Gdybym otwierał Muzeum Tuningu, ta Mazda byłaby pierwszym eksponatem. Jest wspaniała
Tęsknicie za dudniącym basem, bodykitami, lambo doorsami i płomieniami na karoserii? Pewna wystawiona na sprzedaż Mazda MX-5 po tuningu może robić za wehikuł czasu.
Nigdy w życiu nie oglądałem „Titanica” i kilku innych ważnych filmów. Trochę mi wstyd. Nie mam jednak żadnych zaległości w dziedzinie klasyki kina – powiedzmy – tuningowo-przygodowego. Mowa oczywiście o „Szybkich i Wściekłych”. Ostatnie części to już nie to samo, ale pierwsze trzy są legendą. Pamiętam palenie gumy na parkingach kin po seansach. No i modę na tuning, która wtedy wybuchła.
Teraz takie modyfikacje aut nie są już popularne
Czekam aż ktoś stworzy Muzeum Tuningu. Wszystkie te plastikowe poszerzenia, felgi ze spinnerami i naklejki udające dziury po kulach zasługują na upamiętnienie. Można się z tego wszystkiego śmiać – co oczywiście czasem robię – bo bywało przaśnie, zwłaszcza gdy marzenia o tuningu w stylu bling bling spotykały się z karoserią Skody Favorit. Ale nie da się zaprzeczyć, że to był kawał historii motoryzacji.
Ta Mazda MX-5 po tuningu doskonale nadawałaby się na eksponat
Co widać w ogłoszeniu? Pod spodem kryje się Mazda MX-5 pierwszej, poszukiwanej już przez kolekcjonerów generacji o oznaczeniu NA. Wyprodukowano ją w 1996 r, choć modyfikacje na pewno powstały co najmniej kilka lat później.
Oglądanie nadwozia wiąże się z tzw. „mocnymi wrażeniami”. Przód, który chyba miał nawiązywać do większej Mazdy RX-7 to dopiero początek. Z boku widać wloty powietrza, ogromne progi i felgi, które akurat są chyba najmniej kontrowersyjnym elementem kompozycji, ale naprawdę porządnie dzieje się z tyłu. Ogromny spojler walczy o uwagę widza z tylnymi lampami pochodzącymi najprawdopodobniej z katalogu części tuningowych do MG F. O ile z przodu jeszcze poznałbym, że bazą projektu była Mazda, o tyle z tyłu MX-5 świetnie ukrywa swoją tożsamość.
Wszystko przyprawiono wielkimi tłumikami końcowymi, masą laminatu i oczywiście namalowanymi aerografem smokami zdobiącymi brązowo-miedziano-zielonkawy lakier typu kameleon.
Po wejściu do środka czar nie pryska
Samo zajęcie miejsca za kierownicą odbywa się odpowiednio stylowo. Drzwi to tzw. lambo doors, czyli takie, które otwierają się do góry. Wnętrze MX-5 może i jest nieduże, ale to nie znaczy, że nie ma w nim miejsca na tuningową inwencję twórczą. Zmieściły się: tapicerka i kokpit żółte jak słońce, wielka stacja multimedialna i głośniki otoczone zdobieniami. Na pewno świetnie grają podczas słuchania utworu „Explosion” duetu Kalwi & Remi. Niestety, na liście wyposażenia nie znalazła się klimatyzacja. Szkoda, bo w roadsterze jest wbrew pozorom jeszcze bardziej potrzebna niż w „zwykłym” wozie, zwłaszcza w korku. Są za to dodatkowe wskaźniki. Co pokazują? Może poziom lansu, choć pewnie jest wiecznie przekroczony grubo ponad normę.
Mazda MX-5 po tuningu zaznała nieco sławy
Jak podaje sprzedający, auto pojawiło się nawet na targach w Genewie. Z pewnością zwracało na siebie uwagę. Pojawiło się też np. we wpisie w serwisie Reddit, choć jego autor raczej nie był pod wrażeniem starań tunera. Przy okazji można zobaczyć, jak wygląda to MX-5 z miękkim dachem. Zimą założyłbym raczej hardtop…
Wisienką na tuningowym torcie jest układ napędowy. Nie zmodyfikowano go. To 90-konny motor 1.6, czyli najsłabszy, jaki oferowano w MX-5 NA. „All show and no go” – powiedzieliby Amerykanie, ale skupianie się tylko na warstwie wizualnej jest typowe dla podrasowanych wozów z dawnych lat.
Ile kosztuje efektowna Mazda MX-5 po tuningu? W ogłoszeniu widnieje kwota 42 900 zł. To o wiele więcej niż trzeba wydać np. na piękne, żółte MX-5 NA po renowacji, w stanie kolekcjonerskim, również wystawione na sprzedaż. Ogólnie, większość Mazd tej generacji kosztuje co najmniej dwa razy mniej. Ale nie robią takiego wrażenia. Gdybym był kustoszem Muzeum Tuningu, musiałbym po prostu postarać się o jakieś sowite dofinansowanie. Ten egzemplarz stałby tuż obok Mazdy MX-5 NA z silnikiem 1.9 TDI. Kiedyś naprawdę taka była.