REKLAMA

Rząd dopłaci do elektrycznego jednośladu, ale o połowę mniej niż obiecywał. Dzięki, super, ale fajnie

Nie kupuj elektrycznego roweru teraz, poczekaj na rządowe dopłaty. Wprawdzie będą o połowę mniejsze niż zapowiadano, ale zawsze miło dostać coś za darmo. No i nie trzeba złomować starego roweru.

Rząd dopłaci do elektrycznego jednośladu, ale o połowę mniej niż obiecywał. Dzięki, super, ale fajnie
REKLAMA

Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jakiemu celowi mają służyć dopłaty do rowerów elektrycznych. Szansa, że ktoś pozbędzie się samochodu, żeby jeździć wyłącznie na rowerze elektrycznym, jest bliska zeru i brzmi jak scenariusz z aktywistycznych raportów. Praktycznie każdy, kogo stać na rower wspomagany elektrycznie ma już samochód. Co najwyżej w niektórych sytuacjach nie użyje go, żeby pojechać na rowerze. Czy to jest działanie, które zasługuje na 2,5 tys. zł dopłaty? Nie wiem, ale widocznie rząd wie.

REKLAMA

Program dopłat ma ruszyć w drugim kwartale bieżącego roku

Przypomnijmy chronologię tego programu: najpierw, to jest latem roku 2024, padła wiadomość o planowanym programie dopłat do rowerów elektrycznych w imponującej wysokości: do 5 tys. zł do roweru zwykłego i 9 tys. zł do roweru cargo.

Następnie w listopadzie rząd się z niego całkowicie wycofał. Nie ma tego programu panie Donku, był chłop, nima chłopa.

Teraz pomysł wraca, ale w okrojonej formie i ze zmniejszonymi kwotami dopłat. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej ma pozyskać 50 mln zł na ten cel z funduszu transportu niskoemisyjnego. Oczywiście niewątpliwie nadal trzeba będzie spełnić warunki, czyli rower będzie musiał być bez sensu. Dofinansowaniem obejmie się ten najbardziej absurdalny rodzaj roweru zelektryfikowanego, czyli jedyny legalny – rower, w którym występuje wspomaganie pedałowania do 25 km/h, a im szybciej jedziemy, tym siła wspomagania jest mniejsza. Taki rower przydaje się tylko wtedy, gdy mamy do pokonania wiele wzniesień, a na płaskiej powierzchni jego elektrowspomaganie niewiele daje.

Sprawdziłem, ile kosztują obecnie markowe i niemarkowe rowery elektryczne

Lub raczej elektrycznie wspomagane. Przypomnę, że program dopłat przewiduje możliwość zwrotu maksymalnie do 50 proc. kosztu roweru, czyli przy rowerze elektrycznym za 5000 zł możemy dostać 2500 zł. Czy to realna cena takiego jednośladu? Sprawdziłem. Wygląda na to, że za 5000 zł bez problemu kupimy rower ze wspomaganiem elektrycznym, pod warunkiem że nie interesują nas markowe produkty wysokiej jakości i godzimy się na cokolwiek z losowej chińskiej fabryki.

Bezmarkowe rowery elektryczne kosztują ok. 3000-3500 zł. Czy znacie markę TTGO? Zapewne nie, a przecież jest tak popularna w ogłoszeniach. To zapewne ta sama marka co Touroll, Nakxus i dziesiątki innych, nic nikomu nie mówiących. Wszystkie one mają podobny poziom cen, niektóre są nawet tańsze – da się kupić elektryczny rower za 2499 zł, tyle że on ze zdjęć już wygląda bardzo źle.

Gdybyśmy jednak chcieli mieć markowy rower elektryczny, taki od realnie istniejącej firmy, która w razie awarii nie wyrzuci naszej gwarancji do kosza, to te 2500 zł potencjalnej dopłaty od rządu niewiele zmieni. W takim przypadku cena rośnie do ponad 10 tys. zł za rower Gazelle – miałem wiele rowerów tej firmy, są naprawdę bardzo solidne. Tyle samo przyjdzie zapłacić za górski rower elektryczny Kelly's. Merida, Unibike, Giant – tu ceny są również nadzwyczaj podobne. Nie ma za bardzo średniej półki.

 class="wp-image-635779"

Dlatego te dopłaty posłużą do kupna tanich rowerów elektrycznych

REKLAMA

Zamożnym nabywcom co najwyżej trochę obniżą koszt ich nowej zabawki, natomiast przy rowerze za 3600 zł – realnie pozwolą na jego zakup osobom o niższych dochodach. Pytanie, czy chcemy wspomagać dopłatami sprzedaż chińskich rowerów elektrycznych w Polsce i w sumie po co, ale skoro polski rząd gotów jest dopłacać do zakupu także chińskich samochodów na prąd, to już nic mnie nie zdziwi.

Zdjęcie główne: Pixabay - u_d7hddm5o

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA