Szklany dach zakryli podsufitką. Aspirująca klasa średnia się nie zorientuje
Samochód ze szklanym dachem w serii, ale zakrytym podsufitką od spodu: Tesla wyznacza nowe standardy w dziedzinie uświadamiania mniej zamożnym klientom tego, co celebryci mówią od dawna.

Zaledwie parę dni temu celebrytka Julia Wieniawa-Narkiewicz wygłosiła wspaniałą wypowiedź, której przesłanie brzmiało „bieda to stan umysłu”, i proszę – już mamy na to potwierdzenie w postaci poziomu wyposażenia nowej, bazowej Tesli Model Y. Samochód ten wydaje się mieć szklany dach, który jest niewidoczny od wewnątrz nadwozia, gdzie znajduje się normalna podsufitka. Co? Co?

Tesla musi mieć wyjątkowo rozwinięty dział taniości
To, co wydaje nam się tańsze jako odbiorcom, może wcale nie być tanie w rzeczywistości. Co więcej, niektóre oszczędności są dla producenta całkiem kosztowne, ale ich zadaniem nie jest oszczędzanie, tylko zachęcenie do zakupu droższej wersji. Przypomnijmy sobie na przykład Skodę Fabię w wersji Junior. Miała ona czarne zderzaki i małe kołpaczki kół, ale za to nie posiadała zamykanego schowka w kabinie. Oznaczało to konieczność produkowania specjalnych kołpaczków tylko dla tego modelu oraz deski rozdzielczej bez schowka, również tylko do Juniora. Była więc zapewne droższa w produkcji niż najpopularniejszy model Fabii, ale doskonale służyła jako pretekst dla klientów do wybrania droższej wersji. Gdyby uczynić najtańszą w produkcji odmianę – tą najtańszą, to kto wybierałby wyższy poziom wyposażenia?
Tesla poszła innym tropem
Skoro szklany dach w modelu Y jest standardem, to zupełnie nieopłacalne byłoby zamieniać go na stały dach blaszany tylko w celu uzupełnienia cennika o najtańszą odmianę. To by oznaczało koszty dla stworzenia samochodu, na którym zarabia się najmniej. Przypomnę, że odstępy cenowe między wersjami wyposażenia to w większości zysk producenta i sposób na pompowanie marży. To dlatego różnice powinny być jak najmniejsze i składać się z nieistotnych, niskokosztowych detali (umiarkowanie dobrze) lub po prostu z odblokowania jakiejś funkcji, która i tak w uboższej wersji jest, tylko że zablokowana. Przypomnę, że Mercedesy potrafią mieć kamerę cofania z pełnym okablowaniem, ale ekran nie pokazuje obrazu z niej, póki nie zapłacisz. A już przebojem jest tempomat, który występuje właściwie w każdym nowym aucie - dokupujesz włącznik, kodujesz, gotowe. Dlatego Tesla postępuje właśnie tak: szklany dach zostaje dla redukcji kosztów produkcji, zakrywa się go podsufitką żeby przekonać cię, że popełniasz błąd, kupując najtańszą wersję.
Ale uchwytu na kubki to już nie rozumiem

Miało być tanio i jest, ale czy to oznacza że ma być nonsensownie? Kładziony fragment oparcia tylnej kanapy z uchwytami na kubki nie pozostaje po opuszczeniu w pozycji poziomej, więc wsadzone weń pojemniki będą pochylone. To trochę morduje ideę uchwytu, dzięki któremu zawartość kubka się nie wyleje, chyba że będziemy wozić tam tylko kubki napełnione do połowy.
Ogólnie nowa, tania Tesla „Standard” to żart z klientów
Ja rozumiem w pełni wspaniałość jej ceny wynoszącej po dopłacie rządowej 154 tys. zł. To naprawdę tanio jak za tak duży i mocny samochód elektryczny o dużym zasięgu (Tesla obiecuje 534 km) i w sumie rozsądnym wyposażeniu – bez gadżetów, z paroma śmiesznymi oszczędnościami jak podobno brak radia. Ale nadal z punktu widzenia Europejczyków – szału nie ma. Zamiast nowego, bardziej kompaktowego modelu dostosowanego do naszych realiów dostaliśmy ultrazubożoną wersję dużego samochodu. Moim zdaniem sprzedaż będzie bardzo niska, kto chce kupić Teslę tylko po to, żeby potem inni teslarze mogli śmiać się z niego, że ma najuboższy model? Julia Wieniawa ma rację, bieda to stan umysłu - jeśli kupisz najbiedniejszą Teslę, to codziennie będziesz patrzył na podsufitkę, wiedząc że pod nią jest szklany dach. Może pewnego dnia wyzwolisz się z biedy i potniesz ją nożem, żeby dostać się do gwiazd.