownymi. Przy okazji, Volkswagen ostatnio stwierdził, że linia nazewnictwa ID. jest słaba i nowe auta elektryczne dostaną pełnoprawne „imiona”.

Toyota bZ5 ma akumulatory BYD w dwóch wersjach pojemności
65 albo 74 kWh. Ten pierwszy pozwoli przejechać trochę ponad 300 km, ten drugi pewnie ok. 350 km bez ładowania. Śmieszne jest podawanie zasięgów według normy chińskiej, ich zdaniem akumulator 74 kWh pozwoli pokonać dystans 630 km na jednym ładowaniu. To chyba z górki przy wyłączonym silniku. Nie ma szans, żeby tak duży samochód o długości prawie 4,8 metra, chciał zużyć mniej niż 17-19 kWh na 100 km przy ruchu mieszanym. W obu przypadkach mowa o akumulatorach LPF typu Blade od BYD. Podobno słyną z trwałości i z tego, że są nienaprawialne. Mocy nie podano, ale to i lepiej, bo widząc wartości przedstawiane przeważnie przy okazji nowych chińskich aut na prąd, to już przestaję wierzyć w cokolwiek. Wpisują tam bez skrępowania po 400-600 KM, przecież tego i tak nikt nie sprawdzi.

Na pokładzie znajdzie się system wspomagania kierowcy Momenta 5.0
Nie będę dokładnie tłumaczył co to jest, bo znacznie lepiej pokaże to poniższy film. W każdym razie, mówiąc prostym językiem, w określonych sytuacjach kierownica kręci się sama:
Cena w Chinach? Śmieszna
Auto będzie się w przeliczeniu na złotówki zaczynało od 68 tys. zł. W Polsce kosztowałoby od 200 tys. zł. Ta dysproporcja jest czymś, o czym rzadko się mówi w kontekście tego, że „powinniśmy kupować auta elektryczne, spójrzcie na Chiny”. Tak, powinniśmy. I powinniśmy mieć też ich ceny, to by wiele zmieniło. Póki co, nie ma decyzji o eksportowaniu bZ5 do Europy, jednak mając na uwadze nacisk na elektryfikację na naszym kontynencie i konieczność zbijania emisji CO2 dla całej gamy, nie byłbym zdziwiony widząc w polskich salonach Toyoty z akumulatorami BYD.
Na koniec chciałbym tylko zacytować słowa prezesa Toyoty
Powiedział on z okazji prezentacji bZ5, że „jeśli nasze produkty polubią klienci chińscy, to z pewnością spodobają się też na rynku światowym”. To tak, jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości, kto dziś rozdaje karty.