Wyglądają na ostatni krzyk mody. Mają ponad pół wieku
Pływające kierunkowskazy rozpowszechniły się w ostatnich latach jako modny gadżet, chociaż ich wpływ na cokolwiek jest dyskusyjny. Mało kto wie, że wynalazek obchodzi w tym roku 60-te urodziny.

Oczywiście, podobnie jak dzisiaj, rozwiązanie tego typu było po prostu estetycznym urozmaiceniem. Przesuwające się czerwone światło z tyłu samochodu stanowiło jeden z wielu owoców ery Space Age, gdzie rozmaite “kosmiczne” nawiązania przenoszono do motoryzacji. W tamtym czasie nie istniała jednak jeszcze technologia znana dzisiaj, dlatego skonstruowanie takiego cudownego urządzenia wymagało naprawdę solidnego inżynierskiego rzemiosła.
Pierwszy był Ford Thunderbird w 1965 roku
Większość ankietowanych, którzy kojarzą motyw pływających kierunkowskazów z lat minionych, zapytanych o "tego pierwszego", wskazuje na Mercury’ego Cougara albo Shelby’ego Mustanga. No i wszyscy w tym momencie odpadliby z teleturnieju. Koncern się zgadza, natomiast nie zgadza się model - pierwszym seryjnie produkowanym samochodem z takim rozwiązaniem był Ford Thunderbird na rok modelowy 1966.
Rozwiązanie wymagało skomplikowanej elektromechaniki
Dzisiaj, w dobie zaawansowanej elektroniki, stworzenie tak działających kierunkowskazów jest przeważnie kwestią odpowiedniego oprogramowania. 60 lat temu konieczne było zbudowanie złożonego mechanizmu bazującego na elektromechanice.
Jak to działało? A tak, że impuls wysłany z przełącznika kierunkowskazów uruchamiał mały silniczek elektryczny, który następnie obracał wałkiem z krzywkami. Te z kolei po kolei zamykały i otwierały obwody elektryczne, gdzie każdy odpowiedzialny był za pojedynczą żarówkę - razem były ich po trzy na każdą stronę. Sygnał przesuwał się od wewnątrz do zewnątrz obrysu samochodu, co sprawiało wrażenie “płynięcia” światła. Skomplikowany system elektryczny rozróżniał również, z jakiego źródła płynął sygnał: przełącznika kierunkowskazu czy pedału hamulca. Zmieniało to kolejność sekwencji albo przerywało ją w ogóle.
Przypomnijmy laikom, że według amerykańskich przepisów, tylne kierunkowskazy, światła pozycyjne i światła hamowania są zespolone w ramach jednej żarówki. Konstrukcja pływającego kierunkowskazu polegała na rytmicznym rozbłyskiwaniu i przygasaniu żarówek, przez zamykanie i otwieranie dodatkowego obwodu.
Cała maszynownia ukryta była pod podłogą bagażnika. Ciekawostką jest, że mechanizm podczas pracy wydawał donośne dźwięki cykania styków i szumu obracającego się silniczka. Zawsze to lepsze, niż cykanie zaworu w butli z gazem.
Wynalazek powstał już rok wcześniej
Pomimo tego, że pierwszy raz pływające kierunkowskazy pojawiły się we wspomnianym Fordzie Thunderbirdzie w 1965 roku, konstrukcja była opracowana już rok wcześniej. Kłopot polegał na tym, że w niektórych stanach obowiązywały przepisy pośrednio zabraniające takiego rozwiązania - kierunkowskazy musiały błyskać jednocześnie. Tak więc pływające kierunkowskazy byłyby w takiej sytuacji nielegalne. Dopiero po ujednoliceniu przepisów w wyniku lobbystycznej działalności Forda wynalazek udało się oficjalnie zalegalizować i wdrożyć do sprzedaży.
Pływające kierunkowskazy to klasyczny przykład przerostu formy nad treścią
Tak prezentujący się samochód niewątpliwie robił wrażenie, co docenili zarówno klienci, jak i motoryzacyjni dziennikarze. Nie mogło być inaczej, skoro pomysł trafił na sam środek ery Space Age, o czym wspomniałem na samym początku. Pływające kierunkowskazy kojarzyły się z podbijaniem kosmosu i wynikającym z tego postępem, a same w sobie wyglądały ponadto bardzo ekskluzywnie, więc sąsiad robił się czerwony z zazdrości, widząc Thunderbirda skręcającego na podjazd pod naszym domem.
Prędko natomiast ujawniły się rozmaite wady takiego rozwiązania. Co nie jest zaskakujące, elektryka okazała się awaryjna i w pewnym momencie przestawała działać, co wymagało drogich napraw poprzedzonych skomplikowaną diagnostyką. Złożona konstrukcja mechanizmu wymagała żmudnego sprawdzania, co nawaliło, że światła nie działają w sposób właściwy. Ogólnie, należało bohatersko rozwiązać problem nieznany użytkownikom przyziemnych samochodów.
Jak widać po dzisiejszej popularności pływających kierunkowskazów: z opóźnionym zapłonem, ale rozwiązanie się przyjęło. Ludzie kochają bezużyteczne gadżety.







































