REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Felietony

Motoblender 36/2019: HAŁDERIU

Oto 36. już w tym roku Motoblender. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, co to takiego ten Motoblender, niech przeczyta i pewnie wtedy wszystko mu się wyjaśni. 

28.09.2019
7:02
motoblender
REKLAMA
REKLAMA

Szkoda, że strona o której chciałem napisać, przestała działać. Mowa o bezpieczniedoszkoly.michelin.pl. Szczytna inicjatywa. Przy okazji wykonano oczywiście badanie statystyczne, które przeprowadziła firma Kantar. Uwaga, będzie cytat:

Wyniki badania przeprowadzonego na zlecenie Michelin Polska przez ośrodek badawczy KANTAR pokazują, że zdecydowana większość rodziców dzieci w wieku szkolnym opowiada się za wprowadzeniem ograniczenia prędkości w najbliższej okolicy szkół do 30 km/h. Zdecydowanie za takim pomysłem jest 50 proc. badanych, a raczej za nim jest 33 proc.

Wniosek: 83% badanych popiera wprowadzenie ograniczenia prędkości w najbliższej okolicy szkół do 30 km/h. Tu wszystko jest tak źle i jest to tak nieudolne lub zmanipulowane na tak wielu poziomach, że nie wiadomo nawet od czego zacząć. Ogólnie coraz częściej mam do czynienia z tym, że badania statystyczne na grupie reprezentatywnej są robione pod tezę, więc ich wyniki można sobie wsadzić w buty. Weźmy tezę: aby było lepiej, musimy napaść na Lailonię. Bierzemy więc grupę reprezentatywną i zadajemy im pytanie: czy chce pan/pani aby było lepiej? 98,4% ludzi mówi, że tak. I cyk: 98,4% respondentów popiera napaść na Lailonię. Ze statystyką chcesz pan dyskutować?

Podobnie jest w tym przypadku. Łapiesz rodzica odwożącego dziecko pod szkołę. Dzień dobry, jesteśmy z firmy takiej i takiej, mamy takie pytanie, czy w okolicy szkoły powinno być bezpieczniej. 83% ludzi opowiedziało że tak, 17% „nie mam czasu”, „dajcie mi spokój” albo coś w tym rodzaju. A kiedy jest bezpieczniej? Jak jest wolniej. No i mamy gotowy wynik, nie do podważenia. Oczywiście ja także jestem za tym, żeby w najbliższej okolicy szkoły wprowadzić ograniczenie do 30 km/h. Z tym że trudno mi w tej chwili przywołać z pamięci szkołę – przynajmniej w Warszawie – gdzie takiego ograniczenia jeszcze nie ma.

40 milionów dolarów kary dla FCA. Nie uwierzycie za co

Za zawyżanie wyników sprzedaży w USA. Od lat dilerzy Jeepa, Dodge'a, RAM-a i Chryslera musieli zawyżać wyniki sprzedażowe, zgłaszać lipne niby-to-zarejestrowane wozy i ogólnie pompować sprzedaż grupy FCA w Stanach fałszywymi danymi. No cóż, rozumiem ich. Statystyka jest bardzo ważna, w końcu dzięki wierze w statystyki to wszystko jakoś się kręci, rośnie, słupki na wykresach pną się coraz wyżej, a dzięki podawaniu takich lub innych danych można sprytnie sterować nastrojami odbiorców – czy są to zwykli ludzie, czy też inwestorzy i udziałowcy wielkiego koncernu. Wszystkich łączy to, że wierzą w jakąś statystykę. Tymczasem jak pokazuje przypadek FCA – tym słupkom za bardzo wierzyć nie należy. Można też zastanowić się, jak napompowane są na przykład wyniki sprzedaży Tesli, która przecież nie ma dealerów i wszystko idzie przez firmę-matkę. Manipulowanie statystykami w tym przypadku jest jeszcze łatwiejsze.

Coraz częściej widzę wypadki z udziałem klasyków

Niedawno w okolicach Częstochowy został zniszczony klasyczny Fiat 126p, a wczoraj kraksa i dachowanie dosięgły kierowcę Triumpha Heralda w okolicach Krakowa. Dlaczego tak się dzieje? To proste: różnica w prędkościach między autami współczesnymi a klasykami w warunkach drogi szybkiego ruchu lub autostrady jest z roku na rok coraz większa. 10-15 lat temu na nielicznych w Polsce odcinkach autostradowych mało kto darł > 150 km/h, dziś jest to norma. Samochody zabytkowe jadą o wiele wolniej. Raz jeden Amerykanin opowiadał mi, że jak zniesiono ograniczenie do 55 mil/h w USA, to liczba wypadków spadła, bo znowu wszyscy zaczęli jechać tak samo, mniej więcej 72-75 mph. Wcześniej jedni jechali 55, a inni ponad 80 (bo jak już przekraczać, to na bogatości).

Różnice prędkości na autostradzie są oczywistą przyczyną wypadków – w szczególności widać to po klasykach. We wszystkich przypadkach, jakie udało mi się w tym roku udokumentować, powodem wypadku było najechanie na auto zabytkowe przez kierowcę nadjeżdżającego z tyłu. Dlatego nie jeździjcie klasykami po autostradzie. Po prostu nie.

Stacje benzynowe zaczynają zamieniać się w stacje ładowania pojazdów elektrycznych.

Pierwsze takie miejsce powstało już w Maryland w Stanach Zjednoczonych. Kolejne stacje zmieniają się w ładowarki w Norwegii, co akurat nie jest zbyt dziwne. Ten proces radykalnie przyspieszy przechodzenie na samochody elektryczne. Jeśli swój pierdzący spalinami samochód będziesz mógł tankować tylko w jednym miejscu w mieście, pewnie szybko i chętnie się go pozbędziesz na rzecz elektrycznego. Tam, gdzie do tej pory spędzałeś 5 minut, będziesz spędzał 1-2 godziny – ale to tylko dobrze dla operatora stacji ładowania, bo będziesz mógł w tym czasie pójść do wydzielonego open-space z Wi-Fi, zamówić sobie wegańską kawę i spontanicznie spędzić czas z innymi uwięzionymi w tym miejscu ludźmi. Najpierw oczywiście będzie trzeba sobie zamówić slot na ładowanie, tzn. odcinek czasu, w którym ładowarka będzie zarezerwowana dla nas. W przeciwnym razie czekałoby nas wielogodzinne oczekiwanie w kolejce. Ale wiecie, darmowe WiFi, to można sobie popracować przy okazji.

To chyba naprawdę były ostatnie targi we Frankfurcie

Udało się w końcu obliczyć, o ile mniej widzów przyciągnęła impreza IAA 2019 w stosunku do roku ubiegłego. Jest to monstrualny spadek o 31%. Jeśli za 2 lata Frankfurt w ogóle się odbędzie, to pewnie spadek będzie jeszcze większy. Można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że ta impreza umarła. Była to taka cicha, skromna śmierć. W tym roku IAA przyciągnęło 560 tys. osób. 4 lata temu było to 937 tys. osób.

Problem w tym, że nowe, elektryczne modele w rodzaju Taycana czy Corsy-e, nie bardzo ekscytują odbiorców masowych. Często się teraz mówi, że żyjemy w takich ciekawych czasach jeśli chodzi o motoryzację, że zachodzą tak ogromne zmiany w postaci odejścia od modelu posiadania samochodu w stronę modelu pojazdu jako usługi, i oczywiście od spalin w stronę elektryczności. Moim zdaniem to w ogóle nie jest ciekawe i nie jestem w tym mniemaniu odosobniony. To tak, jakby powiedziano: teraz w żywności i żywieniu są takie ciekawe czasy, wszyscy przechodzą na weganizm, a potrawy wegańskie są takie ekscytujące! To prawda, pod warunkiem że jesteś weganinem/fanem aut elektrycznych. Wtedy rzeczywiście są interesujące. Dla przeciętnego odbiorcy ekscytujące są samochody wielkie, szybkie, bulgoczące, warczące, ekscytująca jest technologia w której coś się rusza, wiruje, płonie, strzela itp.

REKLAMA

Nie wydaje mi się, żeby obecne czasy w motoryzacji były ciekawe. Jeśli ktoś lubi obserwować śmierć jakichś zjawisk społecznych, to teraz ma dobry czas. Pewnie są ludzie, którzy z zainteresowaniem oglądali jak znikają budki telefoniczne, jak wychodzi ostatni numer książki telefonicznej, jak z rynku wypada ostatni komputer z portem na dyskietki, jak przestaje jeździć ostatni konny tramwaj albo trolejbus. To oni z pewnością teraz trzęsą się z ekscytacji oglądając śmierć tradycyjnej motoryzacji, tej która budziła emocje. To co nastąpi później, nie będzie już budzić żadnych emocji – przemieszczanie się z miejsca na miejsce to w sumie dość nudna czynność. Urozmaicaliśmy ją sobie produkując ciekawe narzędzia do jej uskuteczniania, ale ten czas się kończy i te narzędzia odchodzą. A następnemu pokoleniu pozostanie tylko zapytać: jak śmieliście jeździć sobie samochodem tam i z powrotem i emitować trucizny? HAŁDERIU?

motoblender
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA