Kupił auto i nie jeździ nim od pięciu lat. Absurdalny pat sądowo-mechaniczny
Właściciel używanego Audi z Dolnego Śląska wystąpił w programie „Interwencja” w telewizji Polsat. Ostatnio ta stacja wzięła się za kwestię wadliwych samochodów z drugiej ręki. Szkoda, że cały materiał brzmi dziwnie i każe zadać pytanie o zdrowy rozsądek przy zakupie auta.

Klient kupił dwuletni, używany samochód marki Audi w salonie tego właśnie producenta. Znalazł się tam pojazd importowany z Niemiec, choć niektórym może się wydawać, że takie salony oferują wyłącznie pojazdy krajowe. Nie wiadomo za bardzo jakim sposobem komuś udało się w 2020 r. kupić dwuletnie Audi A5 Sportback pierwszej generacji (typ 8T) skoro produkowano je do 2016 r. Jeśli sądzicie, że to już wszystkie zagadki z tego intrygującego materiału, to wręcz przeciwnie. One dopiero się zaczynają.
Klient kupił Audi A5 za 120 tys. zł. Dwuletnie, w 2020 r. Wtedy nowe Audi A5 Sportback z silnikiem 2.0 TDI w salonie zaczynało się od 205 tys. zł, więc cena była dość okazyjna jak za dwulatka oferowanego przez dealera Audi. Mimo że pojazd nie miał polskich tablic i nie dawało się wykonać jazdy próbnej, nabywca i tak się zdecydował – wydał na samochód nie tylko swoje oszczędności, ale też pożyczkę, którą na ten cel wziął. Już w tym miejscu powinny się zapalić nam wszystkie ostrzegawcze kontrolki.
„Nie ma mocy, wyskakuje komunikat o braku ładowania, świecą się jakieś kontrolki”
Brzmi jak awaria, którą ktoś powinien zdiagnozować. Najlepiej dealer, który je sprzedał. Później pojawiają się jeszcze bardziej oryginalne opisy awarii: coś tam się stało z tylną klapą, i olej wystrzelił. Szarpała skrzynia biegów i szumiało łożysko. Pojazd podobno kilka razy wracał do autoryzowanych serwisów, które niczego nie ustaliły i nie naprawiły. Może należało pojechać do kogoś, kto widział kiedykolwiek silnik 2.0 TDI i coś o nim wie? W każdym razie pojawiła się po drodze opinia rzeczoznawcy, który uznał, że samochód stwarza zagrożenie i nie nadaje się do jazdy. Tu jednak następuje pat, ponieważ kontropinia innego rzeczoznawcy, stwierdzająca rzekomo że wszystko jest w porządku, powstała bez oględzin pojazdu. Prawnik poszkodowanego podważa ją, a rzeczoznawca twierdzi, że musi się przejechać samochodem – tyle że nie może, bo skończyło się badanie techniczne.
To nie jest pat, to jest Pat i Mat
Chciałbym, żeby ktoś wytłumaczył mi prostymi słowami, dlaczego:
- właściciel, zamiast naprawić samochód, gnije go od 5 lat w garażu. Żadna naprawa, nawet z wymianą silnika włącznie, nie kosztowałaby tyle, ile ten wóz stracił na wartości od nieużywania. Nieużywanie to najgorsza z możliwych decyzji.
- nikt nie przeprowadził weryfikacji na czym polega awaria, na przykład przez podłączenie do komputera diagnostycznego (wciąż taniej niż gnicie auta przez 5 lat)
- biegły nie ma pojęcia, że można za kilkadziesiąt złotych pozyskać czerwone tablice rejestracyjne do dojechania na badanie techniczne, ważne przez 30 dni i nie trzeba w tym celu wynajmować toru
- sąd zajmuje się sprawą od 5 lat i odbyły się tylko 2 rozprawy, z których nic nie wynikło
A także dlaczego samochód miałby obecnie nie przejść badania technicznego, skoro jak widać z materiału – jeździ. Ten materiał zrodził znacznie więcej pytań niż dał odpowiedzi, mam takie wrażenie że wielkim wysiłkiem próbowano pominąć faktyczny stan samochodu. Biegły w jednej opinii napisał, że pojazd stwarza zagrożenie i że jazda nim grozi zatarciem silnika, ale nie wiemy dlaczego. Kupujący opowiada, że tuż po zakupie zaczęło szumieć łożysko, jednak kiedy zdarzyły się następne usterki – tego już nie wiemy. Jeśli sprawa ciągnie się od pięciu lat, to kiedy ostatnio pojazd był realnie eksploatowany? Ile czasu po zakupie nabywca próbował dochodzić praw od sprzedającego? W pewnym momencie przed naszymi oczami pojawia się dokument, z którego wynika, że powód (pozywający) złożył oświadczenie o odstąpieniu od umowy, ale nie dostarczył pojazdu oraz że auto wcale nie było wielokrotnie naprawiane przez dealera, który je sprzedał.
Ja wiem, że takie rzeczy dobrze rezonują w społeczeństwie
Zły dealer, poszkodowany nabywca: ten schemat zawsze działa. Możliwe, że i w tym przypadku tak jest, powiedziano nam zbyt mało, aby dawało się to na sto procent stwierdzić. Z tej okazji chciałem tylko przypomnieć kilka istotnych zasad kupowania auta:
- jeśli masz 120 tys. zł na samochód, od razu pomijasz wszystkie auta używane i idziesz do salonu po nowe, możliwie najpopularniejszy model jaki da się kupić: Skoda, Dacia, Toyota, Hyundai. Żadnego wymyślania.
- jeśli masz 120 tys. zł do wydania TYLKO na samochód używany, to kupujesz taki za 60 tys. zł
- nie kupujesz dwuletniego auta sprowadzonego z Zachodu, jest duża szansa, że coś było z nim nie tak. Dwunastoletnie – już OK.
- nie bierzesz pożyczki na auto, bo rozstrzał między prowizją a utratą wartości sprawia, że samochód będzie pewnie dwa razy droższy niż w rzeczywistości
No i wreszcie, wykonujesz jazdę próbną. Tak tylko mówię, gdybyście mieli ochotę na podobny manewr co pan Krzysztof. Ale nikomu nie zabraniam – wasze pieniądze, wasz cyrk.







































