REKLAMA

Eksperci twierdzą, że szybsza jazda jest bezpieczniejsza. Burmistrz Nowego Jorku puka się w głowę

Burmistrz Nowego Jorku chce wprowadzić ograniczenie prędkości dla elektrycznych rowerów, twierdząc że chodzi o bezpieczeństwo. Eksperci oponują, mówiąc że bezpieczniejszy jest obecny, wyższy limit. Jak to możliwe?

Eksperci twierdzą, że szybsza jazda jest bezpieczniejsza. Burmistrz Nowego Jorku puka się w głowę
REKLAMA

Aby zrozumieć o co chodzi w tym sporze, trzeba przede wszystkim wbić sobie do głowy jedną prostą zasadę. Nie ma ona nic wspólnego z prędkością, bezpieczeństwem i wypadkami, a brzmi:

  • samochody złe
  • rowery dobre
REKLAMA

Dopiero kiedy zastosujemy ten wielki kwantyfikator, możemy przystąpić do wyjaśniania, dlaczego amerykańscy eksperci protestują przeciwko planom zmniejszenia prędkości rowerów elektrycznych w Nowym Jorku, które ma zamiar wprowadzić w życie burmistrz tego miasta Eric Adams. Chodzi dokładnie o to, że obecnie na amerykańskim rowerze elektrycznym można jeździć aż 25 mil na godzinę, czyli 40 km/h. Tyle samo wynosi teoretycznie dopuszczalna prędkość samochodów w gęstej nowojorskiej zabudowie, ale w rzeczywistości nie jest ona egzekwowana, ponieważ kamery wyłapują wykroczenia dopiero powyżej 35 mph (56 km/h).

Jest taki ekspert jak Michael Replogle

Ma on bardzo rozbudowaną historię doradzania w sprawach transportu w miastach, głównie oczywiście rowerowego i niesamochodowego. Nie bardzo wiem, dlaczego w obecnych czasach aktywistów i lobbystów nazywa się „ekspertami”, ale być może po bardzo wielu latach aktywizmu stajesz się w nim ekspertem. W każdym razie pan Replogle powinien – zdawałoby się – popierać taki ruch jak zmniejszenie prędkości elektrycznych rowerów, bo przecież chodzi o bezpieczeństwo. Tymczasem on go odrzuca, nazywa wręcz idiotycznym narażaniem życia nowojorczyków. Czy panu ekspertowi Michaelowi właśnie udało się wykonać wielkiego logicznego fikołka? Sprawdźmy.

Zdaniem Michaela Replogle, nie powinna istnieć zbyt duża różnica prędkości między ruchem samochodów i rowerów. „Uwierz mi, o wiele bezpieczniej jest kiedy jedziesz z prędkością reszty ruchu, niż kiedy jedziesz o połowę wolniej”. Zmniejszenie limitu prędkości e-rowerów, zdaniem pana Michaela, sprawi że będzie o wiele więcej konfliktowych sytuacji między kierowcami a rowerzystami. Do tego momentu jeszcze jakoś minimalnie to się trzymało kupy, ale potem ekspert odjeżdża już razem z peronem, twierdząc że to jest wojna z rowerzystami, z imigrantami i z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Z imigrantami – dlatego, że wielu użytkowników rowerów elektrycznych w Nowym Jorku to imigranci rozwożący jedzenie. Tyle że większość mieszkańców Nowego Jorku w ogóle to imigranci, więc jest to argument z głębi jelita. Swój wspaniały wywód ekspert kończy tym, że po zmniejszeniu limitu więcej osób będzie miało problemy z prawem, bo będą jechały za szybko, a skoro są imigrantami, to pewnie ich za to deportują, więc to wina Trumpa.

Otóż nie.

Nie bardzo wiem, co bierze ten ekspert, ale została tutaj wywarta istotna przemoc na logice. Rowerzysta uderzający w coś przy prędkości 40 km/h ma o wiele większe szanse na odniesienie poważnych obrażeń niż przy prędkości 25 km/h. Kwestia różnicy prędkości między rowerami a samochodami nie ma znaczenia, dokładnie tak samo nie chciałbym być potrącony przez samochód gdy jadę na rowerze 15, 25 i 40 km/h. Nawet przy 40 km/h chciałbym jeszcze mniej, bo przy uderzeniu z boku polecę jeszcze dalej siłą własnego rozpędu. Elaboracje o imigrantach i Trumpie to już zwykła polityczna propaganda, niemająca nic wspólnego z rzeczywistością. W całym tym limicie chodzi głównie o ochronę pieszych przed pędzącymi rowerzystami, którzy za nic mają wszelkie zasady ruchu drogowego. Podnoszenie argumentu, że za 99,96 proc. obrażeń w ruchu drogowym odpowiadają kierowcy samochodów nie ma sensu, bo nie o nich teraz mówimy. Pomysłodawcy zmniejszenia limitu dla e-rowerów są wyśmiewani, twierdząc że koncept wziął się od paru „pań w perłach, którym nie podobało się, że zbyt szybko przejechał koło nich rower”. No cóż, panie w perłach też mają prawo czuć się bezpiecznie na chodniku czy przejściu dla pieszych.

REKLAMA

Zatoczyliśmy koło, teraz „eksperci” są przeciwni zmniejszaniu prędkości w mieście

Muszą uciekać się do półprawd, sofizmatów i wykręcania logiki ogonem, żeby nie naruszyć dogmatu z pierwszego akapitu. Prawda jest jednak taka, że im wolniej, tym bezpieczniej. A w Nowym Jorku jest trochę jak w Australii: wszystko, co się rusza, chce nas zabić – tyle że nie chodzi o węże i pająki, ale o samochody, rowery i cokolwiek co ma koła.

zdjęcie główne: Lenzatic - pixabay.com

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-03T16:59:26+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T14:19:08+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T10:40:30+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T19:03:34+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T18:45:52+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T20:12:51+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T17:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T12:38:30+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T17:02:29+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA