„Szybcy i Wściekli” jeszcze nie idą na emeryturę. Twórcy grożą powstaniem części numer 10 i 11
Filmy z serii „Fast and Furious” czyli „Szybcy i Wściekli” wychowały już kilka pokoleń fanów motoryzacji. Niestety, liczba nowych części goni liczbę odcinków „Mody na Sukces”. Będzie tylko gorzej.
Czy jest wśród nas ktoś, kto z ręką na sercu przysięgnie, że nigdy nie widział ani jednej części „Szybkich i Wściekłych”? Trochę w to wątpię. Co więcej, dla wielu osób filmy z tej serii mogą być tak zwanym „guilty pleasure”, czyli czymś, co lubi się oglądać, ale raczej po cichu, bez chwalenia się. Przygody Dominica Torretto i jego przyjaciół potrafią dostarczyć rozrywki, choć trudno ją nazwać ambitną.
Pamiętam wieczorne seanse „Szybkich i Wściekłych” we wczesnych latach 2000.
Od premiery pierwszej części tej sagi wkrótce minie 20 lat. Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem i naciągnąłem rodziców na wyjście do kina na któryś z filmów z serii, na parkingach kin odbywały się wyścigi na 20 metrów, okraszone paleniem gumy. „Szybcy i Wściekli” mieli bowiem ogromny wpływ na powstanie mody na tuning i wyścigi uliczne na początku XXI wieku. Jestem przekonany, że byli właściciele Astr, Kadettów, Escortów czy Almer, przyozdobionych spojlerami, „winylami” i „spinnerami” dzisiaj trochę się tego wstydzą, ale i trochę kręci im się łezka w oku.
„Szybcy i Wściekli” wychowali już całe pokolenia fanów motoryzacji
Dziecko pary, która poszła na pierwszą randkę właśnie na film z Paulem Walkerem i Vinem Dieslem, może być już od dawna pełnoletnie i zabierać swoje sympatie na filmy z tej samej serii. Powstało ich już osiem (filmów, nie sympatii). Nie przeszkodziła w tym ani tragiczna śmierć wspomnianego Paula Walkera w 2013 r, ani koniec mody na tuning.
Premierę „Szybkich i Wściekłych 9” zaplanowano pierwotnie na maj 2020 roku, ale ze względu na pandemię, przesunięto ją o rok.
Powstaje tylko jedno pytanie: ile jeszcze?
Niestety, co za dużo, to niezdrowo. Nawet najlepszy pomysł na sagę filmową kiedyś się wypala, a poczynania aktorów na ekranie w pewnym momencie stają się już śmieszne. Wygląda na to, że „Szybcy i Wściekli” szybko i wściekle pędzą właśnie w tym kierunku. Podobno w nadchodzącej części (reżyserowanej przez Justina Lina), jeden z bohaterów ma znaleźć się w kosmosie, a inny… powstanie z martwych.
Niestety, to jeszcze nie koniec. Z informacji portalu „Variety” wynika, że ta filmowa franczyza zakończy się dopiero po części numer 11. Potem można się jeszcze spodziewać różnych spin-offów, czyli filmów powstałych na bazie np. poszczególnych wątków z serii. Szybcy i Wściekli nieprędko dadzą nam spokój.
Szybcy i Wściekli 11 powinni pojawić się jak najszybciej
Producenci muszą się pospieszyć. Na drodze do sukcesu stają nie tylko starzejący się aktorzy (Vin Diesel nadal ma imponującą muskulaturę, ale już dawno przekroczył 50-tkę), ale i… koniec ery samochodów spalinowych, o wyścigach ulicznych nie mówiąc. Im dalej w las, tym można się spodziewać większej ilości protestów przeciwko „propagowaniu przekraczania przepisów i emitowania nadmiernych ilości CO2” i tym podobnych uwag.
Poza tym, trudno mi sobie wyobrazić „Szybkich i Wściekłych” bez ryku silników. Z „elektrykami” to już trochę nie to samo. Zwłaszcza że w aucie elektrycznym trudno zmienić bieg 12 razy podczas przyspieszania od zera do 200 km/h. A z tego „Szybcy i Wściekli” od dawna słyną.