Skoda leci i kosi pół ulicy. Policja: luzik, nic się nie stało
Część kierowców nie wie, że za uszkodzenie infrastruktury też się płaci. Otóż płaci się, ale szkoda, że policja tego nie potwierdza.

Niechęć policji do zajęcia się sprawą z ul. Swojczyckiej we Wrocławiu zadziwia. Nie można jechać bokiem na dwóch kołach, kosić znaki drogowe i na koniec przestawić komuś bramę wjazdową na posesję. Tyle że wariata ze Skody Octavii, który to wszystko zrobił, poszkodowany musi w tym przypadku gonić sam. Policjo, zainteresuj się, bo ludzie pomyślą, że to, co zrobił kierowca Skody Octavii, jest legalne.
Przelot bokiem na ul. Swojczyckiej we Wrocławiu
Właściciel posesji we Wrocławiu podzielił się swoją historią w mediach społecznościowych. Na potwierdzenie ma nagrania z monitoringu i samodzielnie zrobione zdjęcia. Człowiek w Skodzie Octavii poważnie zagroził bezpieczeństwu w ruchu drogowym, zdemolował kawałek ulicy i na koniec zniszczył mu bramę. I nie spotkała go z tego powodu żadna przykrość, nikt go nie szuka.
30 września krótko po północy pędząca ulicą Swojczycką Skoda Octavia wpadła w poślizg. Tak mocny, że prawie uderzyła w miejski autobus. Nie ominęła jednak znaków drogowych, latarni i bramy wjazdowej na posesję poszkodowanego. Wszystkie uszkodzenia są poważne, prędkość samochodu raczej nie była mała.
Uszkodził i uciekł
Auto w pewnym momencie jechało na dwóch kołach, straciło ogumienie po jednej stronie pojazdu. Po uderzeniu w bramę kierujący od razu ruszył dalej, by ostatecznie po kilku kilometrach porzucić samochód. Auto odnalazł sam poszkodowany. Twierdzi, że Skoda dalej stoi w tym samym miejscu.
Dwukrotnie próbował sprawą zainteresować policję - w tym raz już po odnalezieniu samochodu. Policja nie była zainteresowana, gdyż nie ma poszkodowanych i ofiar. Wydaje mi się, że jednak poszkodowani są i nawet głośno i wyraźnie mówią, że nimi są.
Nie ma ofiar, można się rozejść
Dzwoniłem kiedyś na policję w sprawie agresywnie zachowujących się osób, prawie na pewno będących pod wpływem środków odurzających. Według mnie było to tylko kwestia minut, by doszło do jakiejś szarpaniny albo pobicia.
Policja nie była przesadnie zainteresowana, gdyż pierwszym pytanie było: czy są jakieś ofiary, jest pan poszkodowanym? No nie byłem, ale też nie chciałem czekać, aż nim zostanę. Dlatego nie dziwi mnie też bardzo postawa wobec tego zgłoszenia. Ofiar w ludziach nie ma, ale jednak sytuacja jest tu inna.
Na pewno właścicielowi tej bramy byłoby łatwiej uzyskać odszkodowanie, gdyby był wyposażony w policyjny protokół. Miasto za skoszone znaki i latarnie pewnie woli zapłacić sobie samo, bo za dużo byłoby formalnej roboty. A co z przelotem bokiem przez ulicę? Powinien być ukarany, ale no trudno, miał szczęście, że nikogo nie zabił, to mu się upiecze.
Najgorzej
Ta postawa wobec zgłoszenia to jest tak zwane "najgorzej". Najgorzej jest wyrabiać w obywatelach poczucie, że komuś może się upiec, albo że policji się nie chce. Nie jest tak, że policji się nie chce, tylko zarządza swoimi skromnymi zasobami. Niestety efekt jest identyczny z tym, jakby nie obchodziło to ich kompletnie.
Co zostaje przeciętnemu zjadaczowi chleba w głowie po przeczytaniu relacji właściciela bramy? Że można bezkarnie latać bokiem, niszczyć drogową i prywatną infrastrukturę. Jeśli się kogoś nie rozjedzie, to wszystko jest w porządku. A przecież w ogóle nie jest.