Zakaz sprzedaży aut spalinowych się chwieje. Są argumenty za jego utrzymaniem
Wiele osób i wielkich biznesów ucieszy się z tych wieści: zakaz sprzedaży aut spalinowych w Europie może zostać anulowany lub poważnie rozmiękczony... a nie powinien.
Dość przełomowe mogą być to wieści. Mówiło się o tym już wcześniej, ale teraz nadeszło potwierdzenie wypowiedziane ustami przedstawiciela Komisji Europejskiej. Po zapoznaniu się z listem kanclerza Niemiec, Friedricha Merza do przewodniczącej Komisji Europejskiej adresat powrócił z ważnym komunikatem. Bruksela zasygnalizowała gotowość złagodzenia przepisów o zakazie sprzedaży aut spalinowych w 2035 r. Tak rzekł Apostolos Tzitzikostas i dodał, że w grze mogą pozostać paliwa syntetyczne i zaawansowane biopaliwa. Opisaliśmy argumenty za zniesieniem tego zakazu, a teraz weźmy się za przeciwną stronę barykady. Dlaczego należy utrzymać zakaz sprzedaży samochodów spalinowych?
Zakaz sprzedaży aut spalinowych się chwieje:
To jednak nie spłoniemy?
Polityka lubi dobre historie, a dobre historie muszą być proste. Dotychczasowa opowieść zostanie zepsuta, wręcz ośmieszona. To płoniemy razem z planetą, czy jednak nie płoniemy?
Nie udało się do tej pory przekonać ludzi do konieczności realizacji celów klimatycznych. Ograniczenie emisji dwutlenku węgla z samochodów osobowych w Europie nie uratuje świata, bo stanowi zbyt mały udział w światowej emisji. Ale to nie szkodzi, byliśmy pionierami, chcieliśmy, żeby inni szli za naszym przykładem, mimo że wyraźnie kuleli.
Świat by płonął, ale my otrzepywalibyśmy się z płomieni w poczuciu moralnego zwycięstwa. Teraz nie będzie nawet tego. Jeśli kilka łez od dużego biznesu wystarczy, by żonglować datami i warunkami, to po co się starać? To, czy zrealizujemy cele klimatyczne, robi się mniej istotne. Ważne, że ich niespełnienie przestaje być tak groźne. Opowieść się wali i przez to coraz trudniej będzie przepychać jakiekolwiek rozwiązania. Drodzy nabywcy elektrycznych samochodów, wiecie co, jednak nie było takiego dużego zagrożenia dla planety - to taka jest nowa opowieść?
Miękki zakaz ratuje wielki biznes
Nieśmiało zauważam, że w Unii Europejskiej jest 27 krajów. A ten dobrze przyjęty list wysłał kanclerz Niemiec. Nie broni on interesów Europejczyków, on broni interesów niemieckich koncernów samochodowych.
Jest to biznes wielomiliardowy, kluczowy nie tylko dla Niemiec, ale i dla rynków pracy w innych krajach. Nie zmienia to faktu, że w biznesie działa się dla zysku. Nikt nie broni cierpiących na chorobę obturacyjną płuc, ani tych, którym na skutek zmian klimatu miejsce do życia zmieniło się na takie nie do życia. Broni się pieniędzy i finansowej pomyślności ludzi i tak już uprzywilejowanych. Tak, tak trudności na rynku pracy mogą nastąpić, jak w niemieckiej fabryce będzie działo się źle, ja wiem. Bójmy się więc i kibicujmy kanclerzowi w walce o jego własny interes.
Niektórym zakaz nie przeszkadza
Trochę przykrą sprawą byłoby, gdyby uczniowie przed wuefem kupili buty do koszykówki, stroje a nawet piłki, a potem pan od wuefu postawiłby bramki do piłki nożnej i powiedział, żeby się nie wygłupiali, bo w żadnego kosza nikt nie chce grać. Nie zmienia się zasad w trakcie gry.
W takiej sytuacji postawiono producentów, którzy do zakazu sprzedaży aut spalinowych przygotowali się sumienniej niż reszta. Niektórym ten zakaz się podoba, oni twierdzą, że są gotowi. A poczynione inwestycje są nieco droższe niż zakup nieprawidłowego obuwia.
Volvo mówi, że zakaz im pasuje. Wielomarkowy Stellantis też kiedyś był z nim wielce ok, ale po zmianie prezesa to też mu się zmieniło. Hyundai i Kia nie chciały odwrotu od zakazu, bo zainwestowały zbyt wiele. Mar Hedrich, europejski prezes twierdzi, że są przygotowani, a zmiana zakazu kosztowałaby ich fortunę. No co za pech, że Niemcom akurat zniesie zakazu się opłaci.
Paliwo dla bogatych
To rozmiękczenie stanowiska nie jest tak przełomowe, jak mogłoby się wydawać. Nie oznacza, że ciągle moglibyśmy "jeździć po staremu", tylko że nie wszystkie auta musiałaby być zasilane wyłącznie prądem. Do gry mogłyby wejść paliwa uznawane za niskoemisyjne. A to nie znaczy, że paliwo, które ciągle można spalać byłoby dostępne dla wszystkich i tanie.
Która marka jako jedna z pierwszych mówiła o inwestycjach w paliwa syntetyczne? Porsche. Czy jest to marka popularna, taka dla Kowalskiego, albo chociaż marka aut flotowych? No tak jakoś nie. Trzeba jednak przyznać, że nie są jedyni. Inwestycje w tzw. e-fuels czynił też Stellantis. W Audi i BMW do gry silnie powraca za to koncepcja biopaliw. Auta Audi z nowym, 6-cylindrowym silnikiem Diesla wydawane będą z HVO, czyli hydrorafinowanym olejem roślinnym w baku. Podobnie dzieje się z dieslami produkowanymi w Niemczech przez BMW.
Nie oznacza to, że po prostu zmienimy zawartość baku, dostosujemy silniki spalinowe i będziemy hulać jak do tej pory. Zostawienie spalania paliw jako opcji bardziej zakłada jej elitarność, bliżej nieokreślony udział w energetycznym miksie, niż powszechność. Polityczny plan całkiem by się zawalił, gdyby się okazało, że nie trzeba jeździć elektrycznymi samochodami i wystarczy przesiąść się na biopaliwo.
Zmiany kursu nie będzie
Przy stoisku bukmacherskim nie postawiłbym na zmianę kursu, na cokolwiek, co z wielką pompą można byłoby ogłosić jako zniesienie zakazu sprzedaży aut spalinowych. To będzie bardziej rozmiękczenie, pozostawienie furtki i ścieżek rozwoju. Celem nadrzędnym ciągle pozostanie ograniczanie emisji dwutlenku węgla i lokalnej emisji szkodliwych produktów spalania.
